fbpx

Nie od razu sieć zbudowano

26 lutego 2020
1 600 Wyświetleń

Tekst Izolda Boguta

Foto Jakub Borkowski

Duże i skomplikowane rzeczy nie powstają momentalnie. Trzeba czasu, powolnego ewoluowania pomysłu, zrozumienia celu, a także pracy szczególnych ludzi, którzy dokładają cegiełkę po cegiełce do tego dzieła. Potem to dzieło, doszlifowane, dostosowane do poziomu pracy końcowego użytkownika, staje się oczywistością, „łatwizną”, czymś niezauważalnym, jak powietrze.

Jednym z takich dzieł ludzkości, które ściśle splotło się z naszym życiem codziennym, jest Internet – ogólnoświatowy system połączeń między komputerami, nazywany też siecią sieci. Łączy niezliczoną liczbę lokalnych sieci w sieć globalną, wielką pajęczynę „oplatającą” Ziemię. Dlaczego powstał, od kiedy liczy się jego początek – to pytania, na które trudno udzielić precyzyjnej odpowiedzi.

 

Amerykanie jako pionierzy

Prace badawcze nad łączeniem komputerów w sieć rozpoczęła – jakżeby inaczej – amerykańska armia, ale łączenie odległych od siebie komputerów miało też usprawnić współpracę między cywilnymi ośrodkami naukowymi – poprzez szybką wymianę danych, wyników badań czy poczty. Tak czy siak, jesteśmy w świecie przełomu lat 50. i 60. Komputery tamtych czasów to ogromne gabarytowo superkalkulatory. Programuje się je przy użyciu papierowych perforowanych taśm lub kart. Lokalne sieci łączą komputery np. w danej instytucji, uniwersytecie czy jednostce wojskowej i są zarządzane przez główny komputer. Specjaliści z amerykańskiego think tanku RAND Corporation działającego dla armii zauważają, że zniszczenie sieci komputerowej działającej jak centrala telefoniczna jest dla wroga jak bułka z masłem. Wystarczy zniszczyć „centralkę” i wszystko pada. Pojawia się więc idea sieci „demokratycznej”, bez wyodrębnionego centrum, działającej nawet po częściowym uszkodzeniu. I tu na scenę wchodzi pan Paweł Baran. Urodzony w Grodnie w 1926 roku od drugiego roku życia mieszkający w USA inżynier, informatyk, pracownik RAND, który w 1962 opublikował 12-tomową pracę, w której przedstawia projekt rozproszonej sieci transmisji danych. Zimna wojna podgrzewała zapał do pracy, więc już w 1969 na trzech amerykańskich uniwersytetach zaczyna działać ARPAnet – dziadek Internetu. Stuknęło mu 50 lat! Na początku lat 80. wydzielono z niego część cywilną, która z czasem zyskała nazwę Internet. Oprócz tego rozwijały się w Stanach równolegle inne sieci o różnym zasięgu, np. CSNET, Bitnet.

 

Za żelazną kurtyną

Z tej historii i prehistorii Internetu, dziejącej się daleko od naszego podwórka, przenieśmy się do Polski przełomu lat 80. i 90. XX wieku. Kruszy się żelazna kurtyna polityczna, ale jesteśmy nadal krajem leżącym daleko od Zachodu i nowinek technologicznych oraz dobrobytu. Ale to nie oznacza, że nie wiemy, co dzieje się w wielkim świecie. W Polsce od początku lat 60. konstruowano i produkowano we Wrocławiu w fabryce Elwro komputery, zwane wtedy maszynami liczącymi. Pierwszymi komputerami tam skonstruowanymi były Odra 1001 i Odra 1002. Natomiast pierwszym seryjnie produkowanym komputerem był UMC1 (Uniwersalna Maszyna Cyfrowa, model 1), opracowany na Politechnice Warszawskiej w katedrze prof. Antoniego Kilińskiego. Technologię produkcji tej maszyny opracował główny technolog Elwro Andrzej Niżankowski. On też zaprojektował logo fabryki, którym posługiwano się od pierwszego roku jej funkcjonowania, a także użyto go do wykonania neonu zainstalowanego na budynku fabryki.

 

Skoro mieliśmy komputery, pojawiła się też idea łączenia ich w sieci. Już w latach 70. na Politechnice Wrocławskiej stworzono sieć naukową, którą niedługo potem połączono z Politechniką Śląską w Gliwicach i Instytutem Podstaw Informatyki PAN w Warszawie, tworząc międzyuczelnianą sieć komputerową (MSK). Kiedy zakończyły się prace nad MSK, w 1986 r. Urząd Postępu Naukowo-Technicznego i Wdrożeń ustanowił Centralny Projekt Badawczo-Rozwojowy (CPBR) nr 8.13 nazwany: „Budowa Krajowej Akademickiej Sieci Komputerowej (KASK), rozwój metod i środków informatycznych w procesach nauczania i badaniach naukowych”. Projekt ten prowadzony był pod kierunkiem prof. Daniela Józefa Bema z Politechniki Wrocławskiej. 

 

CPBR 8.13 w Lublinie

O tym, co działo się w tym czasie w sferze lubelskiej informatyki, najlepiej może opowiedzieć osoba nazywana „legendą lubelskiego sieciowania” Zbigniew Skorzyński. Z wysokim czołem, orlim nosem, przeciętnego wzrostu i chyba nie powiem za dużo – w szelkach na ramionach, twierdzi, że Internet pojawił się w naszym mieście trochę przez przypadek. Ta nieco sceptyczna teza, oddająca zbyt wiele miejsca nieokreśloności, zostaje zaraz przykryta hałdą twardych faktów. Skorzyński przywołuje zdarzenia sprzed trzydziestu lat jakby to było wczoraj. Pierwszy „przypadek”, który przybliżył Lublin do budowania sieci komputerowej wydarzył się w 1988 roku. Skorzyński jako kierownik Zespołu Informatycznej Obsługi UMCS pojechał do Wrocławia interweniować w sprawie opieszałości w przyznawaniu Lublinowi, czyli UMCS-owi, bo tylko tam działy się takie rzeczy, pieniędzy na komputeryzację. – Tam dowiedziałem się przypadkiem, że ktoś kombinuje we Wrocławiu jakieś sieci komputerowe. Okazało się, że to profesor Bem, na Politechnice Wrocławskiej. Poszedłem do niego i całkiem przypadkiem znalazłem się na spotkaniu sieciowców. I to był pierwszy ruch sieciowy dla Lublina. – Skorzyński po powrocie do Lublina zaczyna kampanię na rzecz pozyskania szerszego zainteresowania naszego środowiska naukowego dla tej idei. Namawia ówczesnego rektora UMCS profesora Zdzisława Cackowskiego do zaproszenia wszystkich rektorów do udziału w pracach nad wspólną siecią. I tak się stało – 23 lutego 1988 roku posiedzenie rektorów Akademii Rolniczej, Politechniki Lubelskiej i Uniwersytetu Marii Curie-Skłodowskiej zdecydowało o organizacji regionalnego węzła sieci KASK i węzła międzyuczelnianego LASK. UMCS stał się jednostką wiodącą, a motorem Zbigniew Skorzyński i kierowany przez niego zespół. Niestety, na ten rok pieniędzy dla ośrodka lubelskiego w budżecie nie było, ale jak wspomina Skorzyński: – Pomyślałem, że niezależnie od udziału w projekcie, można jakieś elementy sieci komputerowej wprowadzić już. Do łączenia komputerów wykorzystałem karty ethernetowe. Taka karta kosztowała wtedy 1/3 ceny komputera! Między komputerami rozciągnęliśmy telewizyjny kabel antenowy.

 

Pędzę do ciebie światłowodem

Konkretne rzeczy zaczęły dziać się w 1989 roku. Lubelska Akademicka Sieć Komputerowa dostała dofinansowanie. Wynosiło ono 56 900 000 ówczesnych zł (czyli 5690 obecnych zł), co było kwotą niewielką, ale i tak przystąpiono do budowy pierwszego łącza. – Środki z otrzymywanych przez UMCS dotacji przeznaczane były na sprzęt, a mnie się udawało wyciągać pieniądze z uczelni na budowę sieci. I była to od razu sieć światłowodowa. Przy czym robiłem ją bardzo tanio. Dlaczego? Bo w Lublinie była fabryka światłowodów, która notabene w procesie produkcyjnym bazowała na opracowanej w Instytucie Chemii UMCS technologii produkcji włókien światłowodowych. Fabryka OTO produkowała światłowody zawsze w nadmiarze, pod kątem usuwania ewentualnych awarii gwarancyjnych. Potem gwarancja się kończyła, a im zostawały niepotrzebne zapasy, które sprzedawali mi za złotówkę. Skorzyński przyznaje, że była to swego rodzaju partyzantka, ale dzięki temu dawało się w ogóle coś zrobić. Może był to też jeden z przejawów sprzyjającego przypadku? Tak zbudowano pierwsze łącze lubelskiej sieci komputerowej – linię światłowodową o długości 5 km pomiędzy Uniwersytetem Marii Curie-Skłodowskiej, Akademią Rolniczą i Politechniką Lubelską. Oznaczało to, że wybrani pracownicy tych jednostek mogli np. wysłać maile wraz z załącznikami.

 

Dawno, dawno temu…

Warto tutaj zrobić dygresję i przypomnieć albo uświadomić niektórym, że w niedalekiej przeszłości ludzkość jakoś radziła sobie bez Internetu, ale również bez komputerów. Oczywiście z punktu widzenia studenta czy nastolatka są to czasy historyczne, ale troszkę bardziej dojrzali czytelnicy zdają sobie sprawę, że ogromna i wszechogarniająca rewolucja cyfrowa wydarzyła się bardzo niedawno i bardzo szybko. Otóż pierwszy komputer, wspomniany już UMC-1, trafił do Lublina w roku 1965, czyli 55 lat temu. I tu też, a jakże, pojawia się skromna postać Zbigniewa Skorzyńskiego. Np. we wspomnieniach dotyczących komputeryzacji Lublina docent Światomir Ząbek, naukowiec i kierownik Zakładu Metod Numerycznych UMCS, tak pisze o momencie formowania zespołu Zakładu: Problemem znacznie trudniejszym (niż znalezienie matematyków – I.B.) stało się skompletowanie grupy – co najmniej dwóch – elektroników, przyszłych konserwatorów maszyny UMC-1 […]. Miałem wszakże szczęście zetknąć się wcześniej, w Radioklubie LPŻ, z mgrem Zbigniewem Skorzyńskim, asystentem prof. Włodzimierza Żuka w Katedrze Fizyki Doświadczalnej. Znany ogólnie jako „geniusz elektroniki stosowanej” wydał się autorowi (i przyszłość potwierdziła słuszność tego przeczucia) idealnym kandydatem na „głównego elektronika od mózgów elektronowych”. Ten cud techniki, „mózg elektronowy” (pojęcie zaczerpnięte oczywiście z powieści Lema), wymagał odpowiedniego miejsca i padały różne propozycje: pomieszczenia Domu Technika NOT, budynki powojskowe przy Kraśnickiej, ale ostatecznie stanęło na adresie Sowińskiego 11, gdzie w baraku jeszcze niedawno funkcjonował dom studencki i stały piętrowe łóżka. Skorzyński tworzy plan adaptacji pomieszczeń, a po uruchomieniu maszyny w czerwcu 1965 roku nie szczędzi wysiłków na rzecz jej nieustannej sprawności. Maszyna była chimeryczna, wrażliwa na spadki napięcia i notorycznie „przepalały się” w niej lampy.

 

Halo, międzymiastowa!

Wracając do sieciowania. Skorzyński kontynuuje opowieść:

W spadku po poprzednim ustroju dostaliśmy szereg ograniczeń, np. dużą trudność w uzyskaniu stałego łącza międzymiastowego od kontrolowanej przez państwo „Tepsy”. Lublin takiej linii nie miał. Pierwsze taki połączenie zostało zrealizowane pomiędzy Gliwicami i Wrocławiem. Do tych połączeń służył taki „modemik” – Skorzyński wskazuje na fotografię skrzynki o wymiarach ok. 30x20x15 cm – o pięknej prędkości 1,2 kbita/s. Dziś kupujemy Internet 250 000 razy szybszy za mniej niż 100 zł miesięcznie.

Jak wyglądała polska codzienność na przełomie lat 80. i 90.? Korzystaliśmy tylko ze stacjonarnych telefonów, zresztą dość nielicznych poza ośrodkami miejskimi. W mojej wsi był jeden telefon – w zakładzie pracy taty. Kiedy nie mogłam pójść do szkoły, tata zamawiał zamiejscową, żebym dowiedziała się od moich koleżanek z sąsiedniej miejscowości, co było na lekcjach. Po brudnych i zaniedbanych ulicach jeździły wysłużone samochody produkcji wschodnioeuropejskiej. Benzynę kupowaliśmy na kartki, tzn. w ograniczonej ilości. Podobnie, aż do 1989 roku, było z zakupem mięs, ale to mniejszy problem, bo mięsa i tak prawie w sklepach nie było. Nie było też serków, jogurtów, przekąsek, snacków, orzeszków. Żadnych kolorowych opakowań. Z taśm produkcyjnych polskich firm zjeżdżał towar nadający się od razu do naprawy. Mieszkania miały krzywe podłogi i brak kątów prostych między ścianami. O tym, jak wygląda życie „tam”, dowiadywaliśmy się z niedzielnego programu „Bliżej świata”¸ na którego zakończenie był pokaz mody z podkładem muzycznym Flame of love i odcinek żenującego „Benny Hilla”.  

 

Wyjście na świat

Tymczasem 20 czerwca 1989 do prezesa EARN, czyli europejskiego odgałęzienia sieci BITNET, wystosowane zostaje przez rektora Uniwersytetu Warszawskiego pismo następującej treści: „We are writing to you to express the interest of Warsaw University to become a member of European Academic Research Network”. Następuje długa kampania na rzecz tego przedsięwzięcia. Amerykanów interesuje kwestia finansowa – czy Polska jest w stanie płacić pomiędzy 150 a 200 tys. dolarów rocznie za udział w sieci, a Departament Handlu waha się przed zdjęciem embarga na eksport nowoczesnych technologii do krajów bloku wschodniego. We wrześniu 1989 r. grupa polskich naukowców wysłała w tej sprawie petycję do prezydenta George’a Busha. Wreszcie w maju 1990 roku dostajemy zgodę. Pierwszy węzeł tej sieci powstał w Warszawie w Centrum Informatycznym UW, zorganizowany przez Andrzeja Smereczyńskiego. 17 lipca 1990 sieć zostaje odpalona, czego znakiem jest udana korespondencja mailowa pomiędzy Tadeuszem Węgrzynowskim z Uniwersytetu Warszawskiego a Smereczyńskim przebywającym wtedy na Uniwersytecie w Kopenhadze. Łącze miało prędkość 9,6 kb/s. EARN działał w oparciu o protokół IBM. Lubelski węzeł uniwersytecki zostaje połączony z tą siecią już 15 stycznia 1991 roku. Z Lublina zostaje wysłany pierwszy mail. Pisze go Skorzyński, a adresatem jest dr Janyszek, kierownik wrocławskiej sieci WASK. 

 

Jak wyglądał nasz węzeł? Oddajmy głos panu Zbyszkowi:

Mieliśmy kupionego z drugiej ręki IBM 4381 oraz amerykański teleprocesor, który miał jedną wadę – był stary i miał prędkość wyjścia do współpracy z „pecetami” jedynie 2,4 kb/s, a następnie podwyższoną przeze mnie do 9,6 kb/s. Ale tu znowu zadziałał przypadek. Dowiedziałem się, że można kupić w Stanach procesor łączący kanał IBM z Ethernetem. Napisałem maila do sprzedającej to firmy i zapadła cisza na trzy miesiące. W okolicy świąt Bożego Narodzenia piszę ponownie, a panowie odpowiadają, że wysłali mi tę „skrzynkę” i UMCS ma zapłacić 8,5 tys. dolarów. Zarabiałem wtedy 25 dolarów miesięcznie. – Drogocenna „skrzynka” dotarła do Lublina w sylwestra, w kasie rektora UMCS znalazły się też pieniądze na zapłacenie faktury. Ale wcześniej musiał zdarzyć się kolejny przypadek, bo do współpracy IBM-a z procesorem konieczne było oprogramowanie. I dalej niech opowiada ten, który te przypadki prowokował: – Nasz późniejszy szef sieci dr Andrzej Bobyk pojechał po doktoracie do Tybingi. A ja, jak ten dziad, pomyślałem, że może tam coś wyrzucają, to byśmy wzięli! I rzeczywiście – wyrzucili komputery IBM i DEC, a co najważniejsze oprogramowanie sieciowe do IBM pozwalające na połączenie z Ethernetem! Przywiozłem ten otrzymany nieodpłatnie sprzęt i koledzy Ireneusz Maliszewski i Andrzej Resztak zainstalowali to oprogramowanie. Dzięki temu, kiedy przychodzące maile spłynęły już do IBM-a, to były przez naszych użytkowników w Lublinie odbierane, czytane, szybko, tak jak dziś.

Prędkość działania łącz sieciowych była głównym mankamentem utrudniającym korzystanie z połączeń. Walka o sprawną transmisję miała czasem bardzo nietypowe zakończenia. Na przykład w wyniku drobnej awarii funkcjonowania warszawskiego IBM-a nie można było w sensownym czasie „przepchnąć” przez wąskie łącze nagromadzonych maili. Maile zostały więc nagrane na taśmę i wysłane do Wrocławia pociągiem. Jest to chyba jedyny w świecie przypadek przekazanie e-maili koleją.

 

17 sierpnia 1991 roku to symboliczna data połączenia Polski z siecią sieci, czyli Internetem. Rafał Pietrak nawiązuje łączność z Kopenhagą w protokole IP. A Lublin wkrótce potem.

 

Dziennik Wschodni: „Przyciskasz Enter i… jesteś w Europie”

W czerwcu 1993 pojawiła się koncepcja stworzenia w Lublinie sieci miejskiej. Rosło zainteresowanie połączeniami sieciowymi jako nowinką technologiczną, ale też istotnym usprawnieniem pracy. Myślano o włączaniu do sieci kolejnych oddziałów instytucji naukowych, administracji samorządowej, liceów, szpitali itd. Uroczyste otwarcie sieci LubMAN nastąpiło 7 grudnia 1994 r. w siedzibie Lubelskiego Towarzystwa Naukowego w Pałacu Czartoryskich. Dziennik Wschodni informował o tym wydarzeniu, pisząc m.in. że lubelska sieć ma niemal 20 km i że podłączonych jest do niej 1100 komputerów oraz, że dzięki LUBMAN możliwe jest połączenie z każdym komputerem na świecie, mającym dostęp do sieci INTERNET. Komputerów takich jest 4 miliony.

 

Jak Lublin doganiał świat

Skorzyński urodził się w 1940 roku we Lwowie. Jeszcze w czasie wojny rodzina przeniosła się pod Przeworsk, a następnie do samego Przeworska, gdzie ojciec pracował jako rentgenolog w miejscowym szpitalu. Potem, również w związku z pracą ojca, trafili do Lublina. Tu uczęszczał do liceum im. S. Staszica i podjął studia na Wydziale Fizyki UMCS. Jeszcze jako student dostał posadę asystenta na swoim rodzimym wydziale, którą zmienił w opisanych tu okolicznościach na Zakład Obsługi Informatycznej.

Dziś jest emerytem, który codziennie bywa w Instytucie Matematyki i dogląda swoje kolejne „oczko w głowie”. W ramach projektu finansowanego z funduszy unijnych stanął tam najszybszy zespół serwerów obliczeniowych po tej stronie Wisły. Jednocześnie zaproponowany przez Skorzyńskiego system chłodzenia tego zespołu posiada rozwiązania pozwalające na zminimalizowanie zużycia energii, co jest proekologiczne i korzystne ekonomicznie.

Znający go ludzie opowiadają anegdoty, że kiedy Skorzyński patrzy na kabel, to widzi, w którym kierunku płynie prąd. On się trochę śmieje, bardziej z tego, że jest bohaterem anegdot, niż z ich treści. Mówi, że bardzo łatwo, patrząc na układ, wyobrazić sobie na podstawie jego budowy, jak ten prąd płynie… Momentami udaje się go ściągnąć w rozmowie na boczne tory, na tematy inne niż komputeryzacja, sieciowanie, łamigłówki fizyczne. W liceum budowali radio przenośne, na tych samych lampach, na których potem powstało pierwsze polskie przenośne radio turystyczne Szarotka. Przyznał się, że w trakcie studiów remontował motocykl w warsztacie Wydziału Fizyki. – Życie to jest ciąg różnych wypadków, oprócz tego trzeba pracować, ale kroki milowe wcale nie są wypracowane, tylko przypadkowe. No, trzeba przypadkowi pomagać… – podsumowuje pan Zbyszek nasze rozmowy o tym, jak Lublin doganiał „sieciowy” świat.

 

Zostaw komentarz