fbpx

O tym, kto wpada przez komin

24 grudnia 2016
Komentarze wyłączone
927 Wyświetleń

Fekieton 111W tak „modnym” ostatnio PRL-u przedświątecznym hitem były odwiedziny św. Mikołaja w przedszkolach. Dobra fucha dla studentów lub szybka akcja dla ojców z łapanki. Każdy urodzony wcześniej niż na początku lat 90. ma w swoim rodzinnym albumie zdjęcie z gościem w wysokiej czapce z brystolu oklejonej sreberkami z czekolady, z przyklejonymi drobinami rozbitej bombki i długą brodą z ufryzowanej waty na białej gumce obsuwającej się po czarnym zaroście. I koniecznie ze stojącą obok choinką obleczoną srebrną taśmą po kapslach z mleczarni.

Przy którymś tam dziecku z kolei święty robił się już nieco ospały i kończyły się mu pomysły na konwersację z maluchami, dla których punktem honoru było ciągnięcie Mikołaja za brodę. Kiedy ostatnie dziecko zostało obdarowane paczką ze słodyczami i mandarynkami, umęczony święty, zanim wyruszył do następnej placówki wychowawczej, zmierzał na zaplecze, gdzie odreagowywał trudy tego nadzwyczajnego zlecenia najczęściej w towarzystwie uroczych pań przedszkolanek i unoszącym się aromacie na szybko zaparzonej kawy w szklance w obowiązkowym plastikowym koszyczku. Hołubione przez kolejne pokolenia mity z dzieciństwa utwierdzają nas w przekonaniu, że protoplasta dobrodusznie wyglądającego starszego pana w czerwonym kubraczku i czapce z białym otokiem rzeczywiście był świętym od obdarowywania prezentami. Tymczasem uznanych za świętych było aż dziesięciu Mikołajów i to z całkiem ciekawym rozstrzałem terytorialnym – z Chorwacji, Anglii, Rosji, Szwajcarii, Holandii, Włoch, a nawet z Wietnamu. Postacią, na której wzoruje się współczesny Santa Claus, to biskup Miry w starożytnej Licji, który według podań wsławił się cudami i pomaganiem biednym. Wygląda na to, że jego sława była zasłużona, skoro po śmierci jeszcze przez kilka stuleci był jednym z najbardziej czczonych świętych zarówno na Zachodzie, jak i na Wschodzie. Warto wiedzieć, że w samym Rzymie jest kilkanaście kościołów pod jego wezwaniem. Ale co tam Rzym, w Polsce jest ich grubo ponad dwieście.

Działalność rasowego świętego Mikołaja przypada głównie na jedną noc z 5 na 6 grudnia, kiedy zostawia śpiącym dzieciom podarunki. Zwyczaj nieco ewoluował, a wziął się stąd, że właściwy święty, sam dość zamożny z domu, podrzucił ubogiemu szlachcicowi pieniądze, aby mógł wydać za mąż swoje trzy córki. W Polsce zwyczaj upowszechnił się dzięki osobie ks. Piotra Skargi, który w Krakowie założył skrzynkę – skarbonkę św. Mikołaja, do której każdego 6 grudnia zbierano pieniądze, wspierające niezamożne młode kobiety, które zamierzały wstąpić do klasztoru lub wyjść za mąż, a nie było je na to stać. Taka forma wolontariatu połączona z dobroczynnością w XVI wieku. Zresztą sam Skarga mógłby uchodzić za św. Mikołaja, zwłaszcza po tym, jak założył w Krakowie lombard dla ubogich, Bank Pobożny dla ochrony ludzi przed lichwą, Arcybractwo Miłosierdzia i organizację charytatywną Komorę Potrzebnych. Z pewnością ten światły filozof, jezuita, nadworny kaznodzieja Zygmunta III Wazy i autor nomen omen „Żywotów świętych” jak nic mógłby funkcjonować we współczesnej Polsce obok Janiny Ochojskiej, siostry Małgorzaty Chmielewskiej i Jerzego Owsiaka.

Panteon osób dobrej woli jest jednak u nas na szczęście całkiem liczny i bez wsparcia św. Mikołaja, choć jak podają źródła, patronuje on nie tylko dzieciom, ale i studentom, żeglarzom, młodym kobietom, piekarzom, a nawet tym, którzy wypasają w górach owce. Więc jest niemal wszechobecny, tak jak i w przypadku pewnej prawie trzydziestoletniej mojej znajomej, której zawsze chwilę przez 6 grudnia jej dobrze ponad 80-letnia babcia robi przelew na konto w postaci małego co nieco z tytułem wpłaty: „Od MIKOLAJA”.

Komenatrze zostały zablokowane