Opera muzycznego geniusza wszech czasów była zarazem jego ostatnim dziełem. „Czarodziejski flet” powstał dwa miesiące przed śmiercią Wolfganga Amadeusza Mozarta. Ponadczasowe, pełne kunsztu muzycznego i ukrytych symbolicznych znaczeń dzieło za każdym razem jest wyzwaniem dla reżysera, dyrygenta i wykonawców, a ucztą artystyczną dla odbiorców. Po raz pierwszy w historii „Czarodziejski flet” zostanie wystawiony w Lublinie. Premiera już 14 października na scenie Teatru Muzycznego.
– To nie jest łatwy utwór. Ani dla orkiestry, ani dla wykonawców, którzy oprócz nadzwyczajnych możliwości wokalnych, m.in. sopran koloraturowy, który ze względu na skalę i moc tak naprawdę jest wybrykiem natury, powinni posiadać równie wybitne umiejętności aktorskie. Mozart to twórca szalenie precyzyjny, komponował muzykę w sposób iście jubilerski. Był geniuszem, więc wszystko było dla niego proste. A jeśli natrafił na jakąś trudność, to go to bardzo inspirowało – mówi o najnowszej produkcji Teatru Muzycznego w Lublinie jego dyrektor Iwona Sawulska. Nic dziwnego, że obsada spektaklu została skompletowana podczas castingu, na który przybyli artyści z Polski i z zagranicy. Inscenizację w Teatrze Muzycznym w Lublinie tworzy blisko stu wykonawców – 45-osobowa orkiestra, liczący 30 osób chór oraz dwudziestu solistów. A to tylko artyści, których widzimy na scenie. To wielkie przedsięwzięcie artystyczne, techniczne i organizacyjne, biorąc pod uwagę wszystkich zaangażowanych w jego przygotowanie.
Operę „Czarodziejski flet” zawdzięczamy współpracy Mozarta i autora libretta Emanuela Schikanedera, który opowiedział historię wędrówki i miłości młodego księcia, który pragnie zdobyć rękę ukochanej kobiety. A moc tytułowego czarodziejskiego fletu ma uchronić bohaterów przed czyhającym na nich
niebezpieczeństwem. Pierwszy pokaz „Czarodziejskiego fletu” miał miejsce jesienią 1791 roku. Libretto posiada liczne pierwiastki moralizatorskie, jednak przytoczone w lekki i zabawny sposób. O ile libretto niekoniecznie przypadło do gustu wyrafinowanej wiedeńskiej publiczności, o tyle muzyka z miejsca podbiła jej serce. – Bez ostatniej opery Mozarta nie byłoby współczesnego musicalu – podkreśla odpowiedzialny za kierownictwo muzyczne dyrygent Marcin Sompoliński, dla którego nie jest to pierwszy mozartowski projekt. Artysta od ponad 20 lat prowadzi Orkiestrę Symfoniczną Akademii Muzycznej w Poznaniu. To również tam jako dyrygent Teatru Wielkiego zrealizował m.in. premierę „Czarodziejskiego fletu” na festiwalach w Carcassonne i Xanten. – Jeśli gramy Mozarta źle, to jest tak, jakbyśmy mieli niewłaściwie dobrane okulary. U Mozarta dźwięki kryją wiele znaczeń. Trudność polega na tym, co znajduje się między nutami. Inaczej było to odczytywane w XVIII w., inaczej obecnie. Może nam umknąć pewna głębia tej partytury, co nie znaczy, że nie uchwycimy piękna tej muzyki – dodaje dyrygent.
Reżyserii ostatniej opery Mozarta podjęła się mieszkająca na stałe w Paryżu Maria Sartova, jedna z ostatnich uczennic prof. Ady Sari, śpiewaczka operowa, która zresztą debiutowała w innej operze Mozarta, w „Don Giovanni”, wykładowca w paryskim konserwatorium i autorka wielu filmów dokumentalnych poświęconych twórcom kultury. O swojej koncepcji „Czarodziejskiego fletu” mówi w oderwaniu od oczekiwanej bajkowości tego dzieła. – Ja nie widzę tego w taki sposób. Świat pełen jest chaosu, co zresztą w naszym przedstawieniu uosabia scenografia stworzona na wzór labiryntu, w którym każdy może się zgubić lub znaleźć. Dla mnie w libretcie Schikanedera najważniejsze jest poznawanie świata. Są tu wątki o podłożu masońskim, ezoterycznym czy filozoficznym, ale zdecydowanie widzę tu komediowość. Miłość i muzyka wprowadzają nas do lepszego świata, więc z mojego punktu widzenia „Czarodziejski flet” jest komedią dla wszystkich – przekonuje artystka.
Ostatnie dzieło Mozarta jest grane na najważniejszych scenach operowych na świecie, również w Polsce. Lublin nie ma zbyt bogatej historii związanej z wystawianiem oper. Przełomu dokonał Jacek Boniecki, jeden z poprzednich dyrektorów teatru, który przetarł szlaki, wystawiając m.in. „Straszny Dwór” Stanisława Moniuszki czy „Carmen” Georgesa Bizeta. Jak widać, kolejne inscenizacje „Czarodziejskiego fletu” żyją swoim życiem, a lubelska premiera ze względu na prestiż i wysoki poziom artystyczny jej twórców zapowiada się jako wyjątkowe wydarzenie.
Więcej informacji o spektaklu i pełnej obsadzie można znaleźć na www.teatrmuzyczny.eu
tekst Marta Mazurek, foto Marek Podsiadło