fbpx

Pirat śródlądowy: Mentalność kibola

19 maja 2017
719 Wyświetleń

Była pielgrzymka i już po pielgrzymce. Były ważne słowa papieża Franciszka i już po nich… Czy dotarły, zostawiły jakiś głębszy ślad? Wątpię, raczej uleciały z wiatrem, bo papież papieżem, a my przecież i tak wiemy swoje. Od samej góry, tej prawej i sprawiedliwej, po lud wieszający w oknach wykonane na domowej drukarce portrety Franciszka.

Ilekroć widzę tłumy w kościołach i rzędy aut pod kościołami, zastanawiam się nad dualizmem większości uczestników coniedzielnych obrzędów. Tu rozmodleni, oddani wierze, po wyjściu z kościelnych murów błyskawicznie wracają do „cywilnej” postaci. A cywilne ubranka przeciętnego Polaka katolika skrojone są nadal z nietolerancji, zawiści, niewiedzy, homofobii, uogólniając powiedziałbym: bogoojczyźnianej klaustrofobii.

O ile jeszcze może w niektórych głowach słabo kołaczą się słowa papieża o przebaczeniu, miłosierdziu czy – już bardziej konkretnie – o uchodźcach (choć przecież my wiemy swoje), to zapewne kompletnie nie dotarło do szerszego grona to, co Franciszek powiedział w samolocie, gdy już pożegnał Polskę i kierował się ku Rzymowi. A szkoda.

Wypowiedź Franciszka sprowokował francuski dziennikarz, jak wielu innych mający w czasie lotu dostęp do papieża (też ciekawostka, prawda?). Zapytał dlaczego papież „nigdy nie wspomina o islamie, gdy mówi o zamachach terrorystycznych”, a także o tym „jak zatrzymać islamską przemoc?”.

„Jeśli mam mówić o islamskiej przemocy, muszę mówić także o przemocy katolickiej” – odpowiedział Franciszek i dodał, że my też mamy swoich fundamentalistów. I wcale nie miał na myśli historii, lecz dalekie od nauczania Kościoła zachowania współczesnych społeczeństw katolickich (podał przykład Włoch). Ale tym zdaniem powiedział jeszcze coś istotnego: uderzmy się najpierw we własne piersi.

Nie jest to ani powszechne, ani mile widziane, choć w gruncie rzeczy tak przecież chrześcijańskie. Oczywista oczywistość, jakby powiedział mały klasyk, ale kompletnie niemająca przełożenia, także w kraju, który właśnie pożegnał głowę Kościoła katolickiego.

We współcześnie kreślonej wizji Polski gumką myszką wymazywane są plamy, zakręty i pułapki, w które wpadaliśmy, jak wiele innych narodów. Nie, nie my! Jakiekolwiek wątpliwości zastępowane są przez niezachwianą pewność o naszej wielkości i prawości. Od zarania dziejów po dzień dzisiejszy.

Dla pani minister od edukacji i nowego szefa IPN nie liczą się ustalenia naukowe dotyczące mordu w Jedwabnem czy pogromu kieleckiego, bo „kto wie, jak było naprawdę”. W podtekście: to na pewno nie my… I nic, że w rocznicę bestialstwa w Kielcach hołd Żydom zamordowanym przez ich polskich sąsiadów złożył prezydent Duda. Najwyraźniej nie wiedział całej prawdy i tylko prawdy, jaką zapewne wkrótce ustali pani Zalewska, specjalistka od nauczania młodych pokoleń. Strach pomyśleć, jaką wiedzę będzie miała młodzież po kilku latach indoktrynacji w najnowszym wydaniu.

Postawa, wedle której my jesteśmy cudowni, wybitni i bez skazy, a inni – obojętne czy zza naszej granicy, czy też Bliskiego Wschodu, a nawet, o zgrozo, ze zgniłego Zachodu – paskudni, źli i obrzydliwi, jako żywo przypomina mi mentalność kibola. Nie kibica, a kibola właśnie.

Dla kibica z prawdziwego zdarzenia ważna jest rywalizacja, piękno tej czy innej dyscypliny. Chociaż ma swoje ulubione drużyny czy uwielbianych zawodników, umie też docenić przeciwnika. Wie, że raz się wygrywa, innym razem nie. Są szczyty i zaszczyty, ale przecież w karierze są też dni i sezony gorsze.

Kibol pluje na rywali, jego drużyna (bo kibolstwo dotyczy gier zespołowych) jest ponad wszystko, a cała reszta, na czele z fanami innych drużyn, to gnój, zwykły odpad, którym się gardzi i którego się nienawidzi.

Szczerze powiedziawszy, od kibola nie oczekuję, że uderzy się w pierś, że doceni, zrozumie, przyzna rację. Ale od ministrów, szefów i nadszefów, profesorów i dyrektorów, a więc ludzi mających wpływ na losy i zachowania innych – już tak. Obawiam się jednak, że nadaremnie.

Pokora, z którą przyjechał do nas Franciszek, została zdaje się wsadzona razem z nim do samolotu lecącego do Watykanu.

 

Paweł Chromcewicz

Zostaw komentarz