fbpx

Pirat śródlądowy: Susza

30 września 2015
Komentarze wyłączone
836 Wyświetleń

Pawel_002_2W polityce stale mamy do czynienia z wodą, która leje się strumieniami z ust naszych, za przeproszeniem, mężów stanu i przedstawicieli narodu. I oto nagle okazało się, że tę wododajną dziedzinę może również dotknąć klęska suszy. Lokale wyborcze, w których 6 września odbywało się referendum, były tak wysuszone z wyborców, że ujrzeliśmy dno. Zupełnie jak podczas prawdziwej suszy, którą mieliśmy tego lata i o której naprawdę będzie ten tekst. Politycy, po chwilowym szoku, znowu zaleją nas wodą, trudniej będzie nasączyć nią glebę. I to jest dopiero poważny problem. Zapewne wkrótce dowiemy się z wyliczeń meteorologów, że tegoroczny sierpień był w Polsce najcieplejszym od wielu, wielu lat, a może nawet w ogóle najgorętszym, od kiedy prowadzone są pomiary. A przy okazji – najsuchszym miesiącem roku, dekady albo i stulecia. Brak deszczu i temperatury powyżej 30 stopni Celsjusza dały popalić nie tylko pracującym, ale też wypoczywającym na wakacjach. No i dały do myślenia, choć szkoda, że nie wszystkim. Boimy się powodzi, bo te mocno i tragicznie odczuliśmy, z wielką wodą roku 1997 na czele. Coraz lepszą, choć daleką od doskonałości profilaktyką przeciwpowodziową i inwestycjami hydrologicznymi jakoś powoli zmniejszamy potencjalne zagrożenie związane z wylewaniem rzek. Tymczasem, jak się okazuje, w ogóle nie przeciwdziałamy skutkom suszy, wręcz bagatelizując to niebezpieczeństwo, a nawet je zwiększając. A naprawdę jest się czego bać, bo poziom wód gruntowych powoli, ale regularnie się obniża. Tegoroczna susza, określana mianem hydrologicznej, ukazała skalę zjawiska. Wisła opadła tak bardzo, że w okolicach Warszawy odsłoniła, przez ponad 350 lat spoczywające na dnie, pozostałości po szwedzkim rabunku z czasów potopu, a w swym biegu wzdłuż woj. lubelskiego pokazała tyle łach, że w niektórych miejscach więcej było widać piachu niż wody. Inne rzeki też świeciły dnem, raczej stojąc niż płynąc. Nawet moja Ciemięga, piękna rzeczka opływająca Lublin od północy, miejscami wydawała się cofać wody w stronę źródeł, zamiast kierować się do Bystrzycy. Przy okazji też odsłoniła małe co nieco – wprawdzie nie marmury ukradzione przez Szwedów, ale różności porzucone przez drogowców budujących obwodnicę i drogę ekspresową nr 17. Władze wielu gmin Lubelszczyzny apelowały do mieszkańców o oszczędzanie wody, zwłaszcza o wstrzymanie się z podlewaniem ogródków i myciem samochodów, bo obniżony poziom wód gruntowych zagrażał lokalnym ujęciom. Niestety, z miernym skutkiem. Trudno się zresztą dziwić mieszkańcom, skoro nawet instytuty badawcze nie zdają sobie sprawy z powagi sytuacji. W okolicach Jastkowa, na tereny użytkowane przez naukową podobno jednostkę jeszcze bardziej naukowego Instytutu Uprawy, Nawożenia i Gleboznawstwa z Puław, przez wiele miesięcy nawożono tysiące ton ziemi spod budowanych wspomnianych wcześniej dróg. W efekcie obniżono poziom wody w gruncie, a także zasypano piękną, wilgotną dolinkę, będącą jednocześnie naturalnym korytarzem poruszania się dzikich zwierząt. Żeby było śmieszniej, puławski IUNG na zlecenie Ministerstwa Rolnictwa realizuje System Monitoringu Suszy Rolniczej w Polsce. Na jego stronach można przeczytać: „od 1 lipca do 31 sierpnia 2015 roku, stwierdzamy zagrożenie wystąpienia suszy rolniczej na obszarze Polski.Wartości Klimatycznego Bilansu Wodnego (KBW), na podstawie których dokonywana jest ocena stanu zagrożenia suszą, są ujemne na całym terytorium Polski”. I dalej, że susza dotknęła 100% gmin aż w ośmiu województwach, w tym w lubelskim. Pogratulować łączności nauki z praktyką! To, niestety, nie wyjątek. W nieodległych Tomaszowicach kolejnymi tonami ziemi spod budowy obwodnicy przez całe suche lato zasypywano naturalne, niewielkie zresztą mokradła nadrzeczne. Ktoś, kto na to wydał zgodę, raczej nie zna „Raportu o zagrożeniach związanych z wodą”, opracowanego przez PAN. Prof. Zbigniew Kundzewicz, kierujący zespołem przygotowującym raport, powiedział „Polityce” (nr 34/2015) o przeciwdziałaniu skutkom suszy: „Fantastycznym rozwiązaniem, i zarazem koniecznością, jest mała retencja, czyli magazynowanie wody w krajobrazie”. Na Lubelszczyźnie z krajobrazu jej się właśnie pozbywamy.

Paweł Chromcewicz

Komenatrze zostały zablokowane