Maska opadła. Prezydenckie weto do ustaw sądowych skończyło się propozycjami głowy państwa, które niewiele odchodzą od niekonstytucyjnego projektu PiS-u. Co najwyżej lekko go łagodzą, nie zmieniając jego istoty. Propozycje Andrzeja Dudy nadal są niezgodne z konstytucją, a zmierzać mają przede wszystkim do tego, by to prezydent, a nie minister sprawiedliwości miał w kwestii sądów ostatnie (i najważniejsze) słowo. Jak by nie patrzeć – sądy mają zostać podporządkowane władzy politycznej, a to nijak się ma do niezależności wymiaru sprawiedliwości i trójpodziału władzy. Wymownie projekt prezydenta podsumował prof. Adam Strzembosz: „To, co zaproponował Ziobro, było dramatyczne, a to, co prezydent, tylko złe”.
Szkoda fantastycznego zrywu społecznego w obronie sądów, nad którym – wielu żywiło taką nadzieję – miał się z troską pochylić prezydent. Niestety, chociaż protest bez wątpienia usłyszał, to się w niego nie wsłuchał. Podejrzewam zresztą, że wcale nie miał takiego zamiaru, a weto było zwykłą zagrywką obliczoną na uspokojenie nastrojów. Pisałem o tym w poprzednim felietonie: to się nazywa manewrem kremlowskim, regularnie ćwiczonym przez prezydenta Rosji.
Wygląda zresztą na to, że politycy dobrej zmiany – wbrew oficjalnym deklaracjom – patrzą na Putina niczym w obraz i czerpią pełnymi garściami z bogatego arsenału jego chwytów. W każdej sprawie, od poskramiania sędziów po załatwianie niewygodnych mediów i dziennikarzy, którym oblicze władzy nie wydaje się dobrotliwe.
W kalendarzową jesień weszliśmy z deszczem i zdaje się, że jesień polityczna też będzie nieprzyjemna. Niektórzy komentatorzy mówią, że będzie gorąca, mnie się wydaje, że raczej chłodna i dżdżysta, zważywszy na to, co zamierza jednoosobowy sztab z Nowogrodzkiej. A planuje, po przejęciu sądów, repolonizować media, czyli odbijać je z obcych rąk. Mówiąc jeszcze inaczej – zabrać dotychczasowym właścicielom. Na chwałę obozu władzy, rzecz jasna.
Do tej szlachetnej walki, niczym z Krzyżakami, zwierają się już najpierwsze szeregi, by wkrótce pociągnąć za sobą chorągwie ze wszystkich dzielnic piastowego dziedzictwa. Bo w każdej dzielnicy przebiegły Niemiec ukrył swoją piątą kolumnę.
Taki, dajmy na to, Der Lubliner Kurier – toż to, jeśli jeszcze nie wiesz, Drogi Czytelniku, sącząca jad do Twojej głowy germańska gadzinówka, dla zmylenia nieświadomego odbiorcy ukazująca się pod tytułem Kurier Lubelski.
Nie wiedziałeś?… No właśnie, trzeba będzie Ci to dokładnie uświadomić, żebyś i Ty wyruszył z królem do boju. A gdy opadnie już bitewny kurz, a walka – co oczywiste przy takiej przewadze – okaże się zwycięska, dostaniesz do ręki gazetę podającą odtąd wyłącznie szczerą patriotyczną prawdę. Na podobieństwo Wiadomości TVP, które już dawno zostały uwolnione z obcych ideowo wpływów przez tow. Kurskiego.
Na razie wysłannicy władcy próbują po cichu kupić od krzyżackiego wydawcy prapolskie gazety. Jak dotąd bez skutku. Jeżeli jednak po dobroci się nie uda, to skrzyknie się hufce sejmowe i wojewódzkie odwody. Pisowczycy od tygodni już lud do boju zagrzewają antyniemiecką retoryką, a sięgają głęboko, aż do wojennych reparacji. Mocno idą, budząc zdziwienie na dworach całej Europy.
Co narobią spustoszenia, to nasze. To po prostu koszty przebiegłego manewru małego stratega, obliczonego przede wszystkim na krajowe podwórko. Antyniemiecka histeria przyda się w walce o media. Naginając prawo i łamiąc konstytucję, znowu będzie się można powołać na suwerena, który nie chce obcych wpływów.
Szeroki front bitwy o gazety regionalne może dziwić. Dziś to coraz bardziej media niszowe, mało (Iub wcale) dochodowe. A jednak są ważne, bo w regionach wciąż się liczą i mogą okazać się kluczowe w kolejnej wojnie, znacznie istotniejszej, do jakiej zmierza dobra zmiana – wojnie o samorządy.
Wybory regionalne i lokalne już za rok, a PiS za wszelką cenę chce je wygrać. Gazety mają wesprzeć TVP w doprowadzeniu najpierw do zmiany ordynacji wyborczej (zapewne znów wbrew konstytucji), a potem do zwycięstwa i przejęcia właściwie już wszystkiego, co warte posiadania. Po drodze łyknie się jeszcze tylko organizacje pozarządowe, przeciwko którym front został otwarty już wiele miesięcy temu.
I wtedy będzie już tak demokratycznie, jak w wielkim wzorcu: Rosji Putina.
Albo jak w Polsce za czasów PZPR.
Paweł Chromcewicz