Ponad dwadzieścia lat temu uczniowie lubelskiego technikum energetyczno-mechanicznego wspólnie z kolegami z liceum plastycznego przystąpili do nowo założonej grupy rycerskiej i postanowili rekonstruować dawne walki oraz turnieje. Zwłaszcza piętnastowieczne. Wiedzę mieli, ale nie mieli pieniędzy, a i rzemieślników, którzy mogliby im wtedy pomóc w odtworzeniu rycerskiego sprzętu, także w Lublinie nie było. Sami więc robili prymitywne miecze, np. z resorów samochodowych, i toporne zbroje z kawałków blach ze złomowiska. Za wzór służyły im ryciny z książek oraz podglądanie zbroi w muzeach lub u kolekcjonerów.
W takich strojach wyjeżdżali na wspólne imprezy ogniskowe. Odtwarzali walki turniejowe i toczyli opowieści o dawnych czasach. Miecze, oczywiście tępe, po kilku uderzeniach potrafiły pęknąć, tarcze drewniane nie stanowiły pełnego zabezpieczenia i niektórzy z nich z pokaleczonymi rękoma musieli korzystać z pomocy lekarza. Co jakiś czas trzeba było jednak ponownie dorabiać elementy zbroi i w tym wyróżniał się Tomasz Samuła. Od najmłodszych lat lubił rysować, a zajęcia plastyczne nigdy nie sprawiały mu kłopotów. Podobnie jak najprostsze konstrukcje modelarskie, którym poświęcał każdą chwilę wolnego czasu. Składał modele samolotów i szybowców. Te ostatnie nawet latały, puszczone z wysokiej górki na lubelskim Czechowie, gdzie się wychował. Ponieważ w technikum otrzymał bardzo dobre przygotowanie ślusarskie, podjął się prac przy rycerskim rynsztunku. Na stałe związał się z rycerskim bractwem – Chorągwią Rycerstwa Ziemi Lubelskiej. Wspólnie z entuzjastami rekonstrukcji codziennego życia dawnych ludów, a w tym także i ich bitew, kompletował własnoręcznie zrobione stroje, zwłaszcza z epoki średniowiecza, elementy uzbrojenia i przedmioty codziennego użytku. Brał udział we wspólnych marszach na leśne polany usytuowane daleko od miasta. Żywił się jak ludzie z czasów średniowiecza. Ogień rozpalał tylko krzesiwem i hubką. A poza tym jako rycerz uczestniczył w pokazach turniejów rycerskich. I w taki oto sposób od tej uczniowskiej historii wzięła początek historia jego obecnego zawodowego życia, połączonego z rzemiosłem, które w dwudziestym pierwszym wieku, zgodnie z obiegową opinią, nie powinno mieć żadnej racji bytu.
Wierny tradycji
Po skończeniu technikum i odbyciu służby wojskowej Tomasz Samuła poświęca się, przede wszystkim, zbroi płytowej. Pojawiła się już w starożytnej Grecji jako ochrona ludzkiego tułowia wykonana z brązu. Natomiast w wiekach: XV i XVI (n.e.) stała się podstawowym metalowym zabezpieczeniem rycerzy. Była kosztowna i kuta na miarę. Składała się z hełmu, kirysu (osłony tułowia zbudowanej z napierśnika z przodu oraz naplecznika z tyłu), naręczaków (zbudowanych z zarękawi, nałokietnic, opach, naramienników),tarczek pachowych, obojczyka, rękawic, nabiodrków, nakolanników, nagolenników oraz trzewików. Produkowano ją w dwóch europejskich ośrodkach. Zbroje północnowłoskie (tzw. mediolańskie) przede wszystkim w Mediolanie, a także w Wenecji, Brescii i Mantui. Miały łagodną linię dopasowaną do naturalnych kształtów rycerza. Nazwalibyśmy je eleganckimi jak na owe czasy. I zbroje niemieckie – zwane częściej gotyckimi, produkowane w Augsburgu, Norymberdze i Landshut. Miały wydłużone kontury, wciętą talię i podkreślały długość nóg. Jednocześnie były szerokie w barkach, na które nanoszono spiczaste ostre ozdobniki. Wbrew pozorom, w obu rycerz mógł się swobodnie poruszać, co umożliwiało mu ruchome połączenie ich elementów. Było to zasługą płatnerzy, którzy w średniowieczu zajmowali się wyłącznie ich wykonywaniem, łącznie z przyłbicami, rękawicami czy też szyszakami. Wśród ówczesnych rzemieślników zaliczano ich do elity społecznej. Tomasz Samuła postanowił zostać kontynuatorem ich tradycji.
Problem był w tym, że nie było żadnego mistrza, który mógłby mu cokolwiek podpowiedzieć. Stał się więc samoukiem i pełne poznanie wielu tajników płatnerstwa zajęło mu ponad pięć lat. Zaczynając, nie posiadał własnej pracowni, a jego narzędziami były młotek i pilnik. Wszystkie elementy zbroi wykonywał ręcznie, wyklepując je ze zwykłej blachy. Nauczył się kucia blachy młotkami o różnych kształtach i na metalowych formach, które sam wykonał, zachowując ich piętnastowieczny pierwowzór. Odtworzył je na podstawie rycin i opisów. Ot, choćby tę służącą do wykucia rycerskiego hełmu z jednego kawałka blachy i bez żadnego spawania. Powoli samodzielnie opracowywał płatnerskie techniki blacharskie i od początku starał się, żeby żaden z elementów zbroi nie odbiegał od pierwowzoru. Wreszcie uznając, że może śmiało przystępować do profesjonalnej pracy przy zbrojach, założył w Lublinie firmę płatnerską „TOMALA”. Pierwsza jego pracownia mieściła się na ulicy Kunickiego, a obecna, o wiele obszerniejsza, zajmuje budynek przy ulicy Rzemieślniczej. W niej głównie specjalizuje się w dwóch rodzajach zbroi. Tej z drugiej połowy piętnastego wieku, w którą człowiek zakuty był od stóp do głów, i tej z siedemnastego wieku, która służyła pikinierom. Nie stosuje blach miękkich, ale grubsze o przekroju 1,5 mm, 2 mm i 2,5 mm. Obróbkę wykonuje na zimno i gorąco. Precyzyjne połączenia elementów zbroi służące do zginania się kolan, ruchu obojczyka, przedramienia, dłoni oraz swobodnego obracania głową nie stanowią dla niego problemu. Po latach doświadczeń nie ma dla niego wzoru, którego nie mógłby zrobić.
– Od wielu lat związany jestem z ruchem rycerskim – stwierdza. – Dzięki temu bliskie są mi style obowiązujące w rynsztunku z różnych epok. Przez ten czas poznałem techniki obróbki różnych materiałów: stali, metali kolorowych i skóry. Pozwala mi to na dużą elastyczność w realizacji indywidualnych zamówień. Są zlecenia, które robię w trzy dni, ot choćby prosty hełm. Ale na wykonanie już pełnej zbroi potrzeba czasem i pół roku. Zwłaszcza wtedy, gdy kopię należy maksymalnie zbliżyć do wersji oryginalnej.
Gotyckie rękawice z mosiężnym dekorem
Płatnerska pracownia Tomasza Samuły w niczym nie jest podobna do kowalskiej kuźni, co czasem mylnie można wywnioskować z tego, co robi. W dwóch pomieszczeniach siedem stołów z blatami wzmocnionymi płatami metalowymi. Na nich kowadła, szlifierka taśmowa do metalu, prasa do wyciskania odpowiednich kształtów, walcarka – do uzyskiwania drutów o odpowiednim przekroju i przyrządy do każdej, nawet najmniejszej operacji. W tym niezliczona ilość młotków o różnych zakończeniach. W jednym miejscu kilkanaście pilników. Od dużych do niewielkich. A na półkach nad stołami pudełeczka z drobiazgami. Wśród nich, między innymi, nity, zapięcia i ruchome połączenia elementów zbroi. Na środku jednego z pomieszczeń stoi podstawa do kucia. Jest dość wysoka i ma dużą średnicę. Nieopodal niej na wąskiej podstawce stoją powkładane w stojak metalowe kształtki. Są na tyle uniwersalne, że przyłożenie ich do blachy uderzanej odpowiednim młotkiem pozwala na uzyskanie dowolnego kształtu każdego elementu zbroi. Między nimi dwuróg kowalski. Kowadło, które nie ma zasadniczej części, czyli bitni, ale składa się z dwóch rogów do precyzyjnego wyklepywania różnych, nawet niewielkich załamań. W metalowej szafie znajdują się szablony. Lubelski płatnerz cały czas dokłada do nich samodzielnie wykonane narzędzia. Opracowuje je, polegając na swoim doświadczeniu i intuicji.
– Większość z tych rzeczy – podkreśla – to rozwiązania znane od setek lat. Bo nie da się nic lepszego i dziś wykombinować, żeby osiągnąć zamierzony efekt. Tak jak np. kształt kowadła. Ktoś dawno to wymyślił w optymalnym kształcie do obróbki metalu i w takim do dziś jest niezastąpione. Dlatego w wielu przypadkach tylko je odtwarzam.Rozglądam się po wnętrzu pracowni. Na jednym z urządzeń wisi hełm rycerski. Niewielki z ochroną na nos. Po zrobieniu będzie ważył ze trzy kilogramy. Na podłodze przy jednym ze stołów stoi oszlifowany napierśnik. Nietrudno sobie wyobrazić, ile wiedzy, cierpliwości oraz wysiłku trzeba włożyć w ręczne wykucie, szlifowanie krawędzi i polerowanie całej powierzchni choćby jednej pełnej zbroi. Buty i osłony nóg. Napierśnik z mosiężnymi dekoracjami, naplecznik i osłony barków. Nagolenniki i osłony łokci. Rękawice gotyckie dekorowane mosiężną listwą. I hełm z otwieraną zasłoną. Że choćby wymienię część elementów repliki szwajcarskiej zbroi turniejowej, nad którą praca trwała osiem miesięcy.
– Są czasem i takie profile oraz kształty w zbroi do wykonania – mówi Tomasz Samuła – że przed samym kuciem młotkami wymagają jeszcze dodatkowego przemyślenia i pomysłu, jak to mogli robić piętnastowieczni płatnerze. Bo inaczej ten element nie będzie miał żadnej wartości. Wymaga to doświadczenia. Jeżeli, co często się zdarza, zamawiający powie: proszę mi zrobić zbroję bez żadnego spawania, czyli tak jak robiono ją sześćset lat temu, to ja tak robię. I na tym również polega trudność, a zarazem wartość mojej pracy.
Każdy medal ma jednak dwie strony, i w tej pracy, jak przy każdym rękodziele, nie zawsze wszystko się udaje. Oto hełm w trzecim dniu kucia naraz pęknie. Zdarza się także, że przy wykonywaniu elementów zbroi z twardszych blach, np. resorówek lub narzędziówek, popełni się minimalny błąd i następuje nieodwracalne uszkodzenie całego elementu. Wtedy takie części trzeba wyrzucić i wszystko zaczynać od nowa. Na szczęście po dwudziestu latach doświadczeń zdarza mu się to bardzo rzadko. I bardziej może zwracać uwagę na to, żeby każdy element zbroi wiernie odtwarzał oryginał z epoki. Wie, że nie robi tego dla laików, ale najczęściej dla tych, którzy podobnie jak on, z pasją i wiedzą odnoszą się do rycerskich czasów.
Marka płatnerz
Tomasz Samuła nie tylko opanował do perfekcji płatnerstwo. Pasjonuje go również fotografia. Ma swoje własne studio fotograficzne, w którym robi zdjęcia elementów zbroi i całego rycerskiego wyposażenia. Jedne odkłada do archiwum, a drugie rozsyła w formie reklamowych wizytówek.
– Moja praca – mówi z uśmiechem – przynosi mi satysfakcję. Mam poczucie, że nie mam się czego wstydzić przed tymi, którzy zamawiają u mnie elementy zbroi. Myślę, że w sensie zawodowym, nie ma co tu ukrywać, wykonałem ogromną pracę, żeby dojść do tego, co robię i mam w tej chwili. Jestem spełniony w tym, co robię i jak to robię. Mam jak wszyscy lepsze i gorsze dni, ale nie żałuję, że wybrałem taki zawód. Z jednej strony lubię to, co robię, i jest to jednocześnie moje hobby i życiowa pasja. A z drugiej, co trzeba uczciwie powiedzieć, z płatnerstwem jestem na siłę powiązany, bo umiem tylko to, czego się jedynie nauczyłem.
Tomasz Samuła przez piętnaście lat swej pracy w zawodzie płatnerza wyrobił sobie odpowiednio wysoką markę. Jego klienci mieszkają w Polsce i na różnych kontynentach. Zamówienia płyną m.in. z Niemiec, Japonii, USA i Szwajcarii. Robi zbroje dla rekonstruktorów turniejów i bitew i dla kolekcjonerów chcących mieć u siebie repliki. Jego zbroje płytowe można również spotkać w wielu polskich i zagranicznych muzeach. Natomiast zdecydowanie nie robi ich dla potrzeb filmu, ponieważ, jak stwierdza, są tam zupełnie inne wymogi i zbroja może być równie dobrze zrobiona z metalu, a nawet z plastyku. Swoje zbroje, zwyczajem dawnych płatnerzy, zawsze oznacza własnym podpisem wykutym w blasze.
Tekst: Maciej Skarga
Foto: Michał Patroń