fbpx

Ponad sto procent normy

18 sierpnia 2016
Komentarze wyłączone
764 Wyświetleń

 

IMG_8377To nie do końca prawda, że bogactwem Lubelszczyzny są walory turystyczne, krajoznawcze czy rolnictwo. Największym bogactwem regionu są ludzie. A najbardziej ci, którzy działają peryferyjnie, ale w skali globalnej. Można im pozazdrościć energii, pomysłów i efektów. Do takich osób należy Wioletta Wilkos, kobieta petarda, która stając na czele Lokalnej Grupy Działania Ziemi Kraśnickiej, umożliwia innym rozwój – zakładanie własnej działalności gospodarczej, sprawdzanie się w tym, co kto umie najlepiej, promowanie lokalnej aktywności i zdobywanie środków finansowych. I to nie byle jakich. Bo trudno nie przyznać, że 10 milionów złotych, które trafi do mieszkańców powiatu kraśnickiego dzięki organizacji pozarządowej, to kwota, której nie można nie docenić.

Jest znaną postacią. W Kraśniku niemal każdy ją kojarzy. Typ aktywistki i społeczniczki, osoba otwarta i życzliwa, ale też tyle samo wymagająca od siebie, co i od innych. Pochodzi z okolic Stalowej Woli, 60 km od Kraśnika. Więc kraśniczanką z urodzenia nie jest, ale co podkreśla na każdym kroku – dokładnie tak się czuje. Jej dzieciństwo i lata szkolne przypadły na czas transformacji ustrojowej i to dosłownie. Pamięta życie w małej miejscowości na Podkarpaciu, niespokojne, ze staniem w kolejkach i problemami, z którymi borykano się też na Lubelszczyźnie. I pamięta, kiedy ojciec stracił pracę w Fabryce Obrabiarek w Tarnobrzegu, gdzie zajmował kierownicze stanowisko. Poniekąd życie zmieniło się z dnia na dzień, ale przyszła pani prezes nie odczuła w żaden sposób zmiany sytuacji w domu. A to za sprawą mamy Stanisławy, która tylko w sobie wiadomy sposób zadbała, żeby ta zmiana była niemal nieodczuwalna. Więc z domu Wioletta Wilkos dostała w posagu przede wszystkim poczucie bezpieczeństwa, które stało się jej polisą na życie i dało jej moc, ale i przekonanie, że w życiu można wszystko.

Arytmetyka i księgowość

IMG_8365Jej dom był niewielki, za to wielopokoleniowy, z czułą obecnością obojga dziadków, dwudaniowymi obiadami i zapachem piekącego się ciasta drożdżowego. Już w dzieciństwie pomagała podczas sianokosów i wykopków. Nikt jej nie uczył poczucia obowiązku, tak po prostu było. No i to, co najważniejsze, rodzina była wspólnotą, grupą, z którą można było działać. Nastoletnia Wioletta wprawdzie traktowała dom jak przystań, ale często jej tam nie było. Temperament i umiejętność komunikowania się z innymi wykorzystywała w różnych działaniach związanych z samorządem klasowym i szkolnym. – Od zawsze mam donośny głos, a wystąpienia publiczne nie były nigdy dla mnie problemem, więc prowadziłam wszystkie szkolne apele i to bez mikrofonu – podkreśla, śmiejąc się ekspresyjnie. Może ma to w genach po dziadku ze strony taty, który całe życie był sołtysem, albo po cioci Wandzie, która była wicedyrektorem Zespołu Szkół w Tarnobrzegu. W każdym razie to zacięcie społecznikowskie w następnym pokoleniu przeszło na Wiolettę.

Pierwszą jej dorosłą decyzją był wybór Liceum Ekonomicznego w Zespole Szkół Rolniczych w Tarnobrzegu. Nie dość, że większość przedmiotów ekonomicznych, to jeszcze kawałek od domu. Ale miejsce piękne, bo szkoła mieściła się w pałacu otoczonym zabytkowym ogrodem, który należał przed wojną do hrabiego Tarnowskiego. Tam wszystko było inne – drzewa, ogrodzenie, kaplica, która wtedy pełniła funkcję sali lekcyjnej, czy jedzenie w szkolnej stołówce, które było przygotowywane z przyszkolnych upraw. No i bal studniówkowy zorganizowany w pałacowej sali balowej. Przez cztery lata istotą jej edukacji była księgowość, i to po sześć godzin tygodniowo, oraz przekonanie, że jej przeznaczeniem jest zawód księgowej. Przeszło jej przez głowę, aby po maturze składać papiery na prawo, jednak ostatecznie wybór padł na Wydział Ekonomii Krakowskiej Akademii Rolniczej w Rzeszowie. Stale podkreśla, że matematyka i uporządkowane, analityczne myślenie ogromnie pomagają w tym, czym obecnie się zajmuje. Po obronie pracy magisterskiej dostała z katedry prof. Sylwestra Makarskiego, znanego polskiego specjalisty w dziedzinie marketingu, propozycję pozostania na uczelni, ale zakochała się i pojechała za głosem serca do Kraśnika. A stamtąd zawodowo do Lublina, gdzie odbyła staż na samodzielnym stanowisku w kierowanej przez prof. Andrzeja Kidybę Lubelskiej Fundacji Rozwoju. I to było rzucenie się na głęboką wodę – projekty edukacyjne i inwestycyjne, szkolenia, doradztwo, konferencje oraz pozyskiwanie środków zewnętrznych. W fundacji dostała etat, szybko awansowała ze stanowiska specjalisty na stanowisko dyrektora. Miała niespełna 30 lat. – Jeśli ci zależy, to otwierają się przed tobą duże perspektywy. Można samemu kreować wiele sytuacji, ale wymaga to dużego zaangażowania, bez taryfy ulgowej. No i znajomość finansów. To zawsze się przydaje – zapewnia Wioletta Wilkos.

Jest ryzyko, jest zabawa

IMG_8371W 2008 roku została prezesem stowarzyszenia Lokalna Grupa Działania Ziemi Kraśnickiej. To organizacja, która pozyskuje dofinansowanie przeznaczone na aktywizowanie mieszkańców danego obszaru. Organizowane szkolenia oraz warsztaty z jednej strony uczą zmiany mentalności, wiary w swoje możliwości, odkrywania swoich talentów, a z drugiej strony aktywizują zawodowo, tak aby taka osoba była w stanie np. założyć działalność gospodarczą i z powodzeniem ją rozwijać. Tematem uniwersalnym, ale wdzięcznym dla ziemi kraśnickiej są kulinaria i produkty lokalne, które np. można wpisać na ministerialną listę produktów regionalnych. Ale zanim wystartowało LGD, trzeba było przeprowadzić konsultacje społeczne, odbyć spotkania w terenie, rozmawiać, przekonywać, zdobyć zaufanie potencjalnych uczestników tych działań, które od początku wspierał wójt Kraśnika Mirosław Chapski, wizjoner i mentor. Stowarzyszenie udziela dotacji, choć wyłącznie dla osób zamieszkujących obszar LGD, co jest jej wyróżnikiem i korzyścią dla jej mieszkańców. Konsekwencją uruchomienia inicjatywy „Leader” na terenie powiatu kraśnickiego w ramach Programu Rozwoju Obszarów Wiejskich było powstanie m.in. stadionów sportowych, placów zabaw, centrów miejscowości, zmodernizowane świetlice oraz gospodarstwa agroturystyczne, a przedsiębiorcy wydatkowali je na zakup urządzeń czy modernizację budynków. Równie ważna jest dla Wioletty Wilkos sfera integracji środowisk wiejskich poprzez organizację i zainicjowanie m.in. licznych festynów, seminariów, warsztatów, konkursów, spotkań okolicznościowych, rajdów rowerowych, wyjazdów studyjnych, z których skorzystało kilkaset osób.

IMG_8360Finanse finansami, ale przede wszystkim należało zdobyć zaufanie mieszkańców i spowodować, aby się zaangażowali. Po ośmiu latach działalności można śmiało powiedzieć, że się udało. Zaplanowana dużo wcześniej strategia na lata 2007–2013 została zrealizowana w blisko 100 procentach. Czyli dużo – powstanie placów zabaw, budynków Gminnego Ośrodka Kultury, infrastruktury sportu i rekreacji, uruchomienie Lokalnego Uniwersytetu Ludowego i wiele innych. No i działania tzw. miękkie, jak np. wspólny z LGD Kraina wokół Lublina i LGD Ziemi Biłgorajskiej projekt „Zasmakuj w tradycji”. Kilkadziesiąt warsztatów kulinarnych, wzajemnego uczenia się, ale i integracji, publikacje i cykliczny program telewizyjny. Wszystko po to, aby pokazać potencjał mieszkających tu ludzi, wypromować ich i uczynić z nich wizytówkę regionu. Komisja Europejska bardzo dobrze oceniła efektywność działań Lokalnych Grup Działania jako inicjatyw oddolnych, co pozwoliło na przygotowanie projektu strategii na przyszłe lata. W maju tego roku Wioletta Wilkos podpisała umowę na przyznanie środków w wysokości 10 milionów złotych na okres 2016–2023. A to oznacza, że osoby podejmujące działalność gospodarczą, przedsiębiorcy, samorządy oraz organizacje społeczne będą mogły korzystać ze wsparcia finansowego na realizowanie własnych pomysłów i przedsięwzięć.

Prawdziwi bohaterowie, prawdziwe życie

IMG_8368Na taki rodzaj aktywności zawodowej nie każdy może sobie pozwolić. Wioletta Wilkos stale podkreśla, że możliwość bycia niemal w kilku miejscach na raz jest wykonalne dzięki wsparciu rodziny – męża, teściowej, ale przede wszystkim mamy, która prowadzi ich dom, opiekuje się trzyletnią Wiktorią i jest jej największym przyjacielem. Prezes kraśnickiego LGD jest często w podróży. Liczne wizyty studyjne w Polsce i za granicą pozwoliły zapoznać się z dobrymi praktykami gdzie indziej, poszerzyć horyzonty, podjąć starania, aby zastosować je na swoim terenie. Poza tym spotkania, szkolenia, seminaria, projekty, a przede wszystkim chęć współpracy z osobami reprezentującymi różne środowiska społeczne i zawodowe. Wszystko z nieustającą energią i uśmiechem. Ale to, co wiele osób podkreśla u Wioletty Wilkos, to przede wszystkim kompetencje. Prywatnie pani prezes uwielbia przesiadywać w swoim ogrodzie i spędzać z rodziną czas przy wspólnym stole, smakując kolejne potrawy przygotowane przez jej mamę, ale i nią samą (ciasta są jej specjalnością). Ale i wtedy telefon dzwoni nieustannie. Czas ma ograniczony, jednak zawsze znajdzie chociaż chwilę na lekturę. Zaczytuje się biografiami, właśnie kończy czytać książkę o stewardesach z czasów PRL. Uważa, że życiorysy realnych osób niosą w sobie prawdę, której nie ma w innych rodzajach beletrystyki. Tak jak w życiu.

Tekst i foto Marta Mazurek

Komenatrze zostały zablokowane