Kiedy na niwie artystycznej spotykają się: Nicolo Machiavelli – renesansowy wnikliwy obserwator życia publicznego kpiący z wszelkiej głupoty i Ryszard Marek Groński oraz Antoni Marianowicz – satyrycy nieustępliwie szydzący z minionego PRL-u, to musi powstać utwór , w którym będzie i straszno, i śmieszno. I takim niewątpliwie jest musical „Machiavelli” ze znakomitą muzyką Jerzego Wasowskiego. Po wielu wystawieniach z ogromnych sukcesem na polskich scenach tym razem zawędrował do Lublina. Jego premiera zaś w wykonaniu artystów naszego Teatru Muzycznego odbyła się 22 listopada na scenie Lubelskiego Parku Naukowo Technologicznego
Rzecz cała oparta na komedii „Mandragora, czyli napój zapładniający” Machiavellego potwierdza jedno z jego podstawowych spostrzeżeń, że ludzie z natury są źli, zmienni, kłamliwi, a przy tym nieustannie i za wszelką cenę chciwi zyskania tego, co ich interesuje. Wtedy dają się podpuścić i ponieść najbardziej idiotycznym pomysłom. Machiavelli wie o tym dokładnie i wedle swojej zasady, że cel uświęca środki wykorzystuje ich głupotę znakomicie bawiąc się ich naiwnością. A my oglądając te perypetie na scenie śmiejemy się na głos razem z nim i nagradzamy brawami inscenizacyjne puenty.
Oto Machiavelli ( Seweryn Mastyna) po kolejnej grze w karty z piekarzem (Paweł Stanisław Wrona) i rzeźnikiem (Tomasz Głębocki) wraca do Florencji. Udaje się tam wraz z Kallimachem ( Karol Jasiński}, który kocha i chce posiąść Lukrecję ( Małgorzata Rapa). Nie jest to jednak takie proste, bowiem ta jest żoną chciwego i leciwego Calfucciego (Jarosław Cisowski), który trzyma ją pod kluczem. Ten odwieczny wróg Machiavellego ma jednak problem. Przez lata nie może spłodzić swego następcy. Wtedy z pomocą przychodzi mu Sostrata (Agnieszka Kurkówna) matka Lukrecji i dawna kochanka Nicolo Machii. Namawia Machiavellego do przyjazdu i prosi, aby swoim mistrzowskim geniuszem podstępu znalazł na to sposób. I znalazł. Wprowadził do akcji cudowny odwieczny lek – korzeń. Korzeń Mandragory jak żartobliwie nazwał owe najbardziej skuteczne lekarstwo na taką przypadłość. Oczywiście nie mogło w tym wszystkim zabraknąć także ojca dobrodzieja Tymoteusza (Andrzej Witlewski), który przekonuje, że każdy datek, to odpustu zadatek.
Jednym słowem zaplatanie niezłe. Natomiast z jakim skutkiem udało się go rozwiązać to już pozostawiam tym, którzy obejrzą ten spektakl sprawnie wyreżyserowany przez Tomasza Obarę. A było to niebywale trudne zadanie, bowiem miejscem inscenizacji nie jest typowa scena, lecz długa podłużna przestrzeń służąca na co dzień do ustawiania stołów, za którymi często zasiada naukowe grono prowadzące tu swoje konferencje. No i muzyka. Orkiestra symfoniczna Teatru Muzycznego widoczna przez cały spektakl i prowadzona przez jej kierownika muzycznego Piotra Wijatkowskiego ustrzegła się częstego w takich spektaklach błędu. Nie zagłuszała wykonawców, grała oszczędnie zaaranżowane podkłady melodyczne i wydobyła przy tym wszelkie niuanse dźwiękowe niepowtarzalnych kompozycji Jerzego Wasowskiego.
„Machiavelli” to spektakl dla każdego kto chce mieć dwie godziny niezłej rozrywki, posłuchać dobrej muzyki. Grany jest, co prawda, w odległym miejscu, ale z dojazdem nie ma problemów. Warto się wybrać.
„Machiavelli” – Teatr Muzyczny w Lublinie
Muzyka: Jerzy Wasowski
Libretto: Ryszard Marek Groński, Antoni Marianowicz
Reżyseria: Tomasz Obara
Kierownictwo Muzyczne: Piotr Wijatkowski
Scenografia: Andrzej Witkowski
Kostiumy: Anna Sekuła
Choreografia: Violetta Suska
Przygotowanie Chóru Małgorzata Papieska
Maciej Skarga