Początki sztuki krawieckiej sięgają dziejów naprawdę zamierzchłych, bowiem mowa tu o paleolicie górnym, czyli czasach około 30 000 lat temu. Wówczas estetyka nie odgrywała nawet najmniejszej roli, jedyną wartością była umiejętność przeżycia, a do tego potrzeba było odzieży, która skutecznie chroniłaby przed przenikającym na wskroś zimnem. Dopiero z biegiem lat człowiek zaczął dostrzegać wokół siebie piękno i sam też chciał być piękny, zatem ubiór – modny ubiór – stał się wyznacznikiem pozycji społecznej, majątku i atrakcyjności. Mistrzowie nożyczek mieli sporo roboty, ale jako odrębne rzemiosło krawiectwo pojawiło się w Polsce w XIII wieku i od tego czasu na trwałe towarzyszy nam w każdym momencie naszego życia.
Biblijne konotacje
Krawcy chyba nigdy nie mieli łatwego życia. Nawet ten biblijny. Adam był pierwszym człowiekiem, stworzonym przez Boga na Jego obraz i podobieństwo. Razem ze swoją małżonką Ewą, zanim na zawsze raj stał się utracony, mieszkali sobie w Edenie, gdzie mogli robić wszystko. No, prawie wszystko, bowiem jedyną rzeczą, jakiej zakazał im Stwórca, było podjadanie owoców z drzewa poznania dobra i zła. Jednakże nasi protoplaści złamali ten zakaz, więc o życiu wśród rajskich ogrodów możemy jedynie pomarzyć. Kiedy Adam i Ewa naruszyli boże zarządzenie, z przerażeniem odkryli, że są nadzy. Dotąd jakoś brak odzienia zupełnie im nie przeszkadzał, ale przekroczenie granic naznaczonych przez Boga spowodowało naruszenie boskiego pierwiastka w duszy człowieka. Pycha i nieposłuszeństwo, tak cwanie zapoczątkowane przez szatana, zupełnie zmieniły ich priorytety. Zerwał zatem Adam listki z drzewa figowego i przykrył nagość swoją i Ewy. Pomysłowość naszego praojca stała się więc pierwszym, mistrzowskim – trzeba przyznać, rzemieślniczym majstersztykiem na miarę wszech czasów, który dał impuls do rozwoju jednego z najbardziej elitarnych i kreatywnych zawodów, wymagającego talentu, wyczucia stylu i znajomości ludzkiego jestestwa.
Trudne początki
Początki wcale nie były łatwe, bo i czasy łatwe nie były, a rzemiosło jako odrębna dziedzina gospodarki nadal tkwiła w powijakach. Ale uwarunkowania polityczne sprzyjały powstawaniu miast, a wraz z miastami rodziło się rzemiosło jako odrębna grupa społeczna. Najstarsze wzmianki o bractwach cechowych krawców na ziemiach polskich pochodzą z końca XIII wieku – dokładnie z 1272 roku, kiedy to w Krakowie powstał pierwszy cech, do którego obligatoryjnie należeli wszyscy rzemieślnicy krawieccy z całego miasta. W Kozim Grodzie, tak jak i w innych ośrodkach miejskich, najpierw narodziło się sukiennictwo. W akcie lokacyjnym Lublina z 15 sierpnia 1317 roku mowa jest o kramach sukienniczych, jakie wchodziły w skład uposażenia ówczesnego wójta. Za sprawą unii polsko-litewskiej gród przeobraził się z mało znaczącej osady w poważne i cenione centrum gospodarcze, przez które przechodziły najważniejsze szlaki handlowe, łączące wschodnią i zachodnią Europę. Dzięki łaskawości Jagiellonów, a szczególnie Władysława Jagiełły, rzemieślnicy lubelscy weszli w fazę rozkwitu, tym samym przyczyniając się do rozwoju samego miasta. W XVI wieku Kozi Gród należał do pierwszej dziesiątki największych ośrodków miejskich Korony Polskiej. XV stulecie wyróżniało się podziałem pracy i specjalizacją zawodów. Wówczas w Lublinie pracowało aż 42 krawców, chociaż szewców mieliśmy 60, rzeźników 33, piwowarów 27, a piekarzy zaledwie 13. Jest to wynikiem tego, że miasto funkcjonowało przede wszystkim jako ośrodek handlowy. Mimo to wytwórczość lubelskich rzemieślników stała na całkiem niezłym poziomie. Postęp specjalizacji wciąż trwał, miasto rosło w siłę, więc zaczęto się zastanawiać nad utworzeniem cechu, kontuberni, która mocno osadzona w miejskich strukturach poprzez sformalizowanie nie tylko podniosłaby rangę samej krawieckiej braci, ale i znacznie ułatwiła im funkcjonowanie na płaszczyźnie prawnej.
Krawieckie emporium
Lubelski cech krawców otrzymał pierwsze przywileje 25 sierpnia 1535 roku z rąk Zygmunta I Starego, ale wiele wskazuje na to, że sama organizacja działała już o wiele wcześniej i czynnie uczestniczyła w życiu Koziego Grodu. Trzeba też podkreślić, iż było to pierwsze w Lublinie bractwo rzemieślnicze, jakie otrzymało królewskie przywileje. W 1583 roku krawcy zgłosili się do rady miejskiej, następnie jeszcze w 1703 roku z prośbą o udoskonalenie zapisów statutowych, co było wynikiem dynamicznej sytuacji i politycznej, i gospodarczej. Do zredagowania przywileju z 1583 roku przyczynił się niejaki Świderski i Zygmunt Bronakowski – cechmistrzowie krawieccy, a wraz z nimi – mistrzowie, imć pan Jarosz Ligoń, Jan Sobański, Jan Spierz i Jakub Trzaskowski. Autorami inicjatywy z początku XVIII stulecia byli również cechmistrzowie – Stanisław Grzedziński i Jan Krajkowski oraz Mateusz Paluszkiewicz, Adam Zotnikiewicz, Jan Jancewicz, Jan Garliński, Piotr Radewicz i Stanisław Opoka, co mienili się mistrzami krawieckimi. Oni to właśnie przedstawili rajcom nieco zmienioną formę konstytucji z 1583 roku. Skoro w tych dwóch udokumentowanych przypadkach impuls pochodził od rzemieślników, to kto wie, być może i w sławetnym roku 1535 ruch również należał do krawców, a sam statut był ułożony według potrzeb członków kontuberni, jak to później przecież bywało. Na mocy przyznanych przez rajców przywilejów korporacja stała się podmiotem publicznoprawnym. Opierała swoje działania o zasadę przymusu i swoistego systemu prohibicyjnego, polegającego na wyłączności. Ważna była także dewiza subordynacji, co sprowadzało się do pełnego podporządkowania się przez krawców organizacji cechowej. Cech posiadał własne organy, w tym również sąd, lecz ta władza ograniczała się wyłącznie do stowarzyszonych w korporacji.
Lubelscy bracia krawcy
Zgromadzenie cechowe zajmowało się sprawami organizacyjnymi, kontrolując równocześnie finanse. Posiadało umocowanie do wyrażania zgody na wydatkowanie pewnych kwot ze skarbu cechowego, a każdego roku poddawało kontroli całość gospodarki pieniężnej, czyniąc to przy okazji wyboru nowych cechmistrzów. Szczególnie naonczas brano pod uwagę, czy ustępujący z urzędu cechmistrz nie sprzeniewierzył gdzieś na boku pieniędzy, które były własnością ogółu. Owo ciało przede wszystkim wybierało cechmistrzów. Czynne prawo wyborcze od roku 1583 przysługiwało wszystkim mistrzom, natomiast bierne prawo wyborcze – jedynie mistrzom dobrze osiadłym, a zatem wykazującym się posiadaniem odpowiednich własnych zasobów finansowych, żeby przypadkiem nie kusiło kogoś zachachmęcenie pieniędzy cechowych. Nie wolno było także wybierać na cechmistrza krawca, który nie zaprzestał jeszcze posług swoich z tak zwanym młodszeństwem związanych. Cechmistrzów wybierano dwóch. Mistrz krawiecki obowiązany był wybór korporacji przyjąć, inaczej karę musiał zapłacić w postaci jednego kamienia wosku topionego, a ten do tanich artykułów nie należał. Taki obowiązek nie spoczywał już na osobach, które rzemiosła nie wykonywały, bowiem, mówiąc współczesnym językiem, przeszły na emeryturę. Wybory odbywały się dwa tygodnie po Trzech Królach. Taki majster, jak już został obrany cechmistrzem, wcale nie miał lekkiego życia. Owszem, prestiż był, ale i jaka odpowiedzialność! Zaraz po wyborach, jak zresztą wszyscy cechmistrzowie w Lublinie, składał przysięgę na wierność królowi i władzom miejskim, od 1593 roku według słów specjalnej roty, którą na tę okoliczność spisali rajcy miejscy. Przede wszystkim w jego gestii leżało dysponowanie funduszami cechu, ale za każdym razem za wiedzą i za zgodą zgromadzenia, które zresztą zwoływał. Cechmistrz był reprezentantem bractwa i interesów jego członków na zewnątrz, czuwał nad dyscypliną, a szczególnie w czasie posiedzeń, bo przecież to różnie bywało. Dbał także, aby bracia młodsi, zobligowani do różnego rodzaju czynności wynikających z zasady młodszeństwa, zawsze wypełniali je z należytą starannością. Cechmistrzowie wykonywali również zadania policji przemysłowej, sprawowali sądy nad członkami cechu, a naprawdę mogli skarżyć niemal o wszystko. Przywilej z 1583 roku umożliwił niezadowolonym z wyroku apelację składać do rady miejskiej. Krawcy funkcjonowali w oparciu o przymus cechowy. Każdy rzemieślnik zatem, chcący zajmować się swoim wyuczonym rzemiosłem, musiał należeć do kontuberni. Jeśli nie dopełnił tego obowiązku, zostawał partaczem, a i kary za jakie niegodne krawca z krwi kości zachowanie można było wyznaczyć.
Ucz się, módl i pracuj
Do cechu mogły należeć jedynie osoby wyznania rzymskokatolickiego. Było to niezwykle ważne, bowiem cech stał na straży obrony moralności. Otóż statut regulował (i to dość surowo) również życie prywatne. Postanowienia odnosiły się do kwestii zawierania małżeństw, sypiania uczniów i towarzyszy w domach swoich majstrów, obecności na świętach religijnych. Na mocy przywileju z 1583 roku pilnowano, by krawcy-kawalerzy i krawcy-wdowcy żenili się wyłącznie z białogłowami o nieposzlakowanej opinii. Niezastosowanie się do powyższego przepisu zagrożone było utratą rzemiosła i wygnaniem z miasta. Krawcy lubelscy mieli obowiązek wstępować w sidła świętego związku małżeńskiego w ciągu roku od dnia przyjęcia w poczet członków. Bardzo ważną działalnością była ponadto działalność wychowawcza, czyli kształtowanie pożądanych u młodego człowieka postaw moralnych. Wyobraźcie więc sobie, moi mili, że opracowano nawet specjalną etykietę, która dotyczyła zachowania się podczas uczt i spotkań, oczywiście zgodną z zasadą starszeństwa i młodszeństwa krawieckiej braci.
Właściwość miejscowa stowarzyszenia nie ograniczała się raptem do samego miasta, bowiem starało się ono objąć swym zasięgiem jak największy obszar. Członkowie mieli obowiązek stawać pod bronią na każde wezwanie, nieważne, czy tumult jaki w mieście wybuchał, czy wróg stał pod murami. Czasami też przywdziewano zbroję ku samej ozdobie i chwale Rzeczypospolitej. Obowiązkami wojskowymi obarczeni byli wszyscy krawcy. Pod groźbą utraty rzemiosła rada miejska mogła ich w każdej chwili do zbroi i rusznic powołać. Od 1651 roku krawcy mieli swoje baszty w murach miejskich, a zaopatrywanie się w broń (białą i rusznice) oraz proch, leżało już w gestii cechu. Całą sprawę z basztą kontrolował pan ławnik młodszy, co roku dokonując przeglądu wspomnianej bastei i sprzętu, a spostrzeżenia swoje następnie przedstawiał w magistracie rajcom pod rozpatrzenie. Cech witał również królów, senatorów i obcych posłów, którzy uroczyście wjeżdżali do Lublina. Wówczas to występował z bronią w odpowiednim ordynku jako organizacja wojskowa, ale to już temat na zupełnie inną historię…
Tekst: Magdalena Zabłocka
Foto: Grzegorz Zaleski
Magdalena Zabłocka
Dyrektor ds. programowych
Izby Rzemiosła i Przedsiębiorczości w Lublinie