Lubię wiedzieć, jak przedstawia się ogólna sytuacja na wielu polach i w wielu dziedzinach. To dla pozyskania wiedzy ogólnej, nie jestem szczególnie ciekawski. Niejednokrotnie przeglądam sondaże, wyniki badań, ankiety czy prognozy. W prognozy pogody nie wierzę od czasu rozmowy z poważnym naukowcem – meteorologiem, który powiedział mi, że pogodę przepowie mi na dwa, trzy dni, nie dłużej. Na dłużej to już średnia ze statystyki.
W inne wyniki sondaży i prognoz wierzę jeszcze słabiej, bo są „wykonywane na wybranej grupie respondentów”. Co to oznacza? To samo, co badanie „oglądalności”. Bez specjalnej przystawki obok mojego telewizora badający nie jest w stanie wiedzieć, co oglądałem. „Wybrana grupa respondentów” to mogą być tylko ci, do których ankieterowi chciało się zadzwonić. Do mnie wielokrotnie dzwoniono z propozycjami odniesienia się do czegoś, zawsze jednak uprzejmie (przeważnie) odmawiam.
Od czasu do czasu jednak pojawiają się nagłówki, które mnie ciekawią; jeden z nich przeczytałem niedawno i postanowiłem przyjrzeć się rezultatom badania. Był to ostatni ranking najbardziej nieuprzejmych miast w Polsce, to znaczy – mających najbardziej nieuprzejmych mieszkańców, w którym Lublin zajął drugie (!) miejsce. Zaintrygowało mnie to, zacząłem drążyć i odnalazłem jeszcze ranking z 2010 roku, w którym Lublin zdecydowanie prowadził w kategorii miast nieprzyjaznych! Mieszkam w moim mieście od urodzenia, nie miałem i nie mam zamiaru się wyprowadzać, i dość mocno zdziwiła mnie taka ocena. Czyja? Dlaczego?
Miasto jest duże, ale nie za bardzo, zielone – też w sam raz, dobrze skomunikowane i nieźle wyposażone. Naprawdę, bardzo dobrze mi się w nim żyje. Jeśli mam ochotę na kawę w Barcelonie – nic nie stoi na przeszkodzie, można sobie skoczyć na weekend lub dłużej. Może więc jednak chodzi właśnie o ludzi?
Rozmawiałem kiedyś długo i konkretnie z mądrym, sympatycznym i wykształconym człowiekiem, w dodatku pełniącym nietuzinkową funkcję w naszym mieście. Tyle o nim, bo… tyle. Dyskutowaliśmy właśnie o Lublinie, jego pięknie i brzydocie, zaletach i wadach, i o miałkości (na razie tylko tak to ujmę) wielu ważnych lubelskich osobistości.
Zastanawialiśmy się, gdzie podziewają się wybitne umysły, europejskiej choćby klasy specjaliści, wybitni artyści, przedsiębiorcy czy politycy. Oczywiście, mamy takich w Lublinie, ale to tylko wyjątki, a na „akademickie” i duże miasto to cokolwiek mało…
„ – Mam na ten temat bardzo prostą teorię” – powiedział wtedy. „ – Młodzi przyjeżdżają do Lublina na studia, a potem mierzą wyżej. Jadą tam, gdzie im płacą o wiele lepiej, gdzie są wielkie przedsiębiorstwa i oddziały światowych firm. W Lublinie, niestety, pozostają ci, którzy nie mają szans załapać się lepiej, bo może, po prostu, są za słabi? Dlatego poziom mamy taki, jaki mamy…”
Powinienem był poczuć się średnio, ale ponieważ nie pretenduję do żadnych stanowisk, funkcji czy ważnych posad, czułem się nadal normalnie i po namyśle – przyznałem mu rację.
Statystyczna wykształcona klasa średnia (i nie tylko) pracuje u nas przeważnie w „budżetówce” i wynagradzana jest podle. Pensje nauczycieli, opiekunów w zakładach specjalnych dla dzieci, pracowników (-czek) bibliotek czy szeregowych urzędników właśnie „dobiły” do najniższej krajowej! Osiągnięcie! Tylko pracownicy głównych urzędów miejskich i wojewódzkich, funkcyjni i ich kadra, zarabiają lepiej, a jeszcze lepiej są premiowani. Codzienne życie funduje nam coraz więcej kijów, a marchewek i światełek w tunelach nie widać od lat. Może stąd takie nastawienie do życia i otoczenia?…
Statystycznie rzecz biorąc.
tekst Maciej Wijatkowski
foto Edge2Edge Media