Lubelski Rower Miejski funkcjonował w świadomości lublinian jako obietnica i mit zarazem, z ciągle przekładaną datą startu. Nie wyszło na wiosnę, nie udało się latem. W końcu doczekaliśmy się jesienią. Nie obyło się bez iście medialnego rozgłosu, podgrzewano atmosferę i wzmagano zaciekawienie, relacjonując szczegółowo kolejne etapy instalacji. W błysku fleszy na placu Wolności dumnie dosiadł jednośladu sam prezydent miasta. Tym samym pod względem umiłowania do ekologicznych środków transportu Lublin w końcu dorównał Europejczykom. Powstało 40 stacji rowerowych, z których w ciągu dwóch pierwszych dni funkcjonowania zarejestrowano 2755 wypożyczeń. Wejście do systemu i wypożyczenie, z pominięciem kilku awarii, nie sprawiają większych trudności. Możliwość korzystania z rowerów, z początkiem roku akademickiego, dla wielu okazała się wybawieniem. Mijanie kilometrowych korków na eleganckim veturilo przyprawia o szelmowski uśmiech satysfakcji. Przejażdżkom sprzyja też aura a największa frekwencja jest w weekendy. W systemie zarejestrowało się już 12 tysięcy osób. Nic więc dziwnego, że Lubelski Rower Miejski zdecydowanie zasługuje na miano jesiennego hitu, choć 400 rowerów wydaje się zdecydowanie za mało.
(abc)