Operetka i komedia muzyczna zawsze miały w Lublinie swoją wierną publiczność, w kilka miesięcy po Wiedniu czy Paryżu Lublin oglądał najnowsze spektakle. Teatr Muzyczny w Lublinie, działający od 1947 roku, godnie kontynuuje te świetne tradycje. W bogatym dorobku posiada najznakomitsze pozycje muzyki operowej, operetkowej, baletowej i musicalowej, takie jak „La Traviata” Giuseppe Verdiego, „Baron cygański” Johanna Straussa, „Księżniczka czardasza” Imre Kálmána, „Kraina uśmiechu” Franza Lehára, „Czajkowski – Taniec miłości”, a także „Skrzypek na dachu” Jerry’ego Bocka, grany już od 1994 roku, i „Hallo Szpicbródka” na podstawie legendarnego filmu Janusza Rzeszewskiego i Mieczysława Jahody. Ostatnią dużą produkcją była operetka „Zemsta nietoperza” Johanna Straussa w reżyserii Artura Barcisia. Realizację ambitnego programu umożliwia niezwykle zdolny zespół artystyczny, w skład którego wchodzą soliści, chór, balet i orkiestra. Teatr współpracuje też ze znakomitymi solistami operowymi z całej Polski oraz znanymi i cenionymi reżyserami, scenografami i dyrygentami. Instytucja przewiduje propozycje dla wszystkich grup wiekowych, dla młodszych widzów wystawiając m.in. bajki i spektakle edukacyjne. Teatr Muzyczny w Lublinie wciąż się rozwija i buduje coraz silniejszą pozycję na muzycznej mapie Polski. O tym, jak naprawdę szeroka jest jego oferta i co przygotowuje dla publiczności w najbliższym czasie z Dyrektor Teatru – Kamilą Lendzion rozmawiali Anna Ignasiak i Piotr Nowacki, foto Grzegorz Winnicki, Karolina Deptuś i Aneta Sobiesiak.
Gdy w roku 2018 przyszła Pani do Teatru Muzycznego jako zupełnie nowa osoba, jak wyglądała sytuacja w tej instytucji?
Z Teatrem Muzycznym w Lublinie związana jestem od drugiego roku studiów, już wówczas wykonując główne partie sopranowe w spektaklach wchodzących w skład repertuaru Teatru, zatem nasza wspólna historia toczy się od prawie dwudziestu lat… Instytucję tę znam można powiedzieć od podszewki, chociaż w tamtym czasie moimi macierzystymi teatrami były Teatr Muzyczny w Łodzi i Warszawska Opera Kameralna. W 2018 roku pojawiłam się ponownie w lubelskim środowisku artystycznym, ale w zupełnie innym charakterze niż dotąd, bowiem jako kandydat na stanowisko dyrektora tejże instytucji. To stanowisko mam zaszczyt piastować już piąty sezon, rozpoczynający moją drugą kadencję w Teatrze. Zanim jednak pochłonął mnie Teatr, w najlepszym tego słowa znaczeniu, podkreślam to z pełną świadomością, dzieliłam swoją drogę artystyczną między scenę operową, operetkową a impresariat, który sprawiał mi nie mniej, a nawet pokuszę się o stwierdzenie, że więcej satysfakcji i spełnienia niż zawód, do którego zostałam przygotowana i wykształcona. Agencja artystyczna, którą wtedy prowadziłam, nauczyła mnie publiczności w każdym tego słowa znaczeniu: szacunku do niej, odpowiedniego doboru repertuaru, a co najważniejsze – satysfakcji obopólnej, zarówno publiczności, jak i wykonawców… Lublin zawsze był w moim sercu mocno zakorzeniony, występy na rodzimej scenie za każdym razem niosły za sobą mnóstwo emocji… Emocji związanych nie tylko z radością występowania w rodzinnym mieście, ale głównie z oczekiwaniami, jakie w głębi duszy stawiałam tej instytucji z racji regionalnej solidarności. Zawsze uważałam, że Operetka Lubelska jest absolutnie niedocenianą sceną muzyczną w Polsce. Widząc pewne niewykorzystane sfery potencjału Teatru Muzycznego, zarówno artystów, jak i samego miejsca, mając już też koncepcję działania, zdecydowałam się startować na stanowisko dyrektora tej instytucji. Wśród wielu kandydatów do objęcia tej funkcji pojawiły się tak już doświadczone i uznane postaci, jak Kazimierz Kowalski, były dyrektor Krzysztof Kutarski, Iwona Sawulska czy Sylwester Kostecki, zatem zadanie było o tyle trudniejsze, gdyż stawałam w szranki z osobami, które posiadały już doświadczenie w zarządzaniu takimi instytucjami jak teatr. Niemniej jednak udało mi się wygrać konkurs, co zapewne było niemałym zaskoczeniem w środowisku artystycznym, bo przecież do tej pory moje nazwisko kojarzyło się wyłącznie ze sceną. I tak oto 1 września 2018 roku zostałam powołana na stanowisko dyrektora Teatru Muzycznego w Lublinie i od tego momentu zaczęłam wdrażać swój plan zmiany instytucji.
W jaki sposób potencjał Teatru Muzycznego był niewykorzystany i co Pani zaproponowała w ramach swojego programu?
Jestem rodowitą lublinianką, jednak czas studiów i częściowo pracy spędziłam poza rodzinnym miastem, koncertując właściwie na wszystkich scenach muzycznych i operowych w Polsce, co dawało przestrzeń do obserwacji i refleksji. To, co mnie bolało najbardziej i zastanawiało to fakt, że lubelski Teatr Muzyczny z tak fantastycznie wypracowaną historią i renomą przez poprzednich dyrektorów i dyrygentów od pewnego czasu nie miał swojego miejsca na muzycznej mapie Polski i popadł niejako w niebyt artystyczny. Brakowało spektakularnych premier, artystów gościnnych, którzy wraz z solistami rodzimymi Teatru podnosiliby rangę tej instytucji. Może to tylko moje subiektywne obserwacje, bo przecież każdy z dyrektorów realizował swoje plany repertuarowe tak, jak mu w duszy grało i chciał dla swojej instytucji jak najlepiej. Trudno zatem mówić o niewykorzystanym potencjale, a raczej o różnej optyce spojrzenia na teatr i jego artystyczny kształt i przyszłość. Każdy z dyrektorów budował to miejsce na swój unikatowy sposób, zostawił w nim część siebie, to poniekąd dzięki nim jestem tu dziś i mogę kontynuować 75-letnią tradycję Operetki Lubelskiej i za to jestem ogromnie wdzięczna. Jestem osobą bardzo wymagającą w stosunku do sztuki, jej wykonywania, jak i zarządzania nią. I takie wymagania stawiam głównie przed sobą jako dyrektorem instytucji, którą dane mi jest kierować. Według moich skromnych kryteriów – co podkreślę – ten Teatr stać na miano najlepszej sceny operetkowej w Polsce! Moim marzeniem, a właściwie celem było przywrócić lata świetności tej instytucji z czasów znakomitego dyrektora Andrzeja Chmielarczyka czy Jacka Bonieckiego. Dowodem na to, że mi się to udało, jest decyzja (sprzed dosłownie kilkunastu dni!) Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego Piotra Glińskiego o przyznaniu Teatrowi Muzycznemu w Lublinie Brązowego Medalu „Zasłużony Kulturze Gloria Artis”.
Jaka była Pani wizja tej instytucji?
Teatr Muzyczny w Lublinie zasługuje, by być marką samą w sobie. Zasługuje na renomę, na którą pracuje już 75 lat. Posiada niezwykle bogatą tradycję operetkową, którą pochwalić się mogą właściwie już nieliczne siostrzane instytucje w Polsce. Dlatego też uważałam, że należy wykorzystywać maksymalnie każde, nawet najmniejsze szanse, jakie dają takim instytucjom jak nasza projekty ministerialne. Dzięki nim możemy realizować szereg ciekawych wydarzeń, nie tylko premier muzycznych, ale i warsztatów różnego rodzaju. Ponadto, współpraca z fundacjami i stowarzyszeniami umożliwia realizację projektów, które otwierają Teatr na szerszą widownię, dzięki którym Teatr staje się miejscem otwartym i przyjaznym, pokazując swoje inne oblicze, zauważane w środowisku, budując dzięki temu swoją nową pozycję wśród teatrów muzycznych w Polsce. Dzięki takim projektom rozkwitają artyści, którzy mogą realizować swoje najskrytsze marzenia artystyczne, ale i talenty pedagogiczne czy wręcz terapeutyczne! To przecież ludzie tworzą teatr! Jego niepowtarzalną atmosferę… I to oni są zarówno jego historią, jak i przyszłością. Wszystkie nasze zespoły artystyczne reprezentują bardzo wysoki poziom wykonawczy, czego dowodem jest współpraca z wyśmienitymi dyrygentami, reżyserami, choreografami czy śpiewakami najważniejszych scen operowych w Polsce. I każdy z tych zespołów jest autonomiczną grupą artystów, docenianą na scenie. Bardzo mi zależało np. na tym, aby balet Teatru Muzycznego w Lublinie był odrębną grupą artystów, która ma nie tylko za zadanie towarzyszyć solistom na scenie, być dla nich tłem podczas spektakli, ale jest równorzędnym partnerem, ponieważ reprezentują bardzo wysoki poziom absolutnie zasługujący na docenienie. Uważam Teatr Muzyczny w Lublinie za jeden z ostatnich bastionów klasycznej operetki i obiecuję być temu wierna. Natomiast od początku kierowania tą instytucją pragnęłam rozszerzyć grupę jej publiczności. Teatr ma oczywiście swoją wierną publiczność, kochającą przede wszystkim wspomnianą operetkę, ja jednak pragnęłam nowej grupy widzów – ludzi młodych, osób z niepełnosprawnościami; chciałam uczynić tę instytucję miejscem spotkań poświęconych różnego rodzaju muzyce, a także innym dyscyplinom sztuki.
Co wobec tego pojawiło się na scenie Teatru pod Pani dyrekcją?
Obok operetki – musical, monodram, koncerty, bajki, ale i spotkania artystów Fundacji Nieprzetartego Szlaku, warsztaty dla młodzieży, również dla młodych ludzi ze spektrum autyzmu. W miarę możliwości zapraszamy tych artystów pod dach Teatru, udostępniając im sale, a nasi artyści czynnie biorą udział w organizowanych przez nich warsztatach. Pragnęłam uczynić ten Teatr miejscem spotkań otwartym dla każdego. Obecnie włączyliśmy się także w działania pomocowe poświęcone psychiatrii dzieci i młodzieży w Lublinie i ich efektami już niedługo będziemy mogli się pochwalić. Uważam, że udało mi się w ciągu tych czterech lat kierowania Teatrem wydobyć potencjał tego miejsca i jego zespołu, choć wiele wyzwań jeszcze przed nami! Może także dzięki temu, że sama jestem artystką, potrafię lepiej zrozumieć ambicje i oczekiwania artystów, nie tylko solistów, ale też muzyków. Jestem dyrektorem, który pozwala rozwijać się artystom poza miejscem swojego stałego zatrudnienia, ponieważ to procentuje. Procentuje poziomem, doświadczeniem i spełnieniem artystycznym – artyści wracają do naszego Teatru bogatsi o nowe doświadczenia współpracy z innymi solistami czy dyrygentami. Dzięki temu wzrasta poziom instytucji, bo przecież dobry teatr to przede wszystkim szczęśliwy i spełniony artysta!
Co udało się zrealizować z działań, których wcześniej w lubelskim Teatrze Muzycznym nie było? Czas był raczej mało stabilny i mało płodny dla instytucji kultury z uwagi na pandemię.
Dla nas przeciwnie. Teatr uaktywnił się bardzo w mediach społecznościowych. W ten sposób ogromnie poszerzyliśmy grupę naszych fanów. Teatr Muzyczny w Lublinie pierwszy raz w historii zdobył nagrody teatralne, m.in. Nagrodę im. Jana Kiepury. Od dwóch lat zapraszani jesteśmy jako instytucja na wszystkie prestiżowe festiwale odbywające się na terenie całej Polski (Festiwal im. Jana Kiepury w Krynicy-Zdroju, Festiwal im. Bogusława Kaczyńskiego w Białej Podlaskiej czy Przestrzenie Sztuki w Lublinie). Nasz Teatr zawsze albo inauguruje powyższe wydarzenia, albo je kończy uroczystą galą muzyczną, co jest dowodem na bezsprzecznie wysoki poziom Teatru Muzycznego w Lublinie. Kolejny sukces to ponowne pozyskanie utraconych w poprzednich kadencjach sponsorów, takich jak Bogdanka, która zniknęła przecież na wiele lat jako sponsor strategiczny, a wróciła dwa lata temu, z czego bardzo się cieszymy. Inni sponsorzy, których udało nam się pozyskać, to PKO BP, Toyota, Azoty Puławy. Z powodzeniem piszemy projekty ministerialne, co wcześniej zdarzało się rzadko. Obecnie przynajmniej dwa, a czasem trzy projekty na cztery przechodzą, co zapewnia nam dofinansowanie. Ogromnym sukcesem są premiery, co nie było łatwe do zrealizowania w obecnej rzeczywistości, gdy sytuacja finansowa instytucji kultury jest niełatwa. Nie zmniejszyliśmy też zatrudnienia – artystycznego, technicznego czy administracyjnego, ponieważ wszyscy tworzymy tę instytucję i nie wyobrażam sobie, by z ludźmi niezbędnymi do prawidłowego funkcjonowania teatru można było się pożegnać. Udało nam się przebudować pensje artystów z dwuskładnikowej na jednoskładnikową, co wśród teatrów muzycznych jest dużym wyczynem i bardzo ważną zmianą dla artystów. W czasie pandemii nie grali, dostawali wówczas podstawowe wynagrodzenie, bez tzw. nadgrań. Obecnie, jeśli podobna sytuacja się powtórzy, ich zarobki nie zmniejszą się, nadal będą zarabiać godnie, ponieważ podstawa ich wynagrodzenia wzrosła. Ponadto w czasie pandemii tworzyliśmy wydarzenia na potrzeby mediów społecznościowych. Były to koncerty małoobsadowe z uwagi na obostrzenia, które jednak tak się spodobały, że gdy wróciliśmy już do tradycyjnego grania, kontynuowaliśmy je – „Gwiazdka z Muzycznym”, „W duecie z Muzycznym”, „Po polsku z Muzycznym”. Czas pandemii utwierdził nas jeszcze w przekonaniu, że Teatr Muzyczny jest potrzebny – był odskocznią od trudnej rzeczywistości. Spotkania w sieci były niezwykłe, zarówno dla publiczności, jak i artystów.
Czym przyciągnęliście Państwo młodą publiczność?
W pewnym stopniu zmieniliśmy repertuar. Obok wspominanej już przeze mnie operetki, która ma swoich fanów w różnym wieku, również młodych, musieliśmy zaproponować coś nowego i świeżego, stąd cykl „Po polsku z Muzycznym”, gdzie pojawiły się rockowe przeboje, znane młodszej publiczności. Bardzo istotnym w budowaniu nowej grupy publiczności był też projekt „Nie gniewaj się na mnie Polsko” z okazji Święta Niepodległości, którym chciałam pokazać inny sposób podchodzenia do uczczenia tego rodzaju świąt, nie ocierając się o patos. Udało nam się to, co zaowocowało obecnością młodych twarzy na naszych koncertach, a premiera „Zemsty nietoperza” w reżyserii Artura Barcisia była najlepszym dowodem na to, że wciąż z sukcesem otwieramy się na młodego widza.
Na czym polega zaangażowanie Teatru w działania na rzecz psychiatrii dzieci i młodzieży?
Od zawsze był to dla mnie ważny temat, bolał mnie fakt zaniedbania tego obszaru, a w sercu tliła się chęć działania na jego rzecz. W Polsce odczuwalny jest brak specjalistów, którzy chcieliby się zająć tą dziedziną i nie ma się co dziwić, ponieważ jest ona bardzo trudna i wymagająca. Doskonale też zdajemy sobie sprawę z tego, że nie jest w odpowiednim stopniu finansowana. Naszym zadaniem jest kształcenie przyszłych pokoleń publiczności poprzez sztukę i teatr; nie możemy zapominać, że chcąc mieć widza w przyszłości, musimy wychowywać go już od dziecka. Jeżeli dziecko wychowuje się w rodzinie, która dba o jego psychiczny i emocjonalny rozwój, to w sposób naturalny poznaje teatr razem z rodzicami czy placówkami edukacyjnymi. Inaczej jest, gdy rodzina, w której przyszło mu dorastać, dojrzewać, jest pełna deficytów wszelkiego rodzaju, uniemożliwiających zdrowe funkcjonowanie w społeczeństwie, zniekształcając funkcje poznawcze. Całkiem niedawno, bo zaledwie dwa lata temu, powstał Oddział Psychiatrii dla Dzieci i Młodzieży przy Samodzielnym Publicznym Szpitalu Klinicznym nr 1 w Lublinie. Jako instytucja Samorządu Województwa Lubelskiego pomagamy im w każdy możliwy sposób, od zbierania rzeczy, takich jak zeszyty, długopisy, kredki, farby, papier kolorowy itp., przez wykonywanie pięknych grafik, które ozdobią ściany szpitalnych sal, by młodym pacjentom choć trochę ułatwić powrót do zdrowia, po udział naszych artystów, którzy zadeklarowali swoją pomoc w postaci prowadzonych tam warsztatów. W pomoc włączył się również Areszt Śledczy w Lublinie, konkretnie osadzeni i osadzone, którzy wykonywali własnoręcznie przepiękne maskotki na Dzień Dziecka. Należy pamiętać, że dzieci, które mają problemy natury psychicznej, są często bardzo wrażliwymi i utalentowanymi osobami i nawet w takim miejscu, a może nawet przede wszystkim w takim miejscu, należy im stworzyć przestrzeń do kontaktu z muzyką czy sztuką wszelakich dyscyplin, bowiem terapia poprzez sztukę jest bardzo ważnym elementem na drodze powrotu do zdrowia. Pragniemy również wprowadzić cykl spotkań ze sztuką w siedzibie naszej instytucji, by atmosfera Teatru także pomagała w budowaniu być może muzycznych marzeń tych młodych osób. Co więcej, już niebawem, bo 7 października, odbędzie się organizowany przez Teatr Muzyczny w Lublinie wyjątkowy koncert charytatywny na rzecz dzieci i młodzieży z I Kliniki Psychiatrii, Psychoterapii i Wczesnej Interwencji przy SPSK nr 1 w Lublinie, podczas którego wystąpią Kayah i Viki Gabor. Odbędzie się również krótka konferencja na temat zdrowia psychicznego dzieci, podczas której wykład wygłosi dr n. med. Agata Makarewicz, pracująca w tym oddziale. Chciałabym, aby to wydarzenie przyjęło charakter cykliczny i uświadamiało mieszkańcom wagę zagadnienia zdrowia psychicznego.
Czy młodzi ludzie interesują się również tradycyjnymi widowiskami Teatru Muzycznego?
Sztuka, by pozostać atrakcyjna, musi się trochę zmieniać, a my musimy być czujni i gotowi na te zmiany. Nie może być zadufana i zapatrzona w siebie, tkwiąc w ustalonych, bezpiecznych, lecz mało atrakcyjnych ramach. Teatr ma misję i tą misją jest edukowanie, skłanianie do refleksji, ale i rozbawianie publiczności, i tylko zdrowa równowaga jest w stanie zarówno utrzymać stałego widza, jak i pozyskać młodą, bardzo wymagającą publiczność. Wydaje mi się, a nawet jestem tego pewna, że Teatr Muzyczny w Lublinie wychodzi z tej batalii o młodzież z tarczą, czego dowodem są grupy młodzieży na naszych produkcjach, przyjeżdżające do nas z całej Polski. Dostajemy maile z podziękowaniami i recenzjami naszych spektakli. W mediach społecznościowych – które, jak wiadomo, są mekką młodego widza – pojawia się szereg opinii, i to sprawia, że przekonujemy się, że trzeba zmieniać się dla naszych widzów, bo dzięki temu oni wierzą w to, że warto chodzić do teatru.
Teatr Muzyczny jest rzeczywiście bardzo widoczny, zarówno w Lublinie, jak i w kraju. Co planuje Pani w nadchodzącym okresie?
Przez ostatnie cztery lata skupiliśmy się na powrocie Teatru Muzycznego w Lublinie do peletonu muzycznego w Polsce. Skoncentrowaliśmy się na szlifowaniu poziomu artystycznego, m.in. poprzez takie przedstawienia, jak „Zemsta nietoperza”, „Kraina uśmiechu” czy „Hallo Szpicbródka”, a także przedstawienia baletowe, bajki dla najmłodszych czy widowiska patriotyczne. Teraz nadszedł nareszcie czas, by przypomnieć publiczności lubelskiej, i nie tylko, że teatr muzyczny to – oprócz operetki, musicalu czy koncertów – również opera. Dlatego też w tym sezonie wznawiamy dobrze znany naszej publiczności spektakl „La Traviata” w reżyserii Waldemara Zawodzińskiego, ale pokusimy się również o premierę, stanowiącą mam nadzieję początek ogromnego festiwalu, który chciałabym stworzyć w naszym województwie, bo kto jak nie województwo lubelskie na to najbardziej zasługuje? Nie zdradzę jeszcze szczegółów samego festiwalu, otworzy go natomiast musical „Jesus Christ Superstar” w reż. Tomasza Mana. W główne role wcielą się nie tylko wspaniali śpiewacy, ale i znani aktorzy. Szczegóły tych projektów będą się pojawiały sukcesywnie na naszej stronie teatralnej oraz w mediach społecznościowych. To są plany na ten sezon.
Mam oczywiście wiele planów na kolejne pięć lat, gdyż moja głowa jest pełna pomysłów, a i zespół, którym mam zaszczyt zarządzać, wnosi do naszych planów repertuarowych wiele świeżego powiewu. Na sto procent po Teatrze Muzycznym w Lublinie można spodziewać się zaangażowania w pomoc tam, gdzie okaże się ona niezbędna, ponieważ czujemy to głęboko w naszych sercach i jesteśmy przekonani, że również tego rodzaju misję powinna spełniać taka instytucja kultury jak nasz Teatr!
Jakie jeszcze wydarzenia w związku z 75-leciem Teatru Muzycznego Pani przewiduje?
Odbędzie się cykl comiesięcznych koncertów jubileuszowych, pierwszy już we wrześniu: „Operetka na poważnie, opera na wesoło” z udziałem oczywiście naszych artystów, w reż. Anny Barańskiej-Wróblewskiej. W październiku będzie można wysłuchać genialnego koncertu Klezmafour, zespołu łączącego muzykę bałkańską z klezmerską, który wystąpi w towarzystwie naszej orkiestry. Warto podkreślić, że jego liderem jest Andrzej Czapliński, muzyk związany z naszym teatrem od wielu lat. Zespół fantastycznie zadebiutował w „Mam Talent”. Trzeci z cyklu koncertów będzie hołdował muzyce musicalowej. A już w styczniu zaprosimy wszystkich wielbicieli operetki na przepiękny koncert pt. „Uśmiechnij się z Kiepurą”, a przez tę operetkową podróż przeprowadzi naszych widzów Łukasz Lech. Z okazji naszego jubileuszu znajdzie się również coś dla kolekcjonerów i pasjonatów sztuki fotografii teatralnej, przygotowujemy bowiem wyjątkowo piękny album ze zdjęciami, ukazujący Teatr Muzyczny od momentu powstania po dzień dzisiejszy i mam nadzieję, że publiczność pokocha tę publikację. Pamiętamy także o każdym z dyrektorów, którzy na przestrzeni lat tworzyli ten Teatr, zostawiając część swojej duszy – wszyscy zostaną uhonorowani. Dzięki tym wszystkim postaciom mogę być tu, gdzie jestem, i z zaszczytem prowadzić ten Teatr niełatwą, ale satysfakcjonującą drogą do sukcesu.
Na zdjęciu wstępnym: Sofiya Kiykovska i Filip Krzyżelewski – soliści baletu Teatru Muzycznego w Lublinie, foto Grzegorz Winnicki