fbpx

Wędka doskonała

26 września 2015
Comments off
2 204 Views

Zwolnij. Zatrzymaj się na chwilę, weź wędkę, idź nad rzekę i posłuchaj, jak bije zielone serce przyrody. Nad rzeką będziesz wolny” – Izaak Walton („Wędkarz doskonały”)

DSC_3076Na ścianach niewielkiego pomieszczenia warsztatowego wiszą: noże, wkrętaki, pilniki, pilniczki i dłutka. Każdy różnego rodzaju i wymiaru. Między nimi papiery ścierne, kleje – żywice dwuskładnikowe i jednoskładnikowe w tubach, szpachle do korka naturalnego, środki impregnujące i lakiery. Obok nich w odpowiednio oznaczonych skrzynkach i szufladkach części do zamontowania na blanku (wędce). A wśród nich najlepszej jakości prowadnice, linki, specjalne nici do ich mocowania na wędce, barwniki, farby i folie złote oraz srebrne.
Przy podłużnym stole siedzi Bartłomiej Kawalec. Pod czujnym okiem swego ojca Zbigniewa prowadzi przejętą od niego firmę „KawaleC Wędkarstwo”, zajmującą dwa pomieszczenia w ich rodzinnym domu na ulicy Wapiennej w Lublinie. Właśnie przygotowuje portugalskie korki ułatwiające trzymanie wędziska, którego średnica często wynosi kilkanaście milimetrów. Nakłada je na rękojeść wędki, łączy z pianką i dodatkowo, wedle życzenia zamawiającego, ozdabia elementami z metalu bądź specjalnego drewna. Potem wszystko toczy, dopasowując kształt do dłoni wędkarza.

– Są wędkarze – mówi, na chwilę odrywając się od pracy – którzy chcą mieć sprzęt idealnie dopasowany i przede wszystkim niepowtarzalny. Nasze firmowe rękojeści są więc unikatowe. Bywało już, że na specjalne zamówienie ozdabialiśmy je 24-karatowym złotem. Precyzja jest kunsztem tej firmy, a nasz ojciec Zbigniew jest w tym mistrzem. Pod jego kierunkiem wspólnie z bratem Michałem zaprojektowaliśmy i zrealizowaliśmy niejeden wyjątkowy projekt.

Rzeczywiście poza montowaniem sprzętu spełniającego wymogi indywidualnych wędkarzy, opracowali i dalej wprowadzają do wędek takie rozwiązania konstrukcyjne, które o kilka lat wyprzedzają czołowe światowe firmy sprzętu wędkarskiego. Na przykład już trzydzieści lat temu ustalili, jaką wielkość powinny mieć prowadnice linki (popularna polska nazwa – przelotki) umieszczone na wędce w stosunku do jej rodzaju i jak powinny wyglądać. Specjalizują się również m.in. w lekkości konstrukcji wędek. Jedna z ich wędek, mająca długość dwa metry i piętnaście centymetrów, ważyła 44 gramy, czyli trzykrotnie mniej niż podobna sklepowa. Do montażu wykorzystują nanorurki, nanografity i nanożywice kupowane w wyspecjalizowanych firmach japońskich i amerykańskich. A robione przez nich wędki zawędrowały już do USA, Kanady, Niemiec, Francji, Wielkiej Brytanii i Szwecji.

Rób coś, czego nikt nie robi

Historia tej firmy zaczęła się prawie czterdzieści lat temu od przysłowiowego zera, i jednocześnie, na domiar złego, od tragicznego wypadku Zbigniewa Kawalca, seniora rodu. Po powrocie ze służby wojskowej dostał z przydziału pracę w Lubelskiej Estradzie. Był inspicjentem, organizatorem imprez, a wreszcie stał się kierownikiem zespołu, m.in. grupy artystycznej Kazimierza Grześkowiaka, z którą współpracował inny lublinianin, aktor Wojciech Krzyszczak. Kiedy jednak okazywało się, że za koncerty niejednokrotnie przynoszące dochód kilka milionów złotych dostawał niezmienne wynagrodzenie 150 zł od jednej imprezy – zdenerwował się i wyjechał do pracy w RFN. Niestety miał pecha. W pierwszych dniach pobytu we Frankfurcie nad Menem wpadł pod motocykl. Miało się skończyć amputacją nogi. Ale dzięki pomocy doświadczonych niemieckich lekarzy i w wyniku niekończących się zabiegów operacyjnych, wstawieniu implantów i przeszczepów kości oraz skóry w lewą nogę odzyskał możliwość chodzenia. Potem zaczęła się mozolna rehabilitacja. Po powrocie do Polski dalej leżał w łóżku i miał ograniczone chodzenie. Trzeba było jednak coś robić. Rodzina na utrzymaniu, a dochód z renty niewielki. Wtedy pomyślał o wędkarstwie. W końcu jako chłopak niemal codziennie wybiegał ze swego rodzinnego domu nad pobliską Bystrzycę z najprostszą wędką i łowił ryby. Wędkowanie od tej pory stało się jego pasją.
Zaczął więc od przygotowywania różnego rodzaju przynęt w takich ilościach, że mógł je sprzedawać. Potem zabrał się za tuningowanie socjalistycznych wędek dla swoich znajomych. A gdy wreszcie powoli mógł już chodzić, pomyślał o zajęciu się nie tylko naprawą, ale przede wszystkim robieniem wędek. I założył firmę. Składał wędki i jednocześnie myślał o tym, jakby tu zrobić w nich coś, czego nikt jeszcze nie wymyślił.
– W tym czasie nawet jak ktoś robił wędki produkowane w Polsce, to się wzorował na tym, co jest w sklepie – mówi pan Zbigniew. – A mnie chodziło o to, żeby każda zrobiona przeze mnie była od początku do końca projektem indywidualnym. Jeżeli przecież coś robimy i chcemy to robić z sensem, to jest w tym potrzeba dążenia do doskonałości. Potrzeba zbliżenia się do Pana Boga.Dbam więc o to, żeby zawsze w moich wędkach nie widać było masowości, ale wkład osobisty. I ta zasada niezmiennie nam przyświeca. Dzięki temu niemal od początku pozyskałem klientów wiernych naszej firmie do tej pory.

To wyróżnia    

DSC_3091Obecnie robią kilkanaście egzemplarzy wędek miesięcznie. Każda z nich ma dwuletnią gwarancję i swoją kartę, na której wpisany jest jej własny numer oraz informacje, dla kogo powstała i jakie ma komponenty. Droższe modele mają gwarancję dożywotnią. Cena jednego egzemplarza waha się od tysiąca do trzech tysięcy złotych. – Ich cena powinna być o wiele wyższa – podkreśla Zbigniew Kawalec. – W Polsce jednak, w odróżnieniu do Zachodu, nie ceni się rękodzieła. A przecież można śmiało powiedzieć, że w wielu elementach wędek wyprzedzamy o kilka lat znanych producentów. Robiliśmy, co prawda, projekty dla firm Mikado i Konger do produkcji wielkoseryjnej. Ale sami pozostajemy przy swojej manufakturze. Bo wędki robione u nas na indywidualne zamówienie są niepowtarzalne. I to nas wyróżnia.

 Na wstępnym etapie projektowania sprzętu stosują podstawową swoją zasadę: żeby zrobić dobrą wędkę, najpierw trzeba poznać w rozmowie jej odbiorcę i późniejszego użytkownika. Trzeba wiedzieć, czy łowi prawą, czy lewą ręką. Jaki ma wzrost, ile waży, jaką ma wielkość dłoni i ile centymetrów mierzy długość jego przedramienia. Istotny jest też temperament wędkarza, czy lubi wędki wolne, szybkie czy bardzo szybkie. I rzecz szalenie ważna. Jakie gatunki ryb będzie łowił oraz w jakich okolicznościach przyrody. Czy w górskiej rzece, w jeziorze, z łódki, z brzegu czy też w morzu oraz jakimi metodami będzie łowił: na muchę, ze spławikiem lub na spinning. Generalnie idzie o to, żeby przy łowieniu idealnie dopasowaną wędką wkładać w to jak najmniej wysiłku, a mieć samą przyjemność z łowienia.

– W wędkarstwie przecież ostatecznym celem nie tylko jest samo złowienie ryby – przyznaje pan Zbigniew. – Ważnym jest także kontakt z przyrodą. I jeżeli mimo perfekcyjnego sprzętu nie da się złowić ryby, tragedii z tego powodu nie ma. Widocznie akurat w tym momencie ryby nie biorą albo wędkarz popełnił błąd. Zapomniał, na przykład, że jeśli on widzi rybę pod powierzchnią wody, to ona już wcześniej go zobaczyła i jest spłoszona. Uważam, że wędka w wędkarstwie jest tak naprawdę celem do rozwoju człowieka. Kształtuje pozytywnie jego charakter.

Wypoczynek człowieka myślącego

DSC_3098Zbigniew Kawalec nie poprzestał tylko na robieniu wędek. Teraz, gdy firmę prowadzi syn Bartłomiej i sam ma więcej czasu, postanowił przybliżyć innym ideę wędkowania. Skupił przy sobie grupę osób pasjonujących się wędkarstwem i niekoniecznie zawsze liczących na zyski. W tym: tłumacza Stanisława Ciosa, ilustratorów: Roberta Tracza i Jacka Brodowskiego oraz swego syna Michała jako grafika (skład i łamanie tekstu). I wraz z nimi oraz swoim przyjacielem, który zapewnił wsparcie finansowe, doprowadził do pierwszego wydania po polsku siedemnastowiecznej książki „Wędkarz doskonały, czyli wypoczynek człowieka myślącego”. Napisał ją Izaak Walton: angielski kupiec, urzędnik, poeta i wędkarz, a uzupełnił jego przyjaciel Charles Cotton. Po raz pierwszy ukazała się drukiem w 1653 roku, czyli prawie czterysta lat temu. Do dziś przetłumaczona na niemal wszystkie języki świata jest najczęściej wydawaną pozycją tuż po Biblii. I wreszcie dzięki jednej z lubelskich drukarni pierwsze polskie wydanie dzieła, 500 numerowanych maszynowo egzemplarzy, trafiło do polskich czytelników. Książka oprawiona w licowaną skórę ze złoconymi tłoczeniami liter i grafiką na okładce oraz z drukiem na specjalnym papierze bezkwasowym, bezdrzewnym i bez wybielaczy stała się znaczącą pozycją na naszym rynku. Sprzedawana za pośrednictwem Internetu znalazła już wielu odbiorców.

– Ta książka to nie tylko opisy ryb i przepisy dla wędkarzy – mówi Zbigniew Kawalec. – Chociaż zawiera wiele receptur łowienia, które obecnie także się sprawdzają, jest w niej także interesująca opowieść o życiu. Walton w formie dialogu między mistrzem wędkarstwa a uczniem przekazuje poczucie wolności, jakie daje łowienie ryb wędką, i jednocześnie ukazuje, jak wpływa na budowanie charakteru wędkarza. Posługuje się skrótami myślowymi, z których ten mi najbliższy brzmi: ucz się słuchać ciszy. Dlatego musiałem doprowadzić do jej wydania, spełniając moje marzenie.

Sukces        

DSC_3027Kiedy Bartłomiej Kawalec kilka lat temu opowiadał swoim znajomym, że wraz ze swoim bratem Michałem i ojcem Zbigniewem prowadzą rodzinną manufakturę, zajmując się wędkami, wielu kiwało głowami z niedowierzaniem. Widział w ich twarzach wyraz powątpiewania. Przecież u progu dwudziestego pierwszego wieku nie może być z tego żadnego biznesu. Zarobić na wędkach, kiedy rynek jest wręcz zarzucony tymi wyrobami produkowanymi seryjnie? Nie, to niemożliwe. Obecnie jednak, gdy firma „KawaleC Wędkarstwo” jest znaną i docenianą nie tylko wśród polskich wędkarzy, ale i na świecie, diametralnie zmienili zdanie. A nawet zazdroszczą, że właściwie z niczego, wyłącznie dzięki własnemu pomysłowi, pasji i sprawnym rękom, można prowadzić biznes, zapewniając rodzinie zupełnie przyzwoitą codzienność.

– To nie jest może najlepszy biznes – podkreśla pan Zbigniew. – Nasze myślenie nie zaczyna się jednak od strony pieniędzy, ale od strony koncepcyjnej. I jeśli ktoś chciałby tylko robić pieniądze, to na pewno nie tutaj. Mam jednak satysfakcję z tego, co tworzymy ręcznie, i to jest najważniejsze. Dla mnie biznes znaczy tyle, żeby mieć z czego żyć i zaspokoić swoje potrzeby. Na wszystko trzeba mieć czas, zwłaszcza dla rodziny. Czas, którego przecież nie można kupić.

Zbigniew Kawalec dostał od losu przysłowiową wędkę i to zrządzenie znakomicie rodzinnie wykorzystał. Nawet w przypadku osobistego szczęścia, kiedy w okresie narzeczeństwa podarował swojej żonie wędkę z pozłacanymi przelotkami i z uchwytem na haczyk ze szczerego złota. I w tym tkwi jego sukces.

Tekst Maciej Skarga

Foto Marcin Pietrusza

Comments are closed.