Blaskiem młodości, tym, co w niej pociąga i rozbraja, jest prawda. Fałsz u tych ze świeżą metryką (bo nie sposób nazwać ich młodymi) widać jak na dłoni. Ich pokręcenia, próby autokracji, biją kiczem po oczach, najpierw irytują, potem męczą, na koniec śmieszą. Dojrzali wiekiem są twardsi do rozgryzienia, trudno na pierwszy rzut oka dostrzec, co jest ich wewnętrznym sznytem, a co iluzją – dokładnie poukładaną, misternie uplecioną, ale martwą. Cudni są natomiast naprawdę „młodzi młodzi” z ich bezkompromisowością, prostotą, bezpośredniością, jasnym widzeniem rzeczy, wyczuciem chwili, zawsze dobrą wolą. W dwójnasób cudni są „leciwi młodzieńcy”, którzy nikogo nie udają, nie grają cudzych ról. Chociaż nabyli doświadczenia, są uformowani, sporo wiedzą i dawno przechorowali naiwność, to nie pogrzebali swojego „ja”, pozostało ono żywe, obecne, par excellence młode. Życiowy bagaż okazuje się w ich przypadku nie tyle obciążeniem, ile wyniesieniem, polem do najczystszego, krystalicznego wyrażenia siebie, bez ćwierćnuty fałszu. Pisząc ten felieton, patrzę na mojego najmłodszego synka, rasowego brykacza z iskrą w oku i burzą niedających się uczesać blond włosków. Najbardziej chciałbym dla niego, żeby gdy będzie już gruby i łysy, pozostał mu ten kwant energii, budzący śmiech na wszystkich gębach wokół. Żeby żadne szkoły, systemy wychowawcze, fałszywi i prawdziwi przyjaciele, ja sam, żeby nikt mu tego nie odebrał; żeby on sam nigdy w sobie tego nie zgasił.
Tak, wiem, ma być o winie, ale przecież wino ma zupełnie tak jak ludzie, wielokrotnie już o tym wspominałem.
Przygrzało, twierdzenie, że za trzy miesiące zacznie się chłód, siąpiący deszcz, płaszcze i szarzyzna, choć oczywiste, zdaje się baśnią z najbardziej diabolicznego tomu braci Grimm. Świetnym kompanem panującego obecnie słońca, krótkich rękawków i lnianych sukienek są wina lekkie jak wspomniana garderoba. Mają dwie funkcje – najpierw ugasić pragnienie, po wtóre być towarzyszem swobodnych, leniwych, ogrodowo-tarasowych spotkań. Być tłem, nie dominantą. Wpasować się w warzywno-owocowe menu. Zagrać do truskawki, czereśni i pomidorowej sałatki. Warunkiem realizacji założonych celów taktycznych jest właśnie młodość. W dodatku „młoda młodość”, ta bez stażu, którą definiowałem wyżej. Żadnej beczki, wysokich alkoholi, mocnej taniny, długiego leżakowania. Wszystko to byłoby jak centymetrowa tapeta na twarzy szesnastolatki albo monstrualna napompowana sterydami muskulatura u jej chłopaka. Tutaj nie wolno, tu się nie da oszukać. Każde kłamstwo natychmiast wyjdzie na jaw, każda próba podrasowania, naciągnięcia smaku spali na panewce. Czysty, nieskomplikowany owoc, świeżość, dobra prostota wyklucza dodatki. Tu wszystko zaczyna się i kończy na winnicy, a wino jest tak dobre, jak dobry był zbiór i selekcja gron. Niewiele jest miejsca na popisy winiarza, jego cel nadrzędny to przede wszystkim: nie zepsuć.
W oczach, a może powinienem napisać: w ustach, mam Vinho Verde z Minho na północy Portugalii. Im młodsze, tym lepsze, poza pewnymi wyjątkami pić należy wyłącznie bieżący rocznik – obecnie 2018. Lekkuchne, buzujące dwutlenkiem węgla jak hormony u nastolatka, prześlicznie świeże, prostolinijne, w dodatku zawsze niedrogie. Żadnych wielkich degustacji i intelektualnych rozkmin, czysta radość z życia. Dobre Verde pachnie owocem, jest zwiewne, ale nie jest cienkuszem, ma swoją głębię i treść. Czasem zaskakuje nieuczesaniem – nutą słoną, morską, mineralną. Niestety znajdziecie Państwo na rynku sporo Verde przemysłowego, produkowanego jak oranżada, w milionach butelek, bez osobowości. Z pierwszym łykiem znać, że nie ma w nim życia – to wyrób vinhopodobny. Młodości nie da się oszukać. Dlatego szukajcie małych producentów, którzy podpisują się pod swoimi butelkami, dając gwarancję, że ich wina rodzą się z owocu, a nie winiarskiej chemii i industrialnych sztuczek. Każdy, kto choć raz porównał chleb z mąki i chleb z polepszaczy, wie dokładnie, o czym myślę.
Wywód wymaga domknięcia i wspomnienia o winiarskich „leciwych młodzieńcach”. To prawdziwa elita, bo największe wina świata nigdy nie zapoznają owocu, nie zapoznają zbioru, nie zapoznają miejsca, z którego pochodzą, mało tego, choć są ich najdoskonalszą ekspresją. Idealny to temat na jesienny felieton. Zatem, do przeczytania za dwadzieścia stopni Celsjusza mniej! Na razie cieszmy się słońcem, dobrym Verde i pielęgnujmy młodość w sobie, nawet jeśli jesteśmy naprawdę starym rocznikiem.
Łukasz Kubiak
foto Pixabay