Tekst Piotr Ginalski
Foto Michał Fujcik, Marek Podsiadło
Aż trzynaście winnic zaprezentowało swoje wyroby w Janowcu podczas czwartej edycji Święta Wina. Okazuje się, że Lubelszczyzna z powodu długiego nasłonecznienia ma dobre warunki nie tylko do uprawiania owoców miękkich, ale i winorośli.
Winiarze uświetnili jubileusz 50-lecia Muzeum Nadwiślańskiego. Zaproponowali gościom do degustacji 38 win – białe, czerwone, różowe i jedno musujące. Większość z udanego rocznika 2012. Nie zabrakło lokalnych producentów żywności. Pstrągi z Pustelni i kozie sery z gospodarstwa „Figa” to tylko niektóre przysmaki cieszące się zainteresowaniem smakoszy.
Święto Wina odwiedziło około dwa tysiące osób, z których liczne grono przyjechało spoza Lubelszczyzny. Taka frekwencja była możliwa dzięki łaskawej aurze, która 25 maja zapomniała o deszczu. Dobra pogoda była sprzymierzeńcem winiarzy również w ubiegłym roku, co zaowocowało udanymi zbiorami i dobrym smakiem ich trunków.
Jako pierwszy stawił się przy swoim stanowisku Rafał Adamczyk, chętnie opisując swoje doświadczenia. – Winnica Rzeczyca została założona w 2007 roku. Początek to 10 arów i 30 krzewów. Nie wiedziałem, czy na tym terenie to się uda – wspomina właściciel. Jego plantację w ubiegłym roku zniszczył grad, ale nie przeszkodziło to w stworzeniu rześkiego, owocowego, z mineralnym akcentem wina białego ze szczepów Seyval Blanc i Jutrzenka. Adamczyk jako pierwszy z regionu Małopolskiego Przełomu Wisły zdobył wymagane pozwolenia i wprowadził możliwość zakupu wina.
Na szczęście nie tylko on, choć uzyskanie od urzędników zgody na sprzedaż win było istnym dionizyjskim cudem. O aspekcie handlowym mówi najzdolniejszy lokalny winiarz Maciej Mickiewicz z winnicy Solaris: – Szansa na rozwój sprzedaży jest i będzie, ale wciąż musimy spełniać takie standardy, jak duże zakłady. – Twórcy znakomitego czystego, o poziomkowym aromacie Rosé chodzi m.in. o procedury prowadzenia składu podatkowego na wzór potężnych koncernów. Wcześniej możliwe było jedynie częstowanie gości lub zachęcanie ich do udziału w imprezach, na których za opłatą (10 zł za pięć porcji) można degustować i zachwycać się efektami długiej, ciężkiej pracy. – Nam potrzeba dużo czasu. Winorośl daje sensowne plony dopiero po trzech latach pielęgnacji – tłumaczy Rafał Adamczyk. Ma to odzwierciedlenie w cenach. Butelki swoich trunków winiarze w Janowcu sprzedawali średnio po 40–50 złotych.
Pozostałe winnice, jak Mały Młynek, Maja, Pasjonata czy Dom Bliskowice, to coraz bardziej rozpoznawalne punkty na winiarskiej mapie Polski. Specjaliści zgodnie twierdzą, że „Region winiarski Małopolskiego Przełomu Wisły” ma warunki dobrze rokujące w produkcji wina. Ten rozległy teren obejmujący województwa lubelskie, mazowieckie i świętokrzyskie jest bogaty w różne gleby i różne nachylenia stoków, a co za tym idzie, produkuje się napoje o indywidualnych charakterach. Przeważają gleby lessowe i nachylenie od 3 do nawet 30 procent. Warunki klimatycznie nie pozwalają na produkcję najszlachetniejszych odmian winogron. Merlot czy Chardonnay należy raczej zastąpić Regentem i Solarisem. Aby czuwać nad jakością produktów, została opracowana Karta Winnic, mająca na celu dbanie o ich walory, będące odzwierciedleniem warunków geograficznych zajmowanego obszaru.
Regionalne wina znakomicie pasują do lokalnych przysmaków, a Lubelskie ma się czym pochwalić. W Janowcu dumnie zaprezentowali się producenci jagnięciny, a jej smakiem zachwycała się znawczyni kuchni polskiej i kulinarny autorytet – Hanna Szymanderska. To głównie zasługa Zbigniewa Kołodzieja, prezesa Związku Hodowców Owiec i Kóz w Lublinie. Pani Hanna przypomniała, że dawniej jadano głównie baraninę, a to wiązało się ze zdobyciem umiejętności neutralizacji capienia, czyli nieprzyjemnego zapachu barana. Mistrzem w tym był Paweł Tremo, kucharz króla Poniatowskiego, który podając baraninę na królewski stół, krzyczał: „Zwierzyna, królewska zwierzyna!”. Obecnie warto zainteresować się jagnięciną uhruską, zamiast sprowadzać mięso nowozelandzkie. Autorka wielu kulinarnych publikacji ujawniła, że jest na Święcie Wina po raz pierwszy. – Byłam w Janowcu wielokrotnie, przeprawiając się przez Wisłę z Kazimierza. Ostatnim razem rok temu, podczas „Naszego Kulinarnego Dziedzictwa”, ale to moje pierwsze Święto Wina – wyznała pani Hanna. Skorzystała ona z okazji, by spróbować nie tylko polskich win, ale i tych zagranicznych. Pochwaliła Jeruzalem Ormoz, które leżakuje przez pół roku w głębokich na 25 metrów piwnicach. – Wino w Polsce też produkowano, ale głównie je sprowadzano. Przeważnie madziarskie tokaje i te z hiszpańskiego Alicante. To, co wytwarzali Polacy, to głównie nalewki, miody albo piwo – wylicza Szymanderska.
Po prezentacji jagnięciny oraz innych smakołyków (ryb, pieczywa, szparagów, serów i olejów) na scenie pojawiły się kapele ludowe i zespoły grające muzykę zarówno klasyczną, jak i popularną. Święto Wina zakończył występ Ania Michałowska Quintet oraz efektowny pokaz sztucznych ogni.
Tego dnia nad Janowcem czuwali święty Urban i Dionizos. Obaj spisali się na medal. Napoju bogów dla nikogo nie zabrakło.