Gdy na początku roku wstawiam gdzieś datę, często robię błąd, wpisując rok poprzedni. To przypadłość powszechna. Już nowy, lśniący roczek, a my wciąż tkwimy w starym, zużytym i nie zawsze dobrze zapamiętanym. Siła przyzwyczajenia. A skoro tak, to niech tej przypadłości stanie się zadość.
Regionalna „Gazeta Wyborcza” hitem minionego roku uznała uruchomienie w Lublinie miejskiego roweru, co ciekawe nawet przed obwodnicą. System zachwycił – jak się okazuje – potężne lobby dwukółkowców. Mniej zadowoleni bywają czterokółkowcy, którym – z braku ścieżek rowerowych – okrojono jezdnie, zarówno tam, gdzie to miało sens, jak i niestety również tam, gdzie sensu nie było.
Ci, co robią podsumowania, zwykle widzą blaski. Tym razem do roweru i obwodnicy dodają stadion, budżet obywatelski, a nawet awans Górnika Łęczna do ekstraklasy. A przecież mrocznie też bywało. Żeby nie być gołosłownym, w mroku tkwił pewien radny Lublina, po omacku poruszający się w ciemnościach, z których wyłaniały mu się diabły, czarty i lucyfery (szerzej o tym na sąsiedniej stronie). Niewesoły musiał to też być rok dla innego radnego z tego samego grodu, którego dla odmiany straszyły nazwy ulic i placów, a więc żądał ich zmiany na swoją modłę (lub przeciwnie – nie zmieniać, bo modła nie ta). I nie przeszkadzało mu to, że mieszkańcy byli przeciw, albo że Senat jakiejś pożal się Boże uczelni był za, bo przecież on miał inną, oczywiście jaśnie oświeconą wizję. Na szczęście obywatele czasem potrafili skutecznie się opierać, jak w przypadku Drogi Męczenników Majdanka. Najszczęśliwsze jest jednak to, że rok 2014 przyniósł wybory samorządowe, dzięki którym ten radny radnym już nie jest.
Skoro o wyborach, to mroczne one były dla PiS-u, partii, która w Lublinie powinna nosić nazwę Poszukiwanie i Szarganie. Zapewne z powodu wszechogarniającego ją mroku partia ta nie mogła wydłubać rzeczowego kandydata na prezydenta Lublina, a jak w końcu wyskrobała swego pomazańca, to w kampanii też widziała przede wszystkim ciemność. Gdy nic nie widać, to rozmowa się nie klei i uznano, że lepiej (a na pewno łatwiej) jest pluć. Tak też uczyniono, zwłaszcza w końcówce kampanii, na szalę rzucając spoty mające ubrudzić kontrkandydata – urzędującego prezydenta.
Cóż, choć było lepko, Krzysztof Żuk wygrał w cuglach. I wygra każde następne wybory, jeśli przeciwko sobie wciąż będzie miał wyłącznie albo siły ciemności, albo blask urody i świeżości nieskalanej doświadczeniem.
Tę ostatnią, wydawało mi się, że tylko tytułem eksperymentu, zaproponowała lubelska lewica, stawiając w wyborach – też chyba z braku laku – na atrakcyjną panią doktor. Ze skutkiem takim samym, jak w przypadku zdecydowanie mniej urodziwego pana z łapanki PiS-u. Ale było przynajmniej sympatyczniej.
Okazało się jednak, że ubiegłoroczny pomysł posła Jacka Czerniaka z lubelską kandydatką SLD spodobał się Leszkowi Millerowi, który w tegorocznych wyborach na prezydenta RP namaścił inną piękność lewicy, też panią doktor, chociaż z innej branży. Akcje posła Czerniaka poszły w górę, czego raczej nie da się powiedzieć o szansach lewicowej partii, której skrót należy obecnie tłumaczyć: Same Laski Demokracji.
I chociaż znowu będzie piękniej, teraz w skali krajowej, to obawiam się, że plucia i szargania nadal nie zabraknie, tym bardziej że wybory będą podwójne.
Jeden z bohaterów kultowego, lubianego przeze mnie serialu „Ally McBeal”, spoglądając w nieodległą przeszłość, zwłaszcza tę mniej udaną, mawiał krótko: „było minęło”.
Inaczej mówiąc: wymazujemy, a teraz liczy się tylko to, co będzie. I oby było lepsze.
Jak dla mnie wystarczy, że będzie mądrzejsze i przyzwoitsze. Czego i Państwu życzę.
Paweł Chromcewicz