Dookoła budynków Targów Lublin kilkadziesiąt samochodów ciężarowych przystosowanych do przewożenia koni i trzysta stajennych boksów. We wnętrzu jednej z hal targowych parkur służący zawodom jeździeckim otoczony trybunami na dwa tysiące trzysta miejsc. W drugiej prawie 50 stoisk handlowych, arena do nauki jazdy konnej i dwa punkty reklamujące turystyczne walory Lubelszczyzny. Dzięki temu kilka tysięcy miłośników koni, na trzeciej już z kolei Cavaliadzie, mogło podziwiać 150 jeźdźców z dziewięciu krajów w różnych konkurencjach jeździeckich, a w chwilach przerwy kupić sprzęt jeździecki, odżywki dla koni, poznać tajniki jazdy w siodle i wybrać trasę konnych wędrówek po naszym regionie. Z jednej strony podziw dla piękna koni i umiejętności jeźdźców, a z drugiej biznes i prestiż dla Lublina.
– Na zorganizowanie lubelskiej Cavaliady wydajemy około 2,5 miliona złotych – mówi Dominik Nowacki, dyrektor Cavaliady. – Przykładowo, za wybudowanie jednego miejsca na trybunach płacimy około 60 zł, a do najdroższych należy koszt specjalnej mączki na podłoże parkuru. Ale dzięki temu startują tu najlepsze konie i światowej klasy jeźdźcy. Żadna z trzech Cavaliad w Lublinie, co prawda, nie pokryła w pełni kosztów imprezy, ale naszym celem jest promocja tego miasta oraz animowanie aktywności gospodarczej w tej części Polski. I to zaczyna już przynosić efekty.
Niewątpliwie ważną rolę na tego rodzaju imprezie sportowej odgrywa możliwość spotkania się ludzi biznesu. W loży VIP-ów obok lubelskich przedstawicieli różnych branż gościli między innymi jedni z największych w Polsce producentów konstrukcji drewnianych i stali oraz prezesi firm z Poznania, Warszawy i Krakowa.
– Posiadanie koni lub nawet stadnin nie jest często naszą główną profesją – powiedział jeden z nich. –Nasze konie startują, a my przy stoliku omawiamy interesy. Spotykamy się nie tylko z przedsiębiorcami z branży końskiej. Takie wydarzenia nas jednoczą. A Lublin? Jest dla mnie absolutnym zaskoczeniem. To nie jest zaścianek, lecz piękne miasto. Odnoszę wrażenie, że tutaj bez przerwy dzieje się coś pozytywnego.
Szkoda, że Cavaliada nie wzbudziła większego zainteresowania sponsorów z Lubelszczyzny, którzy ciągle jeszcze nie doceniają roli tego typu wydarzenia pod względem prestiżu, możliwości spotkań biznesowych czy zaprezentowania się np. podczas ogólnopolskich transmisji telewizyjnych. Inaczej jest w „reszcie Polski”.
– Na początku część wystawców na Targach Poznańskich twierdziło, że wejście do Lublina jest błędem – przyznaje dyrektor Nowacki. – Obecne jednak już nie stawiają takich argumentów i wracając nie tylko z Cavaliady, ale i z Rybomanii w Lublinie, potwierdzają, że był to strzał w przysłowiową dziesiątkę.
Tekst Maciej Skarga
Foto Krzysztof Stanek