fbpx

CAVALIADA – hit w Lublinie!

25 lutego 2015
Komentarze wyłączone
977 Wyświetleń

IMG_5616W dniach od 19 do 22 lutego w odbyła się w Lublinie Cavaliada. Święto uprawiających jeździectwo zawodników i kibiców – miłośników koni. Cztery dni konkursów, zawodów i pokazów. Moje pierwsze wrażenie z Cavaliady po przybyciu do hali Targów Lublin to zaskoczenie z powodu informacji, że wszystkie bilety na sobotnie zawody zostały wyprzedane! Mamy zatem w Lublinie imprezę, która idealnie trafia w zapotrzebowanie mieszkańców naszego miasta. Brawa dla organizatorów – Międzynarodowych Targów Poznańskich za pomysł! Informacja o wyprzedaży sobotnich wejściówek spowodowała, że niezwłocznie sprawdziłem czy są jeszcze bilety na piątkowy wieczór i niedzielę. Na szczęście były. Dzięki temu zawody w tych dniach obserwowałem w towarzystwie swoich córek. Rozpoczęliśmy od piątkowego późnego popołudnia. Na samym początku spotkała nas miła niespodzianka – wewnątrz ogromnej hali było ciepło. W tej samej hali ale w zimnie spędziliśmy kilka godzin w trakcie rozegranej niespełna tydzień wcześniej Pre-Cavaliady. Trudno było zatem nie docenić komfortowych warunków w jakich mieliśmy tym razem oglądać i przeżywać piękne konkurencje. Trwała przerwa przed zawodami o halowy Puchar Polski w powożeniu zaprzęgami. Był to dobry czas na odwiedzenie stoisk handlowych. Moje córki były zainteresowane dosłownie wszystkim więc przejście obok eksponowanych rękawiczek, bryczesów, zaprzęgów, siodeł i innych akcesoriów dla jeźdźców i ich rumaków okazało się niełatwe i pochłaniające sporo czasu. Zostałem nawet wprowadzony do przyczepy służącej do przewożenia koni. Moja blisko 9-letnia latorośl przydzieliła mi rolę Saurona – konia ze stajni, w której moje obie młodociane amazonki pobierają lekcje jazdy. Po przebrnięciu przez stoiska bogatego jeździeckiego kiermaszu dotarliśmy do małej areny pokazów. Uszczęśliwieni najmłodsi widzowie dosiadali na niej specjalnie przygotowywane do „oprowadzki” rumaki. W trakcie Cavaliady prezentowano tam m.in. niuanse sztuki ujeżdżania koni. Pokaz powożenia zaprzęgiem czterokonnym w wykonaniu pana Ireneusza Kozłowskiego – uczestnika Mistrzostw Świata – to było coś czego nie można było przegapić! W trakcie pięknej jazdy doświadczony woźnica jeszcze opowiadał o tym co robi wyjaśniając widzom tajniki sztuki powożenia. Klasa sama w sobie. W kolejnych dniach na małej arenie można było zobaczyć m.in. przedstawicieli lubelskiej husarii w historycznych strojach czy ogromnego konia pociągowego. Niby koń jaki jest każdy widzi a jednak zdumiewająca dla laika jest różnorodność gatunków oraz końskich predyspozycji do wykorzystania w różnych jeździeckich konkurencjach. W centrum uwagi była jednak główna arena i rozgrywana na niej sportowa rywalizacja. Wokół na trybunach panowała atmosfera dobrej zabawy ale też podziwu. Piątkowy wieczorny konkurs Venus vs Mars czyli równoległa rywalizacja dwóch jeźdźców z dodatkowym smaczkiem – walką płci, wzbudził dodatkowo wielkie emocje widowni. Kto będzie górą kobiety czy mężczyźni?… Wygrały kobiety. Do finału zakwalifikowały się dwie młodziutkie dziewczyny reprezentujące Lublin i Warszawę. Uosobienie urody, gracji ale też odwagi i wręcz brawury, które zapewniły im tego dnia zwycięstwo. To był jeden z tych niezapomnianych konkursów. Drugi już po czwartkowym „potęga skoku”, o którym, tym razem niestety tylko słyszałem entuzjastyczne relacje widzów. W jego trakcie konie zwycięskich jeźdźców pokonywały przeszkody o wysokości 190 cm! Cavaliadę oglądałem z konieczności fragmentami. Następny odcinek to sobotni konkurs „Speed & Music”. Emocje i doping znów były ogromne. Z meksykańską falą włącznie. Doping wzmagane dodatkowo przez dynamiczną, muzykę towarzyszącą startom jeźdźców na , jak zwykle, pięknie wyszykowanych koniach. Tym razem zwyciężyli panowie. Za każdym razem miłym akcentem zawodów jest dekoracja najlepszych z obowiązkową rundą po parkurze odbywająca się przy brawach publiczności. Widzowie, bez względu na wiek, po raz kolejny wychodzili z hali targowej zachwyceni. Jest w jeździectwie wielki urok. Zmagania jeźdźca z koniem ale przede wszystkim współpraca, której efekt jest nie do końca przewidywalny. O jeźdźcy i jego koniu mówi się nawet, że startują jako para. Za kwintesencję jeździectwa uważane jest ujeżdżanie. Od tego wszystko się rozpoczyna. Powożenie czy skoki przez przeszkody to dopiero następny krok. Na tegorocznej Cavaliadzie zawody w ujeżdżaniu odbywały się w trzech etapach. Finał zaplanowano na niedzielne przedpołudnie. Pięć amazonek pokazało nam prawdziwe piękno tego sportu. Nie trzeba być znawcą żeby to piękno dostrzec i go docenić. W ujeżdżaniu ważne jest aby nie było widać, że jeździec kieruje koniem. Widz ma mieć wrażenie, że zwierzę wykonuje swój pokaz „od niechcenia”. I rzeczywiście oglądając najlepszych można było ulec tej magii. A przy okazji dowiedzieć się, że koń w tej konkurencji musi być rozluźniony i zadowolony z wykonywania kłusów, stępów, galopów czy obrotów. A stan końskiej satysfakcji rozpoznaje się m.in. po … pianie w pysku na wędzidłach. Zadowolenie było. Sądząc po gromkich brawach nie tylko po stronie uczestniczących w ujeżdżaniu koni i dosiadających je pań. Muzyka, tym razem stonowana i bardziej melodyjna, znów była nieodłącznym elementem konkursu. Aż było żal, że nie trwał dłużej. Jednak stosunkowo mała ilość zawodników a właściwie zawodniczek startujących w konkursie ujeżdżania tylko podkreślała jak trudna to konkurencja. Po tych zawodach przyszedł czas na Cavaliadę Future. Sympatyczny pokaz niemałych już umiejętności i ogromnych ambicji nadziei polskiego jeździectwa. Dzieci i młodzież z zapałem rywalizowały na swych kucach. A publiczność nagrodziła ich zasłużonym brawami. Niemalże symbolicznie rywalizacja młodych zawodników odbyła się tuż przed konkursem o Grand Prix czyli wielkim finałem Cavaliady. Ponad czterdzieści par jeźdźców i koni z kilku krajów zmagało się z przeszkodami. O skali trudności ustawionych przeszkód świadczy fakt, że tylko siedmiu uczestników konkursu o Grand Prix pokonało parkur bez zrzutki, kwalifikując się tym samym do ostatecznej rozgrywki. Najlepszy w niej okazał się Andis Varna na koniu KS Coradina. A zatem gość z Łotwy zdobył Grand Prix Lublina. Finał godny imprezy. Sportowa rywalizacja na wysokim poziomie i o znaczące nagrody zakończyła czterodniowe święto jeździectwa. Pominę w tej relacji dane o sportowych wynikach poszczególnych zawodów. Po pierwsze można znaleźć je w szczegółowych podsumowaniach sportowej części Cavaliady a po drugie nie były one dla mnie i dużej części publiczności najistotniejsze. Zwycięzcy odebrali już swoje zasłużone laury. Pozostał nam szczery podziw dla ich umiejętności i wspomnienie wyjątkowej atmosfery jaka towarzyszyła poszczególnym konkurencjom. Imprezy wzorowo przygotowanej i przeprowadzonej przez organizatorów. Co ważne bezpiecznej i przyjaznej dla całych rodzin. Już czekam na następną Cavaliadę. Oglądanie jeździectwa wciąga. Jednak podobno o wiele bardziej wciąga uprawianie tego sportu. Pierwsze pytanie jakie zadały mi córki po wyjściu z hali Targów Lublin brzmiało – „tato kiedy jedziemy na konie?”…

Tekst Tomasz Chachaj

Foto Krzysztof Stanek

Komenatrze zostały zablokowane