Gdy zacznę mówić o jedzeniu, mogę bez końca opowiadać o smakach, szczegółach przyrządzania, wplatać anegdoty w podawane moim gościom dania, zachęcać do spróbowania tego, czego sami by nie wybrali. Tak właśnie wygląda spotkanie z kucharzem w restauracji.
Jednak mało kto o tym wie, rzadko się o tym wspomina. Dlaczego? Statystyczny mieszkaniec dużego miasta, którego populacja przekracza 300 tysięcy, żyje w biegu. Spieszymy się, by zdążyć do pracy, na spotkanie, odebrać dziecko ze szkoły, zawieźć na zajęcia dodatkowe i… za chwilę jest już wieczór. Lodówka na pewno nie jest pusta, bo zakupy zostały zrobione na początku tygodnia. Jednak my padamy z nóg. Wówczas zaczyna się – wyjmujemy telefon i w internecie lub w ulubionej aplikacji wyszukujemy coś na kolację. Jeszcze bardziej stresująca jest myśl, że dzieci, już głodne, potem mogą nie zechcieć zjeść tego, co chcemy zamówić, więc posiłkujemy się kolejnymi miejscami, które obiecują, że w niepełną godzinę przywiozą jeszcze ciepłe jedzenie pod same drzwi. Sprawa jest prosta – płacimy, jemy, przy tym nie trzeba za dużo sprzątać. Dzieci wracają do swoich obowiązków, a my możemy spokojnie zająć się kolejnymi sprawami lub zrelaksować, oglądając ulubiony serial. Gdzie w tym wszystkim jednak czas np. na siłownię, którą sobie obiecywaliśmy, spacer, a tym bardziej naprawdę dobre jedzenie?
Sytuacja zmienia się, gdy nadchodzi upragniony weekend, czas dla rodziny i przyjaciół. Czas na zabawę. Wówczas gotujemy coś z rodzinnego menu lub robimy grilla, sami idziemy w gości, obiecując sobie, że od poniedziałku na naszym talerzu będą już wyłącznie sałatki. Jeśli jest okazja, np. urodziny kolegi, kupujemy butelkę jego ulubionego trunku, nie będziemy oszczędzać. Możemy też poczytać książkę – jeszcze ciepłą, dopiero co odebraną z paczkomatu. Trzeba też koniecznie znaleźć czas na koncert, ma u nas zagrać nasz ulubiony artysta i już za miesiąc na żywo usłyszymy te wszystkie utwory, które do tej pory przesłuchiwaliśmy na nowym błękitnym winylu, bo przecież wspieramy artystów. A jest jeszcze kino, teatr czy wernisaż wystawy, bo to przecież bliskość sztuki daje nam poczucie wolności. Zgłodnieliśmy od tego planowania – więc może burger z sieciówki, ten, co zawsze, bo smak będzie taki sam. Mmm… wystrzał endorfin, o to chodziło, więc teraz, zadowoleni, spokojni, możemy dalej czytać, słuchać ulubionej muzyki.
A co gdybym powiedziała, że gotowanie i jedzenie to również sztuka? Że kucharz to artysta, który wraz ze swoim zespołem tworzy dania, wymagające wielu dni przygotowań, od koncepcji po gotowe dzieło na talerzu? Latami uczył się wielu technik u różnych kucharzy, by zapewnić gościom najlepsze dania. Przychodząc do restauracji, udajemy się do miejsca, gdzie wiele osób pracuje nad tym, byśmy mogli spędzić nasz wolny czas w wyjątkowy sposób, wynieśli z niego niezapomniane wrażenia, nie tylko smakowe, ale i estetyczne. Ktoś kilka godzin wcześniej chodził po lesie, aby zebrać świeże zioła, którymi udekorowany jest talerz. Talerz, który wykonała własnoręcznie pani Ania, poświęcając wiele czasu, by był oryginalny i podane na nim danie nie tylko smakowało, ale również wyglądało. Ser, który jest na tym talerzu, dojrzewał pięć tygodni i zużyto na niego całe cztery litry koziego mleka, a potem pan Waldek, który tak o niego dbał, pokonał 50 km, by go bezpośrednio dostarczyć. Chleb podany na początku kolacji był produkowany przez trzy dni przez trzy osoby, które sprawnie musiały się komunikować, aby na końcu był tak pyszny, że godny zapamiętania na bardzo długo. Osoby, przygotowujące dania, pracują w kuchni, w której jest 40 C, bo zależy im, aby finalnie były najlepsze, jak to tylko jest możliwe. Wina podane do kolacji to wina nietypowe. Zanim znalazły się w karcie, grupa wybitnych sommelierów i importerów siedziała przy jednym stole i starannie je dobierała, próbując jedzenia, by potem gość restauracji czerpał jak najwięcej przyjemności z odpowiedniej kompozycji smaków.
Przygotowane jedzenie już po dwóch dniach traci swoje walory smakowe, a po trzech dniach psuje się. Co wówczas? Co, gdy nasz wybór po raz kolejny pada na burgera czy pizzę z sieciówki? Bo tu mają lepsze promocje. Poza tym tam na pewno trzeba czekać… No cóż, potem to jedzenie z bólem serca musi być wyrzucone, bo dobry kucharz i restaurator czują się jak lekarze, nie podadzą niczego, co nie jest zgodne z ich etyką. Ty natomiast przypomnij sobie te zakupy zrobione na początku tygodnia z myślą o zdrowym gotowaniu i zaoszczędzeniu czasu i pieniędzy. Skoro potrafimy doceniać sztukę ad litteram, może warto spojrzeć inaczej na jedzenie, ponieważ w końcu jesteśmy tym, co jemy. Jedzenie zbliża, daje zapomnienie i nadaje sens. Podczas naszej kolacji, przy stoliku obok, ktoś się zaręcza. Przy wspólnym stole świętujemy wesela, chrzciny, komunie, urodziny. Łączymy biesiadę z muzyką. Celebrujmy też zwykłe dni. Szanujmy sztukę także na talerzu… I cieszmy się nią, pamiętając, że to wielki przywilej móc dobrze zjeść.
tekst Sylwia Stachyra – Top Chef | foto Brick Media