fbpx

Disco polo

6 września 2017
2 901 Wyświetleń

 

„Hej, hej, bawmy się, wszyscy ręce w górę/ Hej, hej, śmiejmy się, rozwalmy tę budę” skanduje przeszło siedmiotysięczny tłum na Arenie Lublin. Wszyscy uśmiechnięci, pełni energii. Niektóre z kobiet obdarowane kwiatami przez swoich mężczyzn, jakby zostały zabrane tu na randkę. Panowie z kolei spacerują po murawie stadionu, lekko podrygując, by nie rozlać dierżonego w dłoni kubka złocistego trunku. Do tańców i śpiewów poderwał ich nowy hit Czadomana, gwiazdora disco polo. Artysta wystąpił w charakterystycznym dla siebie czerwonym uniformie, T-shircie z logo Czadomana i żółtych, wysokich glanach. Oprócz niego na koncercie z okazji 25-lecia muzyki disco polo na Arenie Lublin znaleźli się także Bayer Full, Shazza, Weekend czy MIG. Polskie disco rośnie w siłę z zawrotną szybkością. I nawet nieuważny obserwator dostrzeże to zjawisko – również na ulicach Lublina.

 

Muzyka disco polo wraca do łask i podbija koncertowe sale oraz media. Wykonawcy tego gatunku stają się celebrytami – TVP organizuje gale disco polo i produkuje serial dokumentalny o jego miłośnikach. Zenon Martyniuk pojawia się w programach śniadaniowych, muzycznych, a nawet interwencyjnych, wystarczy przypomnieć jego występ podczas jednego z odcinków „Sprawy dla reportera”. Z kolei Tomasz Niecik, autor hitów „Cztery osiemnastki” czy „Mega gość” wziął udział w programie TVN „Agent Gwiazdy”. Ich przeboje zbierają miliony wyświetleń na YouTube, a covery pojawiają się pod każdą postacią. Nawet podczas tegorocznej edycji lubelskiego festiwalu Wschód Kultury Inne Brzmienia nie obyło się bez akcentów disco polo. Uczestnicy cyklu warsztatów Małe Inne Brzmienia razem z muzykiem Łukaszem Jemiołą przygotowali swoją interpretację hitu grupy Akcent – „Przez twe oczy zielone”. Ze skocznej, ludycznej opowiastki o miłości stworzyli liryczną, lekko kabaretową wersję z elementami teatralnej melodeklamacji. Ale słowa pozostały. Nawiązanie do wielkiego przeboju disco polo również.

 

Modny ciuch ubieram, żel we włosy wcieram

 

A może tutaj pójdziemy? – pada z ust chłopaka wskazującego głową na klub Banana Dance w Lublinie. Propozycja spotyka się jednak z szybką i zdecydowaną reakcją towarzyszki: – Żartujesz? To jest klub z disco polo! Mimo to, po kilku minutach pojawią się pierwsi chętni do pląsów. Stoimy przed wejściem do wyremontowanego budynku z kolorowym neonem, w którym kiedyś znajdowało się kino Wyzwolenie, a jeszcze do niedawna klub z muzyką elektroniczną. Jedni z odrazą omijają ten przybytek, inni wchodzą do klubu pewnym krokiem. Jest grupa nietrzeźwych mężczyzn, pojawiają się roześmiane i elegancko ubrane kobiety. Pozdrawiają ochronę serdecznym „dobry wieczór” i po wymianie kilku uprzejmości wchodzą do środka. A plan mają bardzo prosty – świetnie się bawić. Takich osób na parkiecie jest znacznie więcej. Tańczą lub przynajmniej bujają głową w rytm skocznej, pulsującej jednostajnym rytmem muzyki. U kobiet dominują sukienki. Panowie postawili na jeans, koszulę, często również na marynarkę. Do tego trampki, adidasy lub eleganckie buty. Styl lekko casualowy. – W odróżnieniu od klubu, który był tu wcześniej, mamy nieco wyższą średnią wieku. Około 30 lat – mówi Paweł Gajowiak, kierownik „Banany”. – Klient nastawiony jest przede wszystkim na zabawę i muzykę, którą zna z lat swojej młodości.

 

Przed północą wewnątrz jest około setki gości. Z głośników słychać przekrój gatunku. A gdy padają pierwsze akordy najsłynniejszego „Przez twe oczy, te oczy zielone, oszalałem” wszyscy ruszają na parkiet. Sukienki wirują, poły marynarek niemal fruwają, zabawa rusza na całego. Hit ma na kanale YouTube ponad 105 milionów odsłon. Paweł Gajowiak nie ukrywa, że sam jeszcze uczy się tej muzyki i oczekiwań przychodzących tu klientów. Największą popularnością cieszą się koncerty, uczestniczy w nich nawet kilkaset osób. – Na początku ludzie bywają uprzedzeni, znając obiegowe opinie o disco polo. Ale jeśli ktoś do nas przyjdzie i zobaczy, jak to wygląda od środka, to będzie się dobrze bawił – dodaje.

Podobnie jest w klubie, który powstał w podziemiach dawnej Galerii Centrum w Lublinie. Wśród gości są Przemek i Kasia. Studenci. Lubią disco polo i chętnie się przy nim bawią. Zwłaszcza do tego „współczesnego”, bo – jak zgodnie twierdzą – „starsze jest słabe”. Zamiast piosenek Bayer Full wybierają więc Weekend, Czadomana czy Marcusa P, który tego wieczoru gra tu koncert. Podobnie jak Dorota, która ze swoją znajomą wybrały to miejsce na wieczór panieński przyjaciółki. Obie w szampańskich nastrojach. Nie ukrywają, że uwielbiają bawić się przy disco polo. Zaprzeczają też opinii, że tej muzyki słuchają wyłącznie ludzie z prowincji albo osoby o niższym statusie społecznym. – Obie sprawujemy stanowiska kierownicze – zaznaczają.

 

Hej, hej, bawmy się

 

To, że disco polo jednoczy wszystkie społeczne grupy, stwierdza także Paweł Gajowiak. Z jego obserwacji wynika, że przy tych rytmach bawią się także lekarze czy prawnicy. Wśród nich jest Jakub, aktualnie na aplikacji adwokackiej. Poza działalnością zawodową zajmuje się organizacją koncertów i wydarzeń, na których pojawia się disco polo. Realizuje imprezy na Lubelszczyźnie, ale też w mazowieckim czy świętokrzyskim. Jedyne miejsce, gdzie popyt na disco polo jest słaby, to Warszawa. W każdej innej miejscowości zespoły grające taką muzykę są pożądane. Choć i to ostatnio się zmieniło za sprawą gali jubileuszowej na 25-lecie istnienia muzyki disco polo, która w czerwcu odbyła się na warszawskim stadionie Polonii.

 

Jego firma już od dziesięciu lat zajmuje się organizacją wszelkiego rodzaju wydarzeń okolicznościowych, takich jak dni miasta czy dożynki. – Te imprezy nie mają racji bytu bez disco polo – tłumaczy. Teksty piosenek zna każdy, a w niektórych miejscowościach na koncerty przychodzi po 6–7 tysięcy osób. Ale nie zawsze było tak dobrze. Kilka lat temu gatunek miał swój gorszy okres. – Mniej więcej w latach 1998–2000 odnotowaliśmy zmiejszone zainteresowanie – wspomina Robert Kiełczewski z Green Star Music. Sprzedaż płyt drastycznie spadła, a wiele zespołów, które nie miały mocno ugruntowanej pozycji, musiało zawiesić działalność. Firma, którą współtworzy, jest na rynku muzycznym od 26 lat, czyli od początku istnienia tego gatunku w Polsce, choć pierwsze zalążki disco polo pojawiły się już w latach 80. To wtedy razem z popularyzacją instrumentów elektronicznych takich jak syntezatory pojawiać zaczęły się kasety magnetofonowe z przearanżowanymi na mocno taneczne brzmienie, znanymi już piosenkami biesiadnymi. To chwyciło Polaków za serca i rynek zalały miliony kaset sprzedawanych na targowiskach czy bazarach, często prosto z chodnika, na którym rozkładano je jedynie na kocu. Albo z łóżka polowego czy samochodu. Dlatego pierwotnie disco polo nazywano muzyką chodnikową. Po ponad 30 latach od momentu narodzin gatunku, wiele się w nim zmieniło. Artyści dysponują nowoczesnym sprzętem, profesjonalnym zapleczem, a zagraniczne wzorce aranżacyjne chętnie adaptowane są do ich utworów. Pomimo ewolucji gatunku, pewne elementy pozostały stałe – prostota linii melodycznej, rytmu czy harmonii. –Melodyka jest chwytliwa i wpada w ucho – wyjaśnia dr Rafał Rozmus, lubelski kompozytor i muzykolog. Jednocześnie stwierdza, że ocena wartości tej muzyki zawsze jest subiektywna i najczęściej wynika z porównywania jej z innymi gatunkami. Zadaniem disco polo jest przede wszystkim skłonienie do tańca i zabawy. – To zadanie znakomicie spełnia i przede wszystkim pod kątem tej użyteczności trzeba na tę muzykę patrzeć – tłumaczy. Wturuje mu Robert Kiełczewski, który na zarzut prostego przekazu odpowiada wprost. – Teksty mają docierać do ludzi. Być łatwe, proste i przystępne. I wie, co mówi. Pod jego skrzydłami znajdują się największe aktualnie gwiazdy disco polo, takie jak Zenek Martyniuk, zespół Boys czy Ekstazy. To właśnie oni najczęściej wyruszają w trasy i równie często pojawiają się w telewizji. Zaraz obok takich grup, jak np. Piękni i Młodzi.

Również Lublin ma swoich wykonawców. Zespół Chłopaki z Lublina zajmuje się przede wszystkim graniem na weselach, gdzie disco polo króluje niezmiennie od lat, choć w wolnych chwilach próbują swoich sił w komponowaniu muzyki. W ubiegłym roku pokusili się o nakręcenie teledysku do utworu „Wakacyjna dziewczyna”, który przygotowali w wolnym czasie między kolejnymi weselami. Klip już ma ponad 100 tysięcy wyświetleń na kanale YouTube. Ale i tak nie jest w stanie pobić innego towaru eksportowego z Lublina – nieistniejącego już duetu Primo, który rozsławił nas na całą discopolową Polskę hitem „Lubelski Full”. Oryginał piosenki opowiadającej o kondorze, który zniósł kilka jaj, a następnie zdechł , ekspresyjnie zaśpiewany przez występującą na weselach i dancingach Iwonę Tomasik, ma do tej pory w sieci blisko 800 tysięcy odsłon. Utwór powstał na początku lat 90., a jego sławę przyspieszyła telewizyjna premiera wideoklipu. W 1994 roku „Lubelski Full” zajął I miejsce na liście przebojów audycji Barachołka w Radio Lublin.

 

Ona czuje we mnie piniądz

 

Na rynku koncertowym 70% należy do disco polo – tłumaczy Robert Kiełczewski. Nie trudno się też domyślić, że za tak dużym popytem i dominacją koncertową idą w parze również pieniądze. Te przyciągają z kolei artystów z innych środowisk muzycznych, choć ci niechętnie przyznają się do współpracy z grupami grającymi disco polo. – Naprawdę wielu muzyków popowych czy rockowych przychodzi do nas i komponuje utwory dla topowych wykonawców polskiego disco – wyjaśnia szef Green Star. Większość z nich chce jednak pozostać anonimowym. Do tej muzyki ściągają ich przede wszystkim pieniądze. Jeśli chodzi o sprzedaż płyt, to utrzymuje się ona na podobnym poziomie, jak w przypadku innych gatunków. Choć w zestawieniu na stronie Związku Producentów Audio-Video na liście zdobywców platynowych płyt jest wielu artystów tworzących disco polo. Album grupy Akcent „Przekorny los” w tym roku pokrył się podwójną platyną, co oznacza, że został sprzedany w nakładzie ponad 35 tys. płyt.

Jednak to, co przede wszystkim wypełnia portfele gwiazd disco polo, to występy sceniczne. Czołowi artyści żądają nawet kilkudziesięciu tysięcy złotych za koncert. A tych potrafią zagrać 3 lub 4 dziennie. Zenek Martyniuk za występ na dużej scenie plenerowej inkasuje około 25 tysięcy złotych. Zaledwie 5 tysięcy złotych mniej życzy sobie grupa Piękni i Młodzi. Dzięki tak dużym zyskom artyści oraz firmy fonograficzne produkujące disco polo przyciągają coraz więcej profesjonalnych i popularnych muzyków. To z kolei podnosi jakość produkcji, która przekłada się na coraz szersze grono odbiorców. Niektórzy artyści otwarcie próbują uszczknąć trochę z popularności gatunku. Coraz popularniejsze są bowiem covery discopolowych hitów, które pojawiają się na YouTube. Prym wiedzie tutaj artysta Cezik czy raper Sobota. Ale po ubiegłorocznym koncercie sylwestrowym również Maryla Rodowicz jest kojarzona ze wspólnym występem z Zenkiem Martyniukiem. Skalę zjawiska można było zobaczyć też podczas odbywającego się 1 lipca na Arenie Lublin Polo TV Hit Festiwalu. Na samochodach zaparkowanych przed Areną Lublin podczas wydarzenia dominowały rejestracje z bliższych i dalszych okolic Lublina. – Ta muzyka to pewien fenomen, który trudno wyjaśnić. Część ludzi nie przyznaje się do słuchania disco polo, ale gdy już znajdą się na imprezie w tym klimacie, znają słowa i świetnie się bawią – kwituje Rafał Rozmus, podkreślając jednocześnie, że disco polo nie jest w kręgu również jego zainteresowań.

 

* Imiona niektórych bohaterów zostały zmienione na ich prośbę.

tekst Jacek Słowik

Foto Andrzej Mikulski

Zostaw komentarz