fbpx

Elizówka – nowa idea i perspektywy

11 kwietnia 2019
1 597 Views

 

 

O odcinaniu się od przeszłości i nowych planach, pszczołach w ogrodzie na dachu, największym centrum hurtu rolno-spożywczego przy wschodniej granicy Unii Europejskiej z Tomaszem Solisem z Centrum Handlu Zagranicznego i Promocji „Elizówka” rozmawia Piotr Nowacki, foto Marek Podsiadło.

 

– Jak Elizówka będzie wyglądać za kilka lat?

 

– Powstanie nowy kompleks tworzący Lubelskie Centrum Obsługi Rolnictwa, w którym funkcjonować będzie większość instytucji obsługujących rolników, czyli ARiMR, KOWR, WIORIN i wiele innych. Oczywiście te, które wyrażą akces do uczestnictwa w tym przedsięwzięciu, bo trzeba zaznaczyć, że podstawą tego pomysłu jest to, że każda z instytucji znajdujących się w Centrum jest właścicielem swoich lokali. My jesteśmy tylko operatorem zajmującym się administrowaniem oraz dbamy o to, by wszystko działało jak trzeba.

 

– A więcej szczegółów?

 

– Przede wszystkim będzie to nowocześnie działający rynek hurtowy oparty na współpracy z regionalnymi producentami, handlowcami i rolnikami. Stawiamy na nowoczesne technologie oraz innowacyjny sposób organizacji rynku. Ekologia, produkty regionalne i wyjątkowość lubelskiego regionu zarówno pod względem geograficznym, jak i kulturowym. Charakterystyczna produkcja rolnicza o niespotykanych walorach, bogata tradycja, tygiel kulturowy i etniczny. Nikt tego do dziś tak naprawdę nie wykorzystał, a to ogromny potencjał. Wraz z ekologami zawiązaliśmy Konsorcjum Producentów Ekologicznych, współpracujemy z Lubelskim Oddziałem Polskiej Izby Produktu Regionalnego i Lokalnego, dzierżawimy obiekty spółki Lubsad, w których produkujemy soki i mrożonki z lubelskich owoców. Robimy to jako pierwszy rynek hurtowy w Polsce. Chcemy być liderem i wyznaczać nowe szlaki. Tworzyć nowe wzorce. Taki jest plan.

 

– Dlaczego właśnie tak?

 

– Ponieważ mamy pomysł na stworzenie rodzaju centrum kulturowo-edukacyjno-handlowego na wzór takich, jakie są np. we Włoszech. Chcemy połączyć funkcję tradycyjnego rynku hurtowego z kreatywnym spędzaniem czasu, wszystko o kulinariach, produkcie tradycyjnym, zdrowej żywności, ekologii. Nie rezygnujemy również z bycia innowacyjnym liderem organizacji rynku rolnego na Lubelszczyźnie. Więc i wygląd musi być – sale przystosowane na potrzeby warsztatów, na dachu ogród z pasieką itp. Ale oczywiście u podłoża myślenia o nowej Elizówce jest kolejny etap realizacji idei jej powstania sprzed 20 laty.

– A co z pszczołami? Pasieka usytuowana niemal przy głównej drodze. Uda się?

– Pszczoły muszą być. Pszczoły to życie. Pasieka będzie działała na zasadach pasiek miejskich. Okazuje się, że nierzadko w miastach jest o wiele mniej zagrożeń dla pszczół niż na wsi. Choćby pestycydy. Lokalizacja, czyli dach, likwiduje potencjalne zagrożenie użądlenia dla ludzi.

– To największa giełda rolno-spożywcza przy wschodniej granicy Unii Europejskiej. Po dwóch dekadach aktywności wchodzi w nowy, wręcz rewolucyjny okres swojej działalności. Nowy kompleks i część dedykowana mieszkańcom Lublina i turystom to ta bardziej efektowna część planu. Tymczasem Elizówka wyrasta na najważniejszego gracza na lubelskim rynku rolno-spożywczym.

– Rzeczywiście, wizerunek Elizówki powoli zaczyna się zmieniać. Do tej pory Elizówka bazowała na wynajmie powierzchni handlowej, wynajmie placu np. na organizację giełdy samochodowej czy pomieszczeń dla Agencji Restrukturyzacji i Modernizacji Rolnictwa oraz innych instytucji. Natomiast niedawno zaczęliśmy zajmować się produkcją, skupem owoców oraz produktem ekologicznym. Tworzymy konsorcjum m.in. producentów ekologicznych i próbujemy pozycjonować i wspierać ten produkt, z którego Lubelszczyzna słynie. Co ciekawe, bodaj po raz pierwszy spółka Skarbu Państwa angażuje się w tego typu działalność.

– Jednak częściej operujemy określeniem „giełda”. Rynek hurtowy – to nowość.

– Giełda jest synonimem tego, co było kiedyś. Obecnie funkcjonujemy jako jeden z ośmiu rynków hurtowych w Polsce, w których kapitał Skarbu Państwa ma większość. Z tą różnicą, że my jako jedyni wkroczyliśmy w sferę działalności i zaczęliśmy zajmować się produkcją, a także tworzeniem swojego produktu i własnej marki.

– Czyli lubelska giełda rolno-spożywcza zaczyna wchodzić w tak zwaną strukturę założoną?

– Sama nazwa Giełda Lubelska Rolno-Ogrodnicza, bo tak brzmiała pierwsza nazwa tej instytucji, mówi o tym, że miała skupować określone towary, produkty rolne i zajmować się pośrednictwem handlu. Gdybyśmy mieli to do czegoś porównać, było to nic innego niż zorganizowanie dużej grupy producenckiej. Jednak okazało się, że ta działalność skupiła się bardziej na rynku hurtowym, niż na działalności giełdowej. Potem mieliśmy do czynienia z embargiem rosyjskim, z zawirowaniami na podstawowym rynku zbytu, np. w produktach ogrodniczych, ale i w rolniczych również, bo eksportowaliśmy na wschód także mięso, produkty mleczarskie i owoce. Tymczasem ówczesna giełda zajmowała się wyłącznie dystrybucją powierzchni i działalnością typowo rynkową. Nie było tego elementu, w którym podmiot powinien się zająć szukaniem kontrahentów, organizacją rynków zbytu czy pozycjonowaniem znaku jakościowego.

– Ale to już się zmienia?

– W lipcu ubiegłego roku wydzierżawiliśmy w środku sezonu w trakcie procesu upadłościowego dwa zakłady produkcyjne spółki Lubsad. Jeden w Poniatowej, drugi w Motyczu. Ten w Poniatowej to zakład typowo mroźniczy. Uruchomiliśmy go w środku sezonu. Zatrudniliśmy pracowników i wytworzyliśmy tam pewną ilość mrożonki. Próbowaliśmy po pierwsze, utrzymać kontakt z członkami organizacji producenckiej Lubsad, a po drugie próbowaliśmy zafunkcjonować na rynku w bardzo trudnym sezonie, gdzie poziom ceny za owoce był niesamowicie niski.

– A skąd pomysł na produkcję?

– Już od dawna obserwujemy pewną właściwość na rynku wynikającą z tego, że prawa rynkowe są mocno zmodyfikowane. Cena owoców nie jest wynikiem sumy kosztów produkcji i marży. Wynika ona z różnicy ceny kilograma koncentratu na rynku światowym minus koszty produkcji oraz marży handlowca. To, co zostaje, to cena owoców. Czyli jest dokładnie odwrotnie niż powinno być. Chcemy odwrócić tę sytuację. Działając jako spółka Skarbu Państwa, chcemy zapewnić dostawcom owoców sprawiedliwy podział zysków. Chodzi nam o to, aby te „naczynia” rzeczywiście były powiązane. Czyli związujemy się kontraktem z rolnikami i ogrodnikami, którzy te owoce uprawiają. No właśnie, uprawiają, a nie produkują. To istotna różnica.

– Na czym to polega konkretnie?

– Poprzez przetwarzanie w różnych postaciach mrożonek, soku, koncentratu, czy też czegokolwiek innego, chcemy stworzyć produkt, który będzie miał swoją markę i który będziemy mogli postawić na półce sklepowej. Pieniądze znajdują się w detalu, więc chcemy ograniczyć wszystkie ogniwa pośredniczące. Nie jestem przeciwnikiem tego, że ktoś chce zarabiać pieniądze. Polskie społeczeństwo powinno się bogacić, natomiast sprawiedliwy podział zysku to jest to, czego nam brakuje. Tak wygląda pomysł na nową Elizówkę.

– Czyli produktem finalnym ma być np. jabłko od sadownika sprzedane do sieci sklepów? Czy to dotyczy jedynie promowanego ostatnio jabłka lubelskiego czy także innych owoców?

– Chcemy się skupić na lokalnych działaniach. Silna gospodarka zachodniej Europy opiera się na małych i średnich przedsiębiorstwach. Lubelskie rolnictwo ma taką samą strukturę. Średnia powierzchnia gospodarstwa w woj. lubelskim to około 8–9 ha, czyli mamy tę samą właściwość, co firmy w krajach zachodniej Europy. Trzeba ją wykorzystać i traktować jako atut, a nie wadę.

Dzisiaj klient zaczyna szukać produktu w pełni identyfikowalnego. Chce wiedzieć wszystko o nim. Od nazwy plantacji począwszy, do półki w sklepie z sokami czy dżemami. Poszukuje produktu unikalnego, czyli nisko przetworzonego, czyli jak najbardziej wartościowego odżywczo i smakowo. Przykład: bierzemy od Jana Kowalskiego jabłko, tłoczymy sok, nalewamy w butelkę, naklejamy etykietę, która pokaże, że w tej butelce znajduje się sok z jabłek pana Jana Kowalskiego – oczywiście będzie to ujęte jako jabłka z Lubelszczyzny. Produkt będzie lokalny, ale dzięki swojej wyjątkowości ma szansę zyskać globalnego klienta. Mamy pomysł na to, żeby w sposób trochę inny niż wszyscy zacząć funkcjonować na rynku.

– Czyli jednak budowanie własnej marki.

– Zdecydowanie tak. W kontekście tego, o czym się teraz dużo mówi i co coraz bardziej realnie wygląda, nasze plany wpisują się w projekt stworzenia Krajowej Grupy Spożywczej, która miałaby być jakimś „języczkiem u wagi” na szeroko pojętym rynku produkcji rolniczej. Jeżeli popatrzymy na to, co się wydarzyło w ciągu ostatnich 15 czy 20 lat na rynku obrotu żywnością i w handlu w ogóle, to okazuje się, że zniknęły nam małe rodzinne sklepy, znikają sklepy osiedlowe, a lwią część rynku przejmują duże sieci supermarketów, które bazują na promocjach. Jest to typowo cenowa walka na rynku, niemająca nic wspólnego z utrzymaniem jakości. Musimy zdecydować również jako konsumenci, co chcemy kupować i gdzie. Łatwo jest powiedzieć: „kupujcie w małych sklepach” i przerzucić odpowiedzialność na konsumentów. Nie do końca nam o to chodzi, więc warto się zastanowić, jak z powrotem przywrócić równowagę. Może poprzez skrócenie drogi produktu od producenta do konsumenta. Może przez element edukacji, w który próbujemy się angażować. Jeżeli Pan pojedzie do Brukseli, Londynu czy Berlina, to nie ma problemu ze znalezieniem małego osiedlowego rodzinnego sklepu, a w Polsce jest z tym coraz większy problem. Podobnie jest np. z sokami. Na polskim rynku soki mętne (czyli te tylko wyciskane) to zaledwie procent albo ułamek procenta. Tymczasem na rynku niemieckim zajmują one około 20% rynku soków w ogóle. Jest więc jeszcze wiele do zrobienia.

– Ale z czego to wynika? Może ze świadomości zachodnich społeczeństw?

– Na pewno tak. Warto jednak postawić pytanie: czy to człowiek kształtuje rzeczywistość czy rzeczywistość kształtuje człowieka? To powód naszego angażowania się w element edukacji konsumenta. Jakość i lokalność.

– Czyli potrzebujemy konsekwencji w działaniu.

– Oprócz konsekwencji potrzebujemy wsparcia – to umożliwi nam działanie. Najważniejsze, że nam jako Elizówce udało się przekonać nadzór właścicielski, że tego typu działania mają sens. Jeżeli będziemy konsekwentnie i efektywnie szli tą drogą, to nasz przykład będzie mógł być powielany. Oczywiście pod warunkiem, że nasze działania zakończą się sukcesem, w co nie wątpię.

– Jednym z pierwszych działań podjętych przez Elizówkę był jesienny interwencyjny skup jabłek. Cel został osiągnięty?

– W skup interwencyjny włączyliśmy się z własnej inicjatywy. Nie byliśmy i nie jesteśmy podmiotem gospodarczym działającym na zasadach, jakie powstały jesienią 2018 roku, po to, aby przeciwdziałać nieetycznym praktykom na rynku. LRH zaangażował własne środki i możliwości w próbę ustabilizowania ceny na przyzwoitym poziomie. W momencie kiedy ceny rynkowe były na poziomie 10 gr za kilogram jabłek przemysłowych, my zaoferowaliśmy 25 gr. Kupione przez nas jabłka zostały przetworzone na sok i koncentrat jabłkowy. W efekcie okazało się, że te działania miały sens i obroniły się ekonomicznie. Jak widać, Elizówka jako miejsce testowania na pozór ryzykownych koncepcji rozwiązywania problemów i wdrażania nowych pomysłów jest niezwykle potrzebna.

– Ile jabłek udało się skupić?

– Sezon skupu jabłek przemysłowych jeszcze się nie zakończył, więc trudno dokonać bilansu. Na odpowiedź trzeba poczekać do czerwca. Jedno jest pewne, gdyby nie to działanie, to dziś jabłka przemysłowe z pewnością nie kosztowałyby 32–35 gr/kg.

– To już się dzieje, w planach jest rozbudowa całego kompleksu Elizówki, a co jest takim absolutnym priorytetem?

– Idea „jednego okienka”. Chodzi o stworzenie Centrum Obsługi Rolnika/Rolnictwa na Rynku Hurtowym „Elizówka”, skupiającego agendy rządowe, inspekcje i inne organizacje służące rolnictwu, które obecnie funkcjonują w różnych miejscach w Lublinie i regionie. Chcemy doprowadzić w krótkim czasie do sytuacji, w której rolnik spędzi w instytucjach rolniczych jak najmniej czasu, po to żeby jak najwięcej czasu poświęcić swojemu gospodarstwu i swojej działalności rolniczej.

 

Lubelski Rynek Hurtowy działa od 2000 r. w Elizówce pod Lublinem. Jest miejscem zaopatrzenia dla wielu firm z południowo-wschodniej Polski. Można tu sprzedać i kupić m.in. warzywa, owoce, mięso, mrożonki, nabiał, pieczywo, ryby, kwiaty. Większość akcji spółki posiada Skarb Państwa, akcjonariuszami są także m.in. producenci i samorząd województwa lubelskiego. Spółka posiada ponad 47 ha gruntów.

 

Leave A Comment