fbpx

Energetyka odnawialna – czas inwestycji

28 grudnia 2018
1 368 Wyświetleń

Z Krzysztofem Szydłowskim, ekspertem i promotorem OZE, inwestorem w fotowoltaikę, pomysłodawcą i koordynatorem Klastra Energii Odnawialnej, rozmawia Piotr Nowacki.

– Co to jest ta fotowoltaika?

– Po prostu elektrownia słoneczna, od najmniejszej na własnym dachu do wielkich elektrowni wytwarzających energię dla firm lub tysięcy indywidualnych użytkowników.

– Dlaczego firmy powinny instalować własne elektrownie?

– To kwestia obniżenia kosztów, ale też ochrony środowiska.

Jak w takim razie wygląda wykorzystanie energii w Polsce?

– U nas to nowość, ale nie na świecie. Wiele krajów, zwłaszcza europejskich, osiągnęło poziom zaspokojenia energetycznego ze źródeł odnawialnych (OZE) nawet powyżej 50% – OZE rozumianych jako fotowoltaika (PV), wykorzystanie wiatru na lądzie i na morzu, biogazownie i elektrownie wodne. Liderami są Norwegia i Austria. To kraje zasobne w odpowiednie ilości wody, które znajdują się w fiordach Norwegii bądź spływają z austriackich Alp. Ale Niemcy, Dania, Hiszpania, Wielka Brytania, Portugalia też inwestują w OZE. Głównie w wiatraki i fotowoltaikę.

Unia Europejska na 2020 rok przyjęła normę nazywaną 3×20, która ma na celu zmniejszenie emisji CO2 o 20%, a tym samym zmniejszenie zużycia energii przez urządzenia o 20%. Przykładem tego jest wprowadzenie słynnej już klasy A++ czy inteligentnego oświetlenia. Polska na 2020 rok ma przyjętą normę na poziomie 15%, a obecnie jej realizacja wynosi 11%, w transporcie zaledwie 4%.

– Jakie czynniki mają wpływ na kształtowanie się rynku energii?

– W ciągu pół roku koszt emisji CO2, który poszczególne kraje muszą płacić jako karę, wzrósł z 5 euro do 25 euro za tonę. Zważywszy na fakt, że polska energetyka aż w 80% jest energetyką węglową, dwa razy bardziej emisyjną niż podobne elektrownie w Niemczech czy w Czechach, ta sytuacja bardzo obciąży rachunki polskich konsumentów, osób fizycznych, firm oraz samorządów.

Gwałtowny wzrost opłat za emisję CO2 spowodował ostry wzrost cen energii w ostatnich miesiącach, nawet o 70% dla przemysłu i samorządów. Polska musi więc gwałtownie przyspieszyć, żeby nie narazić całej gospodarki i obywateli na wzrosty cen wszelkich towarów i usług. Polska ma 400 MW fotowoltaiki – Niemcy 44000 MW, czyli my mamy 1%. Po ponad dwóch latach stagnacji wreszcie są działania ze strony polskiego rządu. Aż 80% energii mamy z węgla. Ale przez upały trwające 4–5 miesięcy i susze oraz brak wody do procesu wytworzenia energii nie mogą one działać na pełnej mocy. Dlatego fotowoltaika jest kluczowa, bo produkuje najwięcej dobrej, szczytowej energii. To słuszny krok rządu, chociaż mocno opóźniony. Ale już teraz każdy obywatel, każda firma może z powodzeniem instalować panele u siebie. Do 50 kW nie są wymagane pozwolenia ani koncesje na wytwarzanie.

– Jak przedstawiają się zmiany cen energii w nadchodzącym czasie?

– Kontraktacja energii na rynku jest maksymalnie 3-letnia. Ci, którzy zakontraktowali ją rok czy dwa lata temu, jeszcze nie odczują zmian. Natomiast ci, którym wygasły w tym roku kontrakty, zderzyli się z szokiem cenowym na rynku, który oznacza dla wielu wzrost cen nawet o 70–80%. Dla przykładu, jedna z dużych walcowni otrzymała ofertę na energię wyższą o ok. 70 mln złotych, a zużywa ona tyle co miasto Kraków. Podobnie samorządy, spółki komunalne, transport kolejowy, elektryczny w miastach – tramwaje czy trolejbusy, ale również podgrzewanie, oświetlenie to są potężne koszty.

– Od czego cena CO2 zależy?

– Od notowań giełdowych w Europie, a te w dużej mierze są uzależnione od zmian klimatu. Niskie poziomy wód uniemożliwiają produkcję energii z węgla, ponieważ opiera się ona na podgrzewaniu wody, a potem oddaniu jej w temperaturze niższej niż 25 stopni do rzek. Więc trzeba poszukiwać energii, która jest możliwa do wyprodukowania w okresie największego zapotrzebowania na chłodzenie. Stąd zainteresowanie firm fotowoltaiką, zwłaszcza że latem ta energia na giełdzie kosztuje w poszczególnych tzw. godzinach szczytowych nawet 5–10 razy więcej niż normalnie.

Polskie sieci elektroenergetyczne (PSE), które odpowiadają za cały system zaopatrzenia w energię w Polsce, oraz pięć koncernów, które ją dystrybuują – również państwowych ( na Lubelszczyźnie jest to PGE ), doszły do wniosku, że pilnie potrzebują co najmniej 3600 MW fotowoltaiki, żeby mieć tę energię szczytową i żeby nie było 20 stopnia zasilania, tak jak było w stanie wojennym oraz w sierpniu 2015, kiedy susza spowodowała brak wody w rzekach.

– Jak wygląda sytuacja fotowoltaiki w Polsce?

– Mamy około 250 MW fotowoltaiki na dachach domów i firm oraz około 150 megawatów zbudowanych w postaci farm, zrealizowanych głównie ze wsparciem dotacyjnym. 20-ty stopień zasilania, ogromny wzrost uprawnień do CO2 i wzrost cen energii spowodowały przyspieszenie ze strony rządu. Odbyły się już trzy aukcje energii, podczas pierwszej rząd zamówił 83 MW, w drugiej ponad 300 MW, a w trzeciej 550 MW. Wszystko to będzie realizowane w 2019 i 2020 r. Dzisiaj energetyka z fotowoltaiki stała się dwa razy bardziej opłacalna. Po pierwsze dlatego, że ceny energii pomiędzy wiosną 2018 a jesienią 2018 na rynku hurtowym wzrosły średnio o 80%. Jednocześnie jesienią tego roku skończyła się unijna ochrona celna przed importem paneli fotowoltaicznych z Chin. Ale pamiętajmy, że choć prawie 90% produkcji światowej odbywa się w Chinach, to jej producentami są koncerny amerykańskie, kanadyjskie czy niemieckie. W niektórych przypadkach oznacza, że w najbliższych miesiącach będziemy notowali dosyć gwałtowny spadek cen paneli, sięgający nawet do 30%. Zatem połączenie tych kilku ważnych elementów – podwyżka opłat CO2, nawet o 500%, wzrost zapotrzebowanie energii szczytowej latem, niemożność produkcji tej energii z węgla, a także fakt, że ceny energii gwałtownie zdrożały, a panele znacznie staniały, to wszystko powoduje, że absolutnie każdemu opłaca się zainstalować instalację fotowoltaiczną, czy to na domu, czy na sklepie, restauracji, warsztacie czy też na wszelkich obiektach przemysłowych, i to jest absolutnie już ten czas, w którym należy inwestować w PV.

– A jak funkcjonuje farma fotowoltaiczna, którą założył Pan trzy lata temu pod Włodawą?

– To dwie sąsiadujące ze sobą na 6 ha farmy o mocy 2 MW. Kiedy je uruchomiliśmy, ceny energii były niskie, a ceny Zielonych Certyfikatów, które miały to wspierać, staniały dziesięciokrotnie! Farmy kosztowały wtedy po 5 mln netto każda i wymagały dużego wkładu finansowego. Przy cenie 20 groszy, bo po takiej cenie na rynku hurtowym w istocie sprzedawaliśmy prąd, i cenie Zielonych Certyfikatów 2–3 grosze zamiast 25–30, absolutnie to nie miało sensu i wydawało się, że nie zwróci się wcześniej niż po 20 latach. Dzisiaj ceny energii wzrosły do 32 groszy. Dzięki temu osiągamy 80% większe przychody i to się absolutnie już opłaca finansowo. Dzisiaj farma o tej samej mocy jest do zbudowania za 3 mln, bo oczywiście cały czas jest odnotowany też spadek cen wraz z rozwojem technologii i likwidacją ceł przez Unię.

– Ministerstwo Energii ostatnio certyfikowało wasz Klaster Energii za innowacje. Co będzie się w nim działo?

– Nasze farmy są bardzo innowacyjne i otrzymują wiele ogólnopolskich nagród, m.in. Polskiej Izby Ekologii. Stanowią nie tylko wzór technicznych rozwiązań fotowoltaicznych, konstrukcyjnych, ale stanowią największe w Europie Środkowo-Wschodniej najnowocześniejsze laboratorium fotowoltaiczne. Obecnie są na nich prowadzone przez informatyczną spółkę giełdową badania ze wsparcia Narodowego Centrum Badań Rozwoju (NCBiR). Projekt za 11,5 mln ma na celu uzyskanie odpowiedzi na wiele pytań: jak te działania związane z wytwórczością optymalizować, jak stosować je właściwie do szerokości geograficznej, do warunków pogodowych, jak tę pogodę przewidywać. Farmy stały się również podstawą do budowy klastrów energetycznych, które na terenie danego powiatu mają prowadzić do maksymalnej samowystarczalności energetycznej, rozumianej jako produkcja i konsumpcja na miejscu. Tak żeby nie przekraczać i nie pobierać droższej energii z zewnątrz, a tym samym, aby był atrakcyjny dla inwestorów.

– Czyli jest to inwestycja w nasze poczucie bezpieczeństwa.

– Dotychczasowy rozwój energetyki odnawialnej odbywał się przede wszystkim przy udziale wsparcia unijnego, bo technologie były jeszcze na tyle drogie, a cena energii tak tania, że w innym wypadku nie było to opłacalne. Przykładowo gmina Wola Uhruska na terenie powiatu włodawskiego jest jedną z dwóch gmin na terenie Lubelszczyzny, która zbudowała własną farmę fotowoltaiczną. Niemniej wszystkie gminy włodawskie są w naszym klastrze. Dwa lata temu gminy te wnioskowały o wsparcie na energetykę rozproszoną prosumencką, m.in. fotowoltaikę znajdującą się na dachach obiektów własnych, a także zbiorczo dla kilkuset obywateli, którzy otrzymali dofinansowanie na własne instalacje. W planach jest też przebudowa ciepłowni miejskiej we Włodawie na elektrociepłownię i zamiana spalania miału węglowego na paliwo nieemisyjne. Całość produkcji ze wszystkich źródeł i od wszystkich właścicieli będzie ze sobą zintegrowana za pomocą inteligentnych liczników, narzędzi cyfrowych oraz technologii blokchain – rozproszonego szyfrowania, która umożliwi zarządzanie popytem i podażą w czasie rzeczywistym na wielką skalę. Na ten cel oraz budowę inteligentnych sieci aplikujemy w kolejnych projektach badawczych. Właśnie po to, by służyć bezpieczeństwu energetycznemu i wspólnemu, świadomemu korzystaniu, zarządzaniu i bilansowaniu rynku. W klastrze pod Włodawą również została zbudowana biogazownia, która zasilana jest odpadami wszelkiego rodzaju, np. ubojowych i z sieci spożywczych, w tym przeterminowaną żywnością.

– W jaki sposób przeciętna rodzina może zainwestować w tego rodzaju pozyskiwanie energii?

– Tradycyjny dom jednorodzinny potrzebuje 3–4 kilowaty instalacji PV, a jeden kilowat to 3–4 panele, więc te 3–4 kilowaty przy dzisiejszej cenie mniej więcej 3–4 tysiące za 1 kW dają koszt 12–16 tysięcy netto za kompletną instalację. Do tego nadmiar energii w miesiącach letnich można oddać do sieci, a potem zimą odebrać. To jest i opłacalne, i ekologiczne. Likwidacja emisji CO2, czy to z własnych pieców, czy też poprzez to z elektrowni węglowych, to jedyny kierunek walki z ociepleniem klimatu i smogiem, który zabija 7 mln ludzi rocznie na świecie.

– Ale potencjalni użytkownicy są nieufni. Tematyka jest nowa, mają dużo wątpliwości.

– Jest mnóstwo ofert w sieci proponujących sprzedaż instalacji za dwa razy droższą cenę wyrażaną magią małych liczb, wiążąc klienta na dwadzieścia pięć lat i rozkładając to na raty po około 160 zł. Ale po przeliczeniu okazuje się, że płacimy więcej nawet o ponad 20 tys. za tę samą instalację. Weźmy kredyt na 5–6% i sami sfinansujmy tę instalację, bo ona po kilku latach najzwyczajniej się zwróci. Trzeba pamiętać, że firmy takie jak PGE naliczają do ceny energii nawet 37 groszy za dystrybucję. Co w konsekwencji daje nam wynik około 70 gr za kilowatogodzinę w domu, więc jeśli wyprodukujemy prąd dla siebie i nie sprzedamy np. PGE za 32 grosze i nie odkupimy go za 70 groszy z dystrybucją – to w istocie zwraca nam się dwa razy szybciej. To samo dotyczy przedsiębiorców. Energia wyprodukowana u siebie na dachu i skonsumowana na miejscu, przy tych cenach instalacji i energii, z drugiej strony zwraca się w kilka lat, a produkując energię, 25–30 lat daje nam bezpieczeństwo, samowystarczalność i przez 20 lat potem darmową energię – a jej cena będzie tylko rosła…

– O co chodzi z magazynowaniem energii?

– Dobrym rozwiązaniem ustawowym jest, że sieć elektroenergetyczna jest dla nas magazynem energii w rozliczeniach półrocznych. Czyli konsument, na razie jeszcze jako obywatel, ale za niedługo prosument, ma małą firmę z instalacją do 50 kW, którą może zbudować bez żadnych pozwoleń, ale też będzie mógł używać sieci jako swoistego rodzaju magazynu energii i odbierać ją, kiedy będzie jej potrzebować. To znaczy, że możemy tę energię, którą otrzymujemy w poszczególnych miesiącach czy dniach, oddać do sieci, zmagazynować ją w czasie i w ciągu pół roku, np. w miesiącach zimowych, ją sukcesywnie odbierać. Przy czym PGE potrąca 20% za magazynowanie, ale to i tak jest najtańsza z możliwych form. To jest świetne rozwiązanie i trzeba podziękować za to ustawodawcy.

– Zatem i u nas nastał czas na inwestycje w OZE?

– To się zwyczajnie opłaca. Zarówno prosumenci, jak i firmy, które nie chcą tracić konkurencyjności, natychmiast powinny zacząć przystępować do projektowania instalacji fotowoltaicznych. Niemcy mają 44 tys. MW, my tylko 400. Większość instalacji umiejscawiana jest na dachach wszelkiego rodzaju: obiektów przemysłowych, biur, bloków, gospodarczych, halach, sklepach, domach. Jest tylko jeden warunek – nachylenie chociaż jednej strony dachu na południe. Jeśli ktoś ma takie dachy lub przestrzeń wolną na działce, niezasłoniętą przez drzewa, powinien budować, pod warunkiem oczywiście, że to zużycie prądu jest spore. Znajomy, który ma cały dom wyposażony wyłącznie w źródła elektryczne, w tym ogrzewanie, u którego rachunki są po 12 tysięcy złotych rocznie – w ciągu 4 lat zwróci się ta inwestycja, a przez ponad 20 lat prąd będzie miał za darmo.

– Pojawiło się nowe zjawisko – kupujący pytają o tzw. ślad węglowy. Co to takiego?

– To proste. Odbiorca pyta dostawcę surowców, towarów, czy to do fabryki, czy do sklepów. Skąd wziął energię elektryczną? Jakiego rodzaju źródło je wyprodukowało? Czy jest to energia odnawialna, czy też czarna węglowa, która przyczynia się do zanieczyszczenia globu oraz do zmiany klimatu? Firmy, które mają ślad węglowy zerowy, takie jak sieć Ikea, wielkie koncerny, IT, facebook, google, Microsoft – oni wszyscy już mają w 100% pokryte zasilanie ze źródeł odnawialnych. Jeśli nie na miejscu, np.w fabryce, to są właścicielami elektrowni OZE w innych miejscach. Tyle, ile pobierają z sieci, tyle samo ze swoich elektrowni ekologicznych oddają do systemu. Producenci, którzy mogą się wykazać takim zerowym śladem węglowym, dostaną zlecenia na produkty, usługi, dostęp do sieci sprzedażowych, a inni nie. Jak widać, świadomość społeczna zmienia się bardzo szybko. Na szczęście, bo jest bardzo źle, jeśli chodzi o środowisko, w jakim żyjemy, i klimat.

– A jakie są prognozy na przyszłość?

– Kraje UE już przyjęły strategię na 2030 r. – 32% energii ze źródeł odnawialnych. Strategia energetyczna Unii Europejskiej na 2050 rok wynosi 0% emisyjności. Z kolei Polska w przyszłym roku ogłosi aukcje na tysiąc kolejnych MW ze słońca, a w strategii na 2040 r. mamy osiągnąć 12 tys. Więc nie jest to trend ani chwilowa moda – to jest zmiana na zawsze. I ten, kto to zrozumie – zdobędzie przewagę konkurencyjną na rynku. Kto zaś będzie się ociągał – zostanie w starterach. Zatem budujmy odnawialne, czyste elektrownie – i te duże, i te małe. Wszystkim się to opłaca, tak w wymiarze ekonomicznym, jak i ekologicznym i zdrowotnym – nas i naszych rodzin.

 

Zostaw komentarz