`“Śpiewać każdy może, trochę lepiej lub trochę gorzej” śpiewał przed laty Jerzy Stuhr.
Parafrazując słowa piosenki, mogę powiedzieć, że gotować może każdy. Pewnie z różnymi efektami, ale “przecież nie o to chodzi, jak co komu wychodzi” – jak dalej pisze poeta w tekście 🙂
Bo w gotowaniu nie liczy się tylko jedzenie, tylko efekt, na przykład w postaci kotleta.
Gotowanie to również frajda, miłe spędzanie czasu, zrobienie czegoś dla siebie i bliskich.
Przy stole toczą się najprzyjemniejsze rozmowy, płyną barwne opowieści.
Bez uczty nie obędzie się żadna ważna uroczystość, jak ślub, chrzest, urodziny, święta. Do restauracji chłopak zabiera dziewczynę na randkę. A przecież nie idą tam, by tylko jeść.
Jedzenie więc to nie tylko zaspokojenie głodu, to również głęboko zakorzeniona w nas potrzeba relacji międzyludzkich.
Nie jestem antropologiem, ale wyobrażam sobie, że tysiące lat temu, gdy ludzie zjedli pierwszy posiłek przy ognisku, to pogadali, i tak zaczęła się nasza cywilizacja. I tak było przez następne tysiąclecia. Stół łączył ludzi.
Niestety w obecnych czasach z tym wspólnym jedzeniem jest coraz gorzej. Często sytuacja wygląda tak, że mama się odchudza, dzieci zjedzą obiad w szkole, a tata hot doga na stacji benzynowej. Coraz mniej czasu poświęcamy na gotowanie w domu, a co za tym idzie, na wspólne jedzenie. Efektem są gorsze relacje, brak wspólnego czasu, oddalanie się od siebie.
Znajoma Polka z Londynu opowiedziała mi taką historię. Do jej syna przyszli koledzy Anglicy. Gotowała właśnie obiad. – Co tak pachnie? – zapytali. – No jak to co? Mama gotuje.
Dla niego to było oczywiste, dla nich już nie. Tam jada się w restauracjach, a w domu najczęściej odgrzewa gotowe dania. Często jadając w samotności lub w towarzystwie monitora.
I tak jak cywilizacja zaczęła się od wspólnego przygotowywania posiłków i jedzenia, tak być może się skończy przez brak wspólnego zasiadania przy stole.
Zatem ratujmy naszą cywilizację. Gotujmy w domu, spędzajmy jak najwięcej czasu razem przy stole. I nie wykręcajmy się brakiem umiejętności. Jest naprawdę cała masa pysznych dań, które można przygotować w przysłowiowe 5 minut. Szczególnie z kuchni włoskiej.
Prosto i szybko, ze świeżych lokalnych składników. Na przykład, wykorzystując świeże grzyby, które właśnie obrodziły w lubelskich lasach. Poniżej jeden z prostych, ale wykwintnych przepisów.
Świeży makaron tagliatelle z borowikami i krewetkami w śmietankowym sosie
Co potrzebujemy na danie dla 2 osób?
- 250 g świeżego makaronu tagliatelle, do kupienia w Giuseppe, gotuje się tylko 2 minuty.
- 100 g świeżych borowików lub podgrzybków (mogą być mrożone)
- kilka krewetek
- odrobina pepperoncino
- 150 ml śmietanki 18%
- łyżka masła
- ząbek czosnku
- oliwa
- natka z pietruszki
- białe wino 50 ml
- sól, pieprz do smaku
- 2 l wody
Grzyby kroimy w grubą kostkę. Siekamy natkę. Zgniatamy ząbek czosnku.
Na rozgrzaną patelnię wlewamy oliwę i masło. Lekko podsmażamy grzyby do złocistego koloru. Gdy poczujemy aromat smażonych grzybów, dodajemy czosnek. Podlewamy białym winem. Redukujemy sos, czyli smażymy aż odparuje wino.
W tym momencie możemy wrzucić makaron do wrzącej i posolonej wody. Pamietajmy, że świeży makaron gotuje się tylko 2 minuty. Powinniśmy go przełożyć z garnka do gotowego sosu. Jest zasada, że sos czeka na pastę, a nie odwrotnie. Następnie śmietanka i krewetki przekrojone wzdłuż. Na koniec sól, pieprz, natka. Wymieszany sos z makaronem przekładamy na talerze. I gotowe! I oczywiście kieliszek wina. Dla przyjemniejszej rozmowy i trawienia.
tekst Dariusz Klimek | Restauracja Giuseppe, ul. Hipoteczna 3, 20-400 Lublin
foto Krzysztof Fabisiak