Człowiek ma tyle mocy w sobie – ile ma przed sobą celu. Słuszność tej sentencji niewątpliwie potwierdza historia Andrzeja Modrzewskiego, który po wielu latach pełnych trudu wygrał walkę o siebie.
Pochodzi z Międzyrzeca Podlaskiego. Od urodzenia jest niewidomym. W dzieciństwie nie miał kontaktów z innymi dziećmi, a w domu rodzice wyręczali go w każdej czynności. Nie miał więc szansy od małego uczyć się samodzielności. Zaczął ją dopiero rozwijać od dziewiątego roku życia, gdy trafił na dwanaście lat do Ośrodka Szkolno-Wychowawczego dla Dzieci Niewidomych im. Róży Czackiej w Laskach koło Warszawy. Tam skończył szkołę podstawową i liceum z rozszerzonym programem języka angielskiego. Nauczył się czytać i pisać za pomocą alfabetu Braille’a. Powoli stawał się samodzielnym w wykonywaniu wielu podstawowych codziennych czynności. Przygotowując się do niezależnej egzystencji w dorosłym życiu, uparcie trenował pod kierunkiem doświadczonego instruktora sposoby poruszania się o lasce, ale bez czyjejś dodatkowej pomocy. Po zdaniu matury otrzymał pozwolenie na samodzielne poruszanie się poza ośrodkiem. Wtedy poczuł swoją niezależność, która do dzisiejszego dnia dodaje mu sił w osiąganiu kolejnych sukcesów życiowych.
Skończył pięcioletnie studia na Wydziale Anglistyki KUL w Lublinie. Mieszkał w akademiku. Stołował się w studenckiej stołówce, a na zajęcia i do biblioteki dojeżdżał środkami miejskiej komunikacji. Sam robił sobie konieczne zakupy. Wykłady notował brajlem w specjalnym notatniku. Dużo czytał i był pilnym studentem. Potem dodatkowo ukończył podyplomowe studia dziennikarskie. Od piętnastu lat mieszka w Lublinie i obecnie pracuje jako copywriter dla „Miastotekstu”. W swojej pracy często wykorzystuje znajomość angielskiego.
– Musiałem walczyć o siebie – stwierdza. – Żeby coś dalej ze sobą robić, rozwijać się i nie zatrzymywać. Żeby łatwiej było znaleźć pracę, a w niedalekiej przyszłości założyć rodzinę. Inaczej nie mógłbym być tym, kim teraz jestem. Osoba niewidoma może osiągnąć tyle samo, co widząca, albo nawet więcej, tylko proporcjonalnie musi włożyć w to więcej wysiłku.
Pracuje na komputerze ze specjalnym programem głośnomówiącym. Dzięki niemu może sprawnie pisać, poprawiać teksty i realizować zlecenia. Komunikuje się drogą internetową, wykorzystując do tego także iPhona ze specjalną aplikacją dla niewidomych. Z niego też swobodnie dzwoni. Czyta książki w wersji elektronicznej. Chodzi na imprezy ze znajomymi. Bywa w teatrze i kinie. Ogląda telewizję. Obraz tego, co się dzieje na scenie lub ekranie, buduje z intonacji tekstu wypowiadanego przez aktorów. W wyobrażaniu sobie toczącej się akcji pomagają mu dźwięki nie tylko samej oprawy muzycznej. – Przecież – podkreśla – wyraźnie słychać, kiedy np. kogoś biją lub gdy ktoś się śmieje.
Na tym nie kończą się jego zainteresowania. Z grupą niewidomych odbył rejs jachtem „Zawisza Czarny” z Gdyni przez porty Danii, Szwecji, Niemiec i z powrotem. Wraz z osobami widzącymi stanowiącymi podstawową załogę jachtu pełnił wachty. W czasie wachty nawigacyjnej stał za sterem. O tym, czy trzyma odpowiedni kurs, informował go w słuchawkach specjalny rodzaj dźwięku. Żagli nie stawiał, ale w kambuzie (kuchni) zmywał naczynia i pomagał w przygotowaniu posiłków. I chociaż na jachcie niewidomi nie mogli poruszać się z wykorzystaniem lasek, a przemieszczali się na wyczucie, nawet przy silnym wietrze dawał sobie radę. W 2007 roku wziął udział w finale programu „Jaka to melodia” i odpadł dopiero w ostatnim etapie, konkurując tylko z finalistą. Uczestniczył również w programie „Jeden z dziesięciu”, wchodząc do trzyosobowego ścisłego finału. A kiedy pojawia się w Międzyrzecu Podlaskim, dla pełnego relaksu śpiewa w tutejszym chórze.
– Zadowolony jestem z tego, co robię – mówi. – I kiedy słyszę, że niewidomy musi być nieszczęśliwym, to się z tym gruntownie nie zgadzam. Dla mnie nieszczęściem byłoby siedzieć w czterech ścianach rodzinnego domu i nic nie robić. W wynajętym mieszkaniu w Lublinie wraz z narzeczoną, która ma także dysfunkcję wzorku, prowadzimy samodzielne życie i czujemy się niezależni. Nie mamy problemu z poruszaniem się po mieście i dalszymi wyjazdami. Sami sobie np. przygotowujemy posiłki z wykorzystaniem kuchenki gazowej, nastawiamy pranie i wyrzucamy śmieci. Niewidomi bowiem mogą robić to wszystko, co osoby widzące, z tą tylko różnicą, że potrzebują często lepiej oznaczonych rzeczy i niektórych bardziej specjalistycznych przedmiotów.
Nie tylko mogą, ale i powinni, zamiast nierzadko izolować się od normalnego życia. Do czego powinien ich przekonać przykład historii życia Andrzeja.
Tekst Maciej Skarga
Foto Marek Podsiadło