Janusz Stefaniuk przez wiele lat pracował na tłoczni w dawnym FSC. Obsługiwał prasę, która tłoczyła narożniki do samochodów „Lublin” i „Żuk”. Miał doświadczenie i dbał o bezpieczeństwo. Codziennie sprawdzał prasę przed uruchomieniem i był pewien jej niezawodnego działania. Jednak pewnego dnia zdarzył się nieprzewidziany moment, który potocznie często nazywa się złośliwością przedmiotów martwych. Nagle na hali zabrakło zasilania. Prasa stała się bezwolna. I zanim tuż po włożeniu do niej nowego arkusza blachy zdążył cofnąć prawą dłoń – ciężki kloc metalu tłoczącego opadł na nią i zmiażdżył mu palce.
Znalazł się szpitalu. A tam amputacja palców, dość długie leczenie samej dłoni i wreszcie rehabilitacja. Miał dobrą opiekę i najbliższych przy sobie. A mimo tego zaczęły go nachodzić różne czarne myśli.
– Miałem – wspomina – nawet myśli samobójcze. Bo cóż tu teraz ze mną będzie? Do dotychczasowej pracy się nie nadawałem. Do innej pewnie bez sprawnej prawej ręki nikt także mnie nie weźmie. Czyli jestem do niczego i nikomu nie będę już potrzebny. A być tylko ciężarem w domu? Nie, tego sobie zupełnie nie wyobrażałem. Byłem załamany.
Na szczęście lekarz prowadzący jego przypadek odbył z nim wiele rozmów, przekonując, że nie musi być tak, jak myśli. W końcu poza niedowładem dłoni i kikutami palców jest jeszcze silny i zdrowy. Ponadto ma przecież sprawną lewą rękę. Trzeba tylko chcieć – podpowiadał. Panie Januszu, głowa do góry!
Uwierzył. Wziął się w garść, co było tym łatwiejsze, że w FSC przyjęli go serdecznie i dali drobną pracę w kontroli jakości detali. Niestety, FSC niebawem rozwiązano. Znowu pozostał bez żadnego zajęcia. I wtedy, podobnie jak kilku innym niepełnosprawnym, pomógł mu Krzysztof Chudy, prezes lubelskiego Zakładu Obróbki Mechanicznej, mieszczącego się w jednej z dawnych hal FSC. W 2006 roku przyjął go do pracy, dając mu stanowisko przy maszynie, przy której jego niepełnosprawność nie stanowi przeszkody.
– Istniejemy od 2002 roku – mówi Krzysztof Chudy. – Robiliśmy obróbkę mechaniczną odlewów odkuwek i konstrukcji spawanych. Dostarczaliśmy komponenty do produkcji samochodów osobowych i dostawczych. M.in. Fiata w FSO. Obecnie gro produkcji to oprzyrządowanie dla przemysłu metalowego na rynku: Polski i Niemiec. Ale robimy też do Austrii i Anglii korpusy do koparek. Mamy obrabiarki konwencjonalne, używane jako maszyny pomocnicze, i obrabiarki sterowane numerycznie do produkcji podstawowej. I na takiej właśnie pracuje pan Stefaniuk. Jesteśmy z jego pracy zadowoleni.
Maszyna o dwóch niewielkich boksach. W każdym z nich metalowy bęben z uchwytami. Pan Janusz bierze w lewą rękę niewielki kwadrat z otworami, który w efekcie ma służyć jako przycisk uszczelki. Wkłada go do pierwszego bębna i pokręcając specjalnym kluczem, dociska uchwyt. To samo robi w drugim bębnie. Po czym zamyka metalowe drzwi i wewnątrz już maszyna, sterowana numerycznie, wykonuje odpowiedni szlif. Potem tylko wyjąć te elementy, sprawdzić ich jakość, założyć kolejne i chwilę poczekać. Praca absolutnie nieuciążliwa i bezpieczna. I nie wymaga obu sprawnych rąk. Trzeba mieć tylko, jak Janusz Stefaniuk z dawnych lat pracy w FSC, nabyte doświadczenie w podstawowej obsłudze takich urządzeń.
– Dzięki temu, że nasz prezes dał mi stanowisko, na którym mogę pracować, stanąłem na nogi i zacząłem inaczej myśleć – stwierdza. – Otworzyłem się na świat. Poczułem i czuję, że jestem jeszcze potrzebny i nie jestem jednak taki do niczego. Siedem lat już pracuję. Czyli się sprawdzam. Co mi daje praca poza zarobkiem? Ot, choćby to, że po tylu latach tu przepracowanych coraz częściej przestaje się odczuwać, że jest się niepełnosprawnym. Gdybym nie miał tej pracy, to by było o wiele gorzej.
Obecnie można powiedzieć, że jest nawet o wiele lepiej niż sobie na początku zakładał. Bowiem nie tylko sobie, ale i innym pomaga. Jego bliski kolega, który stracił nogę, do niedawna był kompletnie załamany. W sumie nie chciało mu się żyć. Stefaniuk był jednak uparty i tak długo mu tłumaczył, podając przy tym siebie jako dobry przykład, że wreszcie kolega podjął pracę. Drobną i w miarę swoich możliwości, ale zawsze.
– Mam teraz z tego powodu wielką satysfakcję – podkreśla. – A to wszystko jest wynikiem tego, że sam uwierzyłem w siebie i czymś się zająłem, zamiast, jak wielu w podobnych sytuacjach, schować się w domu czy też w narożniku ulicy.
Janusz Stefaniuk ma dla innych niepełnosprawnych swoje hasło: Ludzie, nie załamujcie się i bądźcie tacy, jacy byliście przed kalectwem. Jak będą chęci, to i praca się znajdzie.
I ma niewątpliwie rację.
Maciej Skarga