fbpx

Lubelszczyznę widzę bogatą

24 maja 2014
Komentarze wyłączone
700 Wyświetleń

IMG_9039O naturalnym bogactwie Lubelszczyzny, jej potencjale przemysłowym i wizji gospodarczej regionu oraz o tym, jak w biznesie przydaje się nauka jeżdżenia na nartach ‒ z Mirosławem Tarasem, nazywanym „cudotwórcą z Bogdanki”, biznesowym strategiem i nowo mianowanym prezesem Kompanii Węglowej SA rozmawia Grażyna Stankiewicz.

 

– Rozmawiamy w przededniu objęcia przez Pana nowej funkcji. Kompania Węglowa SA to największa spółka węglowa w Europie, ale nie zapowiada się, że nowy angaż będzie łatwy i przyjemny. Tysiące pracowników, problemy ze związkami zawodowymi, konieczność gruntownej restrukturyzacji. Na co to wszystko Panu?

– To dla mnie osobiste i zawodowe wyzwanie – skomplikowane sytuacje i adrenalina, jaka temu towarzyszy. Ale to nie tylko gra. To też świadomość czysto ludzkiej odpowiedzialności. Zapowiadana na przykład konieczność zwolnienia tysiąca pracowników to tak naprawdę ciężar pozbawienia pracy czterokrotnie większej ilości osób. To ogromna strata zarówno właśnie w ludzkim, jak i gospodarczym wymiarze. Wymaga trudnych negocjacji ze związkami zawodowymi. Więc jeśli jest to konieczne, trzeba to zrobić, ale z ludzką twarzą. Tak widzę swoją rolę w Kompanii. Niestety wiem, że nałożą się na to układy polityczne. Opozycja zawsze wykorzysta każdą problematyczną sytuację, żeby uderzyć w koalicję rządzącą. To niestety psuje polskie życie polityczne i gospodarcze. Zdaję sobie sprawę, że każdy mój krok będzie wykorzystywany przeciwko mnie i zapewne prędzej czy później zapłacę głową za konieczne zmiany. Pytanie „kiedy?” jest tym wyzwaniem…

– Nie obawia się Pan tak otwarcie o tym mówić? To nie sprzyja zdobywaniu poparcia, które Panu zapewne się przyda na nowym stanowisku.

– Nie.

IMG_9060– Powiedział Pan, że pańskie życie zatacza krąg. Po maturze wyjechał Pan z Lublina na studia na Akademię Górniczo-Hutniczą, potem dostał Pan pracę w kopalni na Śląsku, później wrócił na Lubelszczyznę. Teraz ponownie wyrusza Pan na Śląsk. Chciał Pan zostać górnikiem? Tak po prostu?

– W szkole średniej miałem kolegę, który pojechał pracować na Śląsk. Kiedy przyjeżdżał do Lublina, opowiadał mi, jakie tam są możliwości. Dla mnie, chłopaka z tzw. Polski B, ubogiej Lubelszczyzny, Śląsk wydawał się ziemią obiecaną. Zacząłem myśleć o górnictwie jako o zawodzie, który mógłbym wykonywać. Pojechałem w wakacje zobaczyć, jak ten Śląsk wygląda naprawdę. To był szok. Jakby zupełnie inna cywilizacja. W górnictwie zarabiało się duże pieniądze i można było coś za to kupić. Gierek dopieszczał branżę pod każdym względem. Ale w tym samym czasie na Lubelszczyźnie rozpoczęły się pierwsze wiercenia i czułem, że to właśnie jest przyszłość.

– Najpierw studia, potem praca w kopalni Sośnica w Gliwicach, w końcu przez wiele lat Bogdanka, którą już, jako jej prezes, z powodzeniem wprowadził Pan na giełdę. Pańskie wizje związane z rozwojem górnictwa na Lubelszczyźnie znacznie różnią się od koncepcji regionu o charakterze głównie rolniczym, turystycznym i usługowo-uczelnianym.

– W pokładach lubelskiego węgla, teraz również dzięki złożom gazu łupkowego,

naukowym potencjale, jaki ma Lubelszczyzna i niesamowitej dynamice mieszkańców regionu, którzy potrzebują pracy i mają ciąg do bogacenia się, można osiągnąć to, co miało miejsce na Śląsku. Skok cywilizacyjny. Takie projekty snuły jeszcze władze przedwojennej Polski, czyli plany powstania Centralnego Okręgu Przemysłowego, gdzie w oparciu o złoża naturalne mogłyby powstawać i rozwijać się zakłady przemysłowe. W województwie lubelskim pokłady węgla kamiennego i gazu łupkowego mogą stać się zaczynem takiego okręgu przemysłowego. To może dać Polsce nowy napęd i zabezpieczy nasze potrzeby. Ale przede wszystkim da nam bezpieczeństwo energetyczne. W każdym państwie istnieją fundamenty, na których opiera się obrót gospodarczy tego kraju i które dają mu ekonomiczną suwerenność. Tak jak krwioobieg w organizmie, w gospodarce to jest infrastruktura transportowa, łączność, system bankowy, czyli obieg pieniądza, edukacja. To w końcu energetyka i bezpieczeństwo energetyczne kraju, które zawsze oparte są na jakimś miksie surowcowym. W Polsce dominujący udział w tym miksie ma i będzie mieć węgiel. Ten węgiel z Lubelszczyzny. Świadomość tego towarzyszy mi od bardzo dawna. Dlatego zabiegałem o inwestycje w Bogdance. Dlatego widzę takie perspektywy i szanse rozwoju regionu. Wiem też, że jest to bardzo ważne z uwagi na interes Polski.

– Lubelski węgiel kamienny rzeczywiście wzbudza spore zainteresowanie. Kompania Węglowa, której z końcem kwietnia został Pan prezesem, zamierza zbudować tu kopalnię. Podobne plany mają Australijczycy.

– Wcale się temu nie dziwię. Menedżerowie obu firm, planując takie inwestycje, podzielają po prostu mój punkt widzenia na temat szans i możliwości, jakie tkwią w naszym regionie. Zasoby surowcowe, w tym przypadku węgla kamiennego, niski stopień zurbanizowania terenu, kapitał ludzki zdeterminowany na sukces pozwalają planować tu inwestycje wydobywcze na dużą skalę. Australijczycy, jeśli otrzymają koncesję wydobywczą w 2016 roku, w 6 lat później mogą już uruchomić kopalnię o rocznym poziomie wydobycia ok. 7 mln ton węgla. To oznacza ok. 2–3 tysiące nowych miejsc pracy w samej kopalni i jeszcze ok. 10 tysięcy w firmach z tzw. otoczenia kopalni. Podobne efekty może przynieść inwestycja Kompanii Węglowej na Lubelszczyźnie. Jedno i drugie przedsięwzięcie widzę właśnie jako zaczyn do powstania nowego Centralnego Okręgu Przemysłowego w naszym regionie.

– Po co powielać Śląsk? Jedna Bogdanka nam nie wystarczy?

– Nie, bo konieczny jest efekt skali. Budowa nowych kopalni na Lubelszczyźnie i eksploatacja złóż surowcowych przyniesie geometryczny przyrost wartości w każdym aspekcie i w każdym obszarze społeczno-gospodarczego życia regionu. Mamy ku temu przesłanki. Lubelszczyzna jest tym miejscem, gdzie złoża węgla zalegają w tak dobrych warunkach górniczo-geologicznych, że eksploatacja tego węgla jest bardzo tania. I na tej bazie, na tych 4 miliardach zasobów, można zbudować odpowiednią ilość kopalń i zakładów przemysłowych, które będę koegzystowały, tworzyć okręg przemysłowy, gdzie będzie się produkowało to, co najistotniejsze w energetyce – paliwo. To jest właśnie wielki potencjał Lubelszczyzny. Pamiętajmy też, że to praca nie tylko dla naszych mieszkańców. Ludzie z całej Polski będą tu przyjeżdżać w poszukiwaniu pracy. To będą również impulsy do powstania nowych ośrodków badawczo-rozwojowych, innowacji, opracowania i wdrażania nowoczesnych technologii.

IMG_9097– Ile czasu na to potrzeba?

– Pierwszy zalążek, jak wspomniałem, już jest. To kopalnia węgla kamiennego w Bogdance, w której miałem okazję pracować i doświadczyć tego, że można stworzyć bardzo dobrze zorganizowane przedsiębiorstwo za stosunkowo niewielkie pieniądze. Kopalnie buduje się ok. 4 do 5 lat od momentu uzyskania koncesji. Gdyby zezwolono na postawienie nawet tylko tych dwóch kopalni, poza Bogdanką, to byłby już dobry początek dla przyszłego okręgu gospodarczego. Takie przedsięwzięcia wymagają przecież obsługi, a więc mogłyby powstać firmy służące górnictwu i rozwijać mogłaby się nauka i instytuty przemysłowe, które pracowałyby dla potrzeb górnictwa. Czas na powstanie takiego okręgu to 15–20 lat.

– Mimo wszystko wydaje się to za proste. Gdzie jest haczyk?

– Bo do tego potrzebna jest też polityka ochrony wartości, jaką jest węgiel jako paliwo i surowiec energetyczny. Tymczasem obserwuję bezmyślne poddawanie się doktrynie, z którą zdecydowanie się nie zgadzam, uznającej węgiel jako paliwo szkodliwe i wyrządzające straty w przyrodzie. Twierdzenie, że emisja CO2 powoduje efekt cieplarniany, jest co najmniej na wyrost. Nie zdobyło nawet uznania większości naukowców, którzy zgodnie podkreślają, że 96% emisji dwutlenku węgla pochodzi z przyrody, a jedynie 4% emisji spowodowana jest działalnością człowieka. To nie ludzie mają więc dominujący wpływ na zmiany klimatu na ziemi. O takich danych trzeba uczciwie informować, a nie przemilczać w imię chorej ideologii. Nawet gdybyśmy przestali oddychać, pozbawili życia wszystkie zwierzęta, to i tak nadal przyroda sama będzie regulowała klimat na ziemi. I o tym trzeba głośno mówić.

– Jeden przeciwko większości. Naprawdę jest Pan przekonany, że mandat europosła może zmienić bieg trwającej od wielu lat kampanii informacyjnej, poskromić lobbystów i ograniczyć wysokość środków przeznaczanych na działania związane z propagowaniem redukcji emisji dwutlenku węgla?

– Światem rządzi pieniądz. W związku z tym instytucje finansowe, które rządzą światem, nie są zainteresowane, by mówić prawdę. Na straszeniu efektem cieplarnianym zarabia się ogromne pieniądze. Społeczeństwo boi się czegoś, co może będzie realne za 5 tysięcy lat. Z tym zastraszaniem jest jak z kapłanami egipskimi, którzy grozili, że jak lud nie zapłaci podatków, to słońce zniknie z nieba i zapanuje ciemność. Techniki manipulacji i ogłupiania ludzi nie zmieniły się od tysiącleci.

– A odnawialne źródła energii? Stają się coraz popularniejsze, również na Lubelszczyźnie. Projekty z tym związane dostają krociowe dofinansowania z UE.

IMG_9055– To jedna wielka hucpa. W tzw. OZE pakowane są olbrzymie pieniądze różnego rodzaju dotacji. Bez tych środków wytwarzanie energii ze źródeł odnawialnych byłoby całkowicie nieopłacalne. Rozumiem, że cały ten proces ma na celu promocję nowych technologii, które w przyszłości mogłyby zastąpić dotychczasowe kopalne surowce energetyczne. Ale forma, w jakiej jest to realizowane, sprowadza się dzisiaj do napełniania kieszeni garstce wytwórców, którzy skutecznie wykorzystali właśnie lobbystów i część naukowców, czyniąc z nich kapłanów egipskich. Gdyby te same środki zainwestowano w rozwój technologii opartych na węglu, w tym np. podziemnego zgazowywania węgla, gwarantuję, że mielibyśmy już dziś najtańszą i najczystszą energię.

– Określenie „Cudotwórca z Bogdanki” i pańskie nazwisko od lat stosowane są wymiennie. A może jednak skuteczny menedżer w pakiecie z wiedzą i doświadczeniem oraz rodzajem wizjonerstwa, bez którego to wszystko by się nie udało.

– Bez przesady. Takie określenie pojawiło się tylko raz w jednej z gazet i było chyba redakcyjnym żartem. Natomiast rzeczywiście, lata spędzone w górnictwie nauczyły mnie widzenia procesów czy to wydobywczych, czy biznesowych, czy społecznych w perspektywie co najmniej kilku lat do przodu. W tej branży nie można inaczej. Pracując w kopalni Bogdanka, z dzisiejszej perspektywy można uznać, że proponowane przeze mnie rozwiązania były jakimś rodzajem wizjonerstwa. Byłem dyrektorem handlowym i obserwowałem, co dzieje się z rynkiem węglowym i jak funkcjonuje kopalnia. Później zostając jej szefem, miałem świadomość, że LW Bogdanka będzie miała równie trudno, jak inne kopalnie na Śląsku. Rynek fluktuuje, koszty stałe są coraz wyższe, a po okresie koniunktury na pewno będzie flauta. Uznałem, że jedynym sposobem przeciwdziałania będzie innowacyjność procesów technologicznych i technicznych oraz skala produkcji – zwiększenie wydobycia, ograniczenie zatrudnienia, rozwój firmy i agresywne wbicie się w rynek, który już wówczas zaczął się kurczyć. Kiedy wchodziliśmy na giełdę i tłumaczyłem inwestorom i analitykom giełdowym w Warszawie i Londynie, że to jest istota rozwoju Bogdanki, to patrzyli na mnie z niedowierzaniem.

– Niektórzy nadal nie dowierzają. Nie brakuje zdecydowanie negatywnych opinii. W komentarzach internetowych można sporo ciekawych rzeczy dowiedzieć się o Panu i pańskich koncepcjach.

– Nie czytam niczego, co o mnie piszą. Na forach internetowych za dużo jest frustratów i osób, które na tym biznesie się nie znają. Staram się zachować dystans i pewnego rodzaju czystość intelektualną, w której nie ma miejsca na chore emocje. To daje mi wewnętrzną siłę, pozwalającą zmierzać do wyznaczonych celów. Bez przystanków po drodze. Nawiasem mówiąc, wydaje mi się, że jest to dobry sposób na życie.

– Zarządzanie kopalniami to przede wszystkimi zarządzanie wieloma tysiącami pracowników. To jedna z trudniejszych umiejętności w biznesie. Ma Pan osobistego coucha?

– Nie mam żadnego coucha, choć było nim samo życie i ludzie, z którymi pracowałem. Ich sposób zarządzania i funkcjonowania, umiejętności, które mogłem podpatrywać i z których mogę korzystać. A więc najlepszym trenerem są życie i osoby, które umieją odnieść sukces. To z nich należy brać przykład, czerpać z ich doświadczenia i twórczo adaptować do zmieniającej się rzeczywistości. Jeżdżę na nartach i to całkiem dobrze, choć nigdy nie miałem nauczyciela. Ale postanowiłem, że tak długo nie będę wjeżdżał na górę wyciągiem, tylko wchodził z nartami, dopóki nie nauczę się dobrze jeździć. Jak już byłem na górze, to patrzyłem, który narciarz zjeżdża najlepiej i jeździłem za nim, naśladując go. I to jest właśnie ta życiowa nauka. Człowiek jest zwierzęciem, które jest w stanie nauczyć się wszystkiego, tylko musi brać przykład z najlepszych. Jeśli chodzi o współpracę z innymi, to oczywiście najlepiej jest mieć wokół siebie takie osoby, które się zna i wie, co oni sobą reprezentują.

W pewnym sensie sprawną, skuteczną i lojalną gwardię, a tak naprawdę współautorów tego, co sam robię i osiągam. W Kompanii Węglowej jest zatrudnionych 55 tysięcy pracowników i trudno liczyć, że wszyscy zostaną gwardzistami w drodze do wyznaczonego celu. Ale każdego z nich należy szanować, trzeba próbować zdobyć ich zaufanie i przekonać do swoich planów. Każdy ma w sobie jakiś potencjał i możliwości. A ja muszę umieć to wykorzystać.

– Dziękuję za rozmowę.

Foto Krzysztof Stanek

 

Komenatrze zostały zablokowane