O tym, jak media wpływają na nasze postrzeganie rzeczywistości, w jaki sposób są konstruowane programy informacyjne oraz o tym, co wynika z odcięcia się od energii elektrycznej z prof. dr. hab. Piotrem Francuzem rozmawia Klaudia Olender, foto Jakub Borkowski
– Neuronauka, psychologia eksperymentalna, wyobraźnia kinestetyczna czy perspektywa neuropoznawcza. To dziedziny i zjawiska, którymi Pan się zajmuje, jednak dla laika to pojęcia zbyt skomplikowane. Co się za nimi kryje?
–Najogólniej zajmuję się relacją pomiędzy różnymi stanami umysłu a tym, co oferuje nam współczesny świat w sferze mediów. Żyjemy w określonej kulturze, oglądamy filmy, telewizję, mamy telefony komórkowe, kupujemy płyty, słuchamy radia, wykorzystujemy cały stuff różnego rodzaju obiektów i sposobów komunikowania. Wszystkie te zjawiska są obecne nie tylko w świecie, ale przede wszystkim w naszych umysłach. Ludzki umysł jest pewnego rodzaju programem biologicznego narzędzia, jakim jest mózg. Na przykład, jeżeli ja mówię teraz do pani, to jakieś części mojego mózgu pracują w inny sposób niż wtedy, kiedy nie mówię. Jeśli myślę czy patrzę, to jest analogicznie. Choć nie wiemy dokładnie, jaka jest zależność, to zakładamy, że istnieje taki związek. Ten nasz mózg jako narząd biologiczny rozwijał się w toku ewolucji przez wiele milionów lat. To proces ciągły i trudno ustalić początek naszego „ja”, który pozwala nam dzisiaj się komunikować, rozmawiać o ideach. W związku z tym, że ewolucja trwa tak długo, ten biologiczny narząd, który generuje nasze myśli, jest podstawą doświadczania świata i z całą pewnością jest przygotowany do tego wszystkiego, co go do tej pory kształtowało, do życia w jaskini lub innych naturalnych warunkach. W swoich badaniach staram się zmniejszać wpływ czynnika kultury, związanego m.in. z naszymi preferencjami, czyli to, że np. bardziej lubimy impresjonistów niż kubistów, bo to jest modne. Jeżeli z zachowania człowieka próbuję zdjąć warstwę kultury, to tylko po to, żeby zajrzeć, co dzieje się niżej. A niżej jest właśnie mózg, który zawsze jakoś reaguje. Powstaje więc pytanie: jak? Na tym to polega.
– Porównując dzisiejszego człowieka nawet z tym z XIX wieku, to świat mediów jest totalną nowością.
– Wszystko zależy od tego, jakie ustalimy kryteria czasu. Załóżmy, że przyjmujemy perspektywę najdłuższą, przy mediach audiowizualnych będzie to mniej więcej 150 lat. Ale jeśli weźmiemy pod uwagę obraz jako formę przedstawiania, pewnego rodzaju medium, to możemy mówić o 30 tysiącach lat, może nawet więcej, a może mniej, właściwie to przestaje mieć większe znaczenie, bo w kontekście całej ewolucji są to tylko jakieś krótkie okresy czasu. Media mają taką cechę, która jest bardzo typowa dla funkcjonowania umysłu – wytwarzają światy niemożliwe. Niemożliwe w tym sensie, że nienaturalne. Takie światy, które możemy sobie tylko wyobrazić. Jeżeli rzeczywistość jest tym, w czym tkwimy, np. tu i teraz siedzimy przy stole, to dość łatwo możemy sobie wyobrazić, że np. film przeniesie nas w zupełnie inny świat, otworzy nowe możliwości.
– Czyli dzięki mediom wkraczamy w jakieś inne uniwersum?
– Ja nie lubię takich dużych słów, można mówić o tym prościej. Na przykład bardzo lubię oglądać programy popularnonaukowe, uwielbiam podróże, obserwować życie ludzi, specyfikę innych kultur. W łatwy sposób nagle znajduję się w rzeczywistości mi nieznanej, oglądam ją z zupełnie nowej perspektywy i staje się to moim doświadczeniem jako wspomnienie. Oczywiście dość specyficznym, bo mnie tam nie ma. Tym niemniej mogę o tym komuś powiedzieć, przeprowadzić na ten temat wykład, mogę się czegoś nauczyć o życiu gdzie indziej, ale nie jest to takie doświadczenie, że ja tam byłem, dotknąłem, zaznałem zapachu, bo nie mogę podjąć tam żadnej aktywności. Ponieważ dużo podróżuję, widzę wyraźnie różnicę między tym, co to znaczy być na pustyni, a jak to jest widzieć pustynię w telewizji, próbować ją zrozumieć przez świat wirtualny 3D. Wydaje się, że te media, o których mówimy, w odróżnieniu od doświadczenia świata w naturze, są uboższe. Te pierwsze mają jedno lub dwuwymiarowość, podczas gdy te drugie są wielowymiarowe i multisensoryczne. My, psychologowie, i wszyscy ci, których badamy i o których myślimy, jesteśmy zanurzeni dokładnie w tej samej zupie mediów.
– Jak w tej zupie nauczyć się pływać, żeby nie utonąć?
– Mamy z tym ogromną trudność i przede wszystkim nie potrafmy się do tego zdystansować. I jest postęp, który nie liczy się z człowiekiem albo liczy się tylko pod jednym względem – wciągnięcia tego człowieka jeszcze głębiej. Jak kiedyś kupowano telewizor, to przede wszystkim chodziło o to, żeby w ogóle było widać coś na ekranie. Dzisiaj jeśli ktoś zdecyduje się na telewizor, to może wybrać 62 cale, 2 metry przekątnej, 4k, z ultra HD, żeby nie zobaczyć piksela. A tak naprawdę, z punktu widzenia producentów takiego sprzętu, chodzi o to, żeby mózg przestał odróżniać to, co jest w reality, świecie, w którym tkwimy, od świata wyobrażonego. Jest w tym coś fascynującego.
– A może to ucieczka w uproszczenie od bezpośredniości kontaktu. Może po prostu nie radzimy sobie z emocjami, z rozmową, nie potrafimy się skupić na drugim człowieku?
– Nie wiem, czy ucieczka, myślę, że jest to coś znacznie ważniejszego. Spróbujmy sobie wyobrazić taką sytuację, że jedziemy na koniu. Wokół nas jest step, wysoka trawa, która dotyka nasze stopy tak, że koń w niej prawie płynie. Z pozoru nie jest to trudne zadanie. A teraz wyobraźmy sobie, że jest to film. Dzięki technologii mamy ofertę 4D. Możemy włączyć wentylator, żeby poczuć wiatr, ruchy fotela umożliwią nam odczucia kinestetyczne. Być może to nie jest to, ale my jesteśmy na początku tej drogi, która umożliwia nam wejście w ten świat. Najciekawszy jest ten związek. Przed chwilą mogliśmy sobie wyobrazić, że stało się to naszym doświadczeniem, że przeżyliśmy to w jakimś sensie, używając wyłącznie naszej wyobraźni.
– Wystarczy, że sobie coś wyobrazimy, nie musimy się o nic martwić. Nakładamy specjalne okulary i wyruszamy w wirtualną podróż na koniu.
– Skutkiem takich sytuacji jest zwolnienie z myślenia. Nic nam się nie stanie, przestaniemy tylko myśleć.
– Czyli uzależniamy się od mediów.
– Uzależniamy się dlatego, że ludzki umysł ma coś takiego, co w wersji eleganckiej nazywa się ekonomią poznawczą, a w wersji mniej eleganckiej po prostu lenistwem. Mamy taką cechę, która sprawia, że jeżeli możemy czegoś nie robić, a wiemy, że łatwiej uzyskamy podobny efekt, to tego nie robimy. Możemy pójść do kina i idziemy tam po to, żeby do naszej głowy bez wysiłku trafił jakiś nowy rodzaj doświadczenia. Te dwa światy się uzupełniają, jest jedno „ale”. W momencie, kiedy ten zewnętrzny świat, właśnie takiego medium, zaczyna być w nas, to my nie jesteśmy już sobą. Przestajemy być kreatywni, zawiesza się nasza wyobraźnia i stajemy się 100% odbiorcami. W kontekście ewolucji jest to zjawisko niebezpieczne. Za chwilę będziemy wykonawcami czyichś myśli, które zostaną nam wtłoczone do głowy. Na nasze życzenie zresztą. Przewidywało to już wielu, np. podobną sytuację mamy w pierwszej części „Matrixa” Wachowskich.
– I w filmie „Equilibrium”, pisał też o tym Huxley w „Nowym wspaniałym świecie”, a w terminologii Deborda to „społeczeństwo spektaklu”. To, co kiedyś było wyobrażeniem, po raz kolejny staje się rzeczywistością.
– To nie chodzi o straszenie. My sobie musimy zacząć uświadamiać, że tego typu procesy zachodzą w głowach pojedynczych osób, a w dalszym planie kształtują specyfikę całego społeczeństwa. Chodzi o głowę pani, moją, każdą. Możemy sądzić, że jesteśmy wolni, a jesteśmy ubezwłasnowolnieni, jeśli mówimy o kontekście media – ludzki umysł. Proszę zauważyć, czy nie fajnie byłoby pójść do kina tylko dlatego, że sprawia nam to przyjemność, tak jak jedzenie czekolady. Później możemy zrobić switch i powiedzieć: okej, teraz ja chcę coś wymyślić. Ale tu jest problem, wielu ludzi nie ma tego przełącznika, bo oferta mediów jest bardzo bogata i w tym sensie uzależniająca. Ludzki organizm przez miliony lat przygotował się do różnych mega ekstremalnych sytuacji i dzięki temu wytworzył sobie różne mechanizmy, m.in. wyobrażeniowy, który pozwala przetrwać.
– Można powiedzieć, że wyobraźnia jest naszym mechanizmem obronnym.
– Oczywiście, wyobraźni nie mamy po to, żeby fantazjować, tylko, żeby przeżyć. A co się dzieje teraz? Wyobraźmy sobie epokę postmedialną, gdzie mamy scenę z „Roku 1984” Orwella. Wszyscy w jednym rzędzie jak automaty. Czy oni przetrwają? Nie mają żadnych szans. Zaczynamy dochodzić do pewnych fundamentalnych kwestii dotyczących kondycji ludzkiej. To właśnie wyobraźnia jest najważniejszym mechanizmem, który czyni nas ludźmi, bo potrafimy wyobrazić sobie czyjąś perspektywę, możemy przywidywać przyszłość i zawczasu próbować ją zmieniać.
– Jak najlepiej stworzyć w telewizji informację dla odbiorcy? Jaka jest strategia wyboru odpowiednich wiadomości, ich kolejności?
– Przede wszystkim telewizyjny program informacyjny nie jest programem do przekazywania informacji. To jest rozrywka. Jeśli chcemy dowiedzieć się, co zrobić, żeby informacje były bardziej zrozumiałe, to musimy sobie odpowiedzieć na pytania: o co chodzi, czy ludzie muszą być informowani o czymś, dlaczego to jest ważne, żeby ktoś coś wiedział? Jeśli zaczynamy rozmowę o mediach, to musimy rozpocząć ją od intencji, ponieważ to ona określa powody i cele, dla których pojawia się komunikat w mediach. Ich konsekwencją są decyzje, co ma iść, a co nie, i w jaki sposób ma być zrobione w programie. W dużym stopniu program informacyjny zawiera wiadomości, które mają kontekst polityczny. Chodzi o to, żeby ludzi do czegoś przekonać, bo za trzy lata będą kolejne wybory. Proszę zobaczyć, co dzieje się teraz. Ta radykalna zmiana od czasu, kiedy PiS przejął władzę, w stosunku do tego, co było poprzednio, jest widoczna we wszystkich mediach. Ale czy fakty się zmieniły? Zmieniło się medium i jego właściciel, a więc i intencja. Media są na usługach władzy. Druga kwestia to kontekst komercyjny. Kategoria prime time dotyczy przede wszystkim czasu wydań głównych programów informacyjnych, wtedy bloki reklam są najdroższe. Nie chodzi o to, żeby ta informacja objaśniła nam świat, ona ma zatrzymać naszą uwagę.
– Co zrobić, żeby zatrzymać widza, żeby nie uciekł do innej stacji i wrócił do nas następnego dnia?
– Jest parę sztuczek. Np. budujemy jakieś story. I w kolejnych wydaniach dzienników mamy historie takie jak w telenoweli, którą możemy kontynuować, np. co słychać w świecie przestępczym albo co tam w drogówce. Dzięki temu widz zastanawia się, co się zdarzy, jaki będzie ciąg dalszy. Ludzie lubią wiedzieć, co się dzieje, w związku z tym włączą program znowu. I im gorzej, tym lepiej. Mamy w mediach mnóstwo wiadomości, które mówią nam, jak bardzo jest źle.
– Dlaczego tak wiele osób nie rozumie przekazywanych wiadomości?
– Ale czy ich rozumienie ma tu jeszcze jakiekolwiek znaczenie? Jeżeli chcemy, żeby ktoś nas zrozumiał, to mówimy do niego prostym językiem, bo on ma tę własność, że buduje komunikację. Kiedyś robiłem badania nad językiem mediów i okazało się, że w programach informacyjnych jest to pewnego rodzaju hybryda naukowo-potoczna. Łączy w sobie takie formy komunikacji, które powodują, że ktoś, kto tego słucha, na ogół nie wie, o co chodzi. Używa się trudnych słów, jest mnóstwo skrótowców, liczb, nazw, nazwisk, różnej specjalistycznej terminologii. Wystarczy posłuchać notowania giełdowe.
– Ale przecież są osoby, do których to jest adresowane bezpośrednio, które cały dzień czekają na informacje giełdowe.
– Jeśli są to faktyczni odbiorcy, to można wysłać im SMS-a. Budżet telewizji, zwłaszcza publicznej, to jest ogromna masa pieniędzy i jeśli tę masę pieniędzy podzielimy przez ilość czasu emisji, to zobaczymy, ile będzie kosztować 10 sekund. I nagle okazuje się, że w programie telewizyjnym znajdujemy całe godziny, które niczemu nie służą. Jest taki program telewizyjny „Rybka śpi”, on przynajmniej nie udaje, że jest tam coś więcej niż śpiąca rybka.
- – A radio?
– A dlaczego w radio stosuje się technikę wycinania oddechów? Żeby wcisnąć więcej treści. Jeśli upakujemy zbyt dużo wypowiedzi w krótkim czasie, to odbiorca nie będzie w stanie tego wszystkiego wyłapać. Po to są kropki, pauzy, oddechy, czasem trzeba zwolnić mówienie. Nasza myśl podąża bardzo szybko, czasem wypowiadamy ją z pewną gwałtownością, np. podczas kłótni. W „Nagiej małpie” Desmond John Morris pisze, że gdyby ludzie kłócąc się, nie wypowiadali żadnych sensownych słów, tylko warczeli na siebie z dużą intonacją, to efekt byłby taki sam. To pokazuje, jak ważną rolę odgrywa sposób komunikowania się, w tym znaki przestankowe, usuwanie ich zmniejsza możliwość zrozumienia komunikatu. Ludzki umysł niestety nie zdążył jeszcze wykształcić mechanizmów do radzenia sobie z takim światem. Żyjemy w pośpiechu, a media odgrywają ważną rolę w nakręcaniu tego tempa, w budowaniu aspiracji.
– To są niebezpieczne zabawy, wielu ludzi tego nie wytrzymuje.
– Jeszcze 20 lat temu depresja była traktowana jako choroba psychiczna, coś wyjątkowego. Dziś urosła do rangi choroby cywilizacyjnej, co najgorsze, śmiertelnej. Dlaczego nagle ludzie zaczęli mieć coraz więcej problemów ze sobą, dlaczego coraz bardziej lecą w dół? Może właśnie istnieje związek czasowy pomiędzy rozwojem nowych technologii, wzrostem tempa życia, tego, co nam daje cywilizacja, a frustracją, lękiem i depresją. Byłem wiele razy w Afryce i za każdym razem zastanawiałem się, czy to jest dobre, że ci ludzie wchodzą w nasz europejski świat. Wydaje mi się, że ta cała technologia niszczy tamten świat i staje się źródłem cierpień tamtych ludzi.
– I zabija autentyczność. My już nie mamy szansy powrotu to tamtego świata.
– Nie ma szans. Nie ma odwrotu, tylko pozostają pytania, co z tego wynika. Musimy się ostro wziąć do roboty i rozważać możliwe scenariusze. Tego nie zrobią za nas potentaci medialni.
– Może gdyby tak wysadzić wszystkie korki na świecie, wtedy zostalibyśmy odcięci od energii.
– Takie sytuacje zawsze mogą się wydarzyć, ale są do rozwiązania w krótkim czasie. Problemem zasadniczym jest to, co dzieje się w głowach ludzi. Mam nadzieję, że człowiek sobie z tym poradzi, tak jak poradził sobie ze zlodowaceniem czy suszą. Nauczy się z tym żyć i jeśli okaże się, że ta cała koncepcja technologicznego zamknięcia człowieka w wirtualnym świecie upadnie, to dostosuje się do innych warunków. Wierzę, że jest jakiś przetrwalnik w nas. To być może jest daleka perspektywa, ale jeżeli spojrzeć na czas, w którym tkwimy, to te pytania są szczególnie dramatyczne. To tak, jakbyśmy nagle znaleźli się w dżungli, pewnie próbowalibyśmy sobie jakoś poradzić, ale trudno przewidzieć, czy to by nam się udało.
– Tak jak osoby z dżungli nie odnalazłyby się w tej naszej „dżungli mediów”.
–Teraz już wymiera pokolenie tych nieprzystosowanych do mediów. Ja mam niebywałe szczęście mieć doświadczenie świata bez mediów albo w dużym ich ograniczeniu i świata teraz. I stale ta zmienność mnie fascynuje. Na co dzień mam kontakt ze studentami, z ludźmi młodymi, którzy kompletnie nie mają pojęcia, co to znaczy świat bez telewizji, bez radia, bez telefonu komórkowego…
– Jest jeszcze Internet. Podobno wystarczy kilka godzin surfowania w Sieci, żeby nasz mózg przestawił się na inny odbiór informacji.
– Mózg się nie przestawia zasadniczo. Oczywiście tworzą się nowe połączenia neuronalne, które pozwalają nam się dostosować do nowych sytuacji, ale zasadniczo jest taki sam, jak przed tysiącami lat. Zaczynamy sobie jakoś radzić z tą sytuacją, korzystając z tego dobrodziejstwa, bo niewątpliwie jest to rzecz godna uwagi. Dzisiaj, jak ktoś chce się czegoś dowiedzieć, to Internet jest znakomitym medium, które mu to umożliwia. Ale ma też pewne uwarunkowania i w gruncie rzeczy niewiele różni się od TV.
– Albert Einstein powiedział kiedyś, że „wyobraźnia jest ważniejsza od wiedzy”. Jak wygląda relacja pomiędzy wyobraźnią a procesem widzenia?
– Wszystko zależy od tego, jak zdefiniujemy te terminy. Można powiedzieć, że wyobraźnia to proces, ale też pewien dynamiczny magazyn naszych wspomnień, np. wizualny, wtedy mówimy o wyobraźni wizualnej. Mamy pewien katalog widoków, który wypełniamy w ciągu życia. Nabywając nowe widoki, korzystamy z zasobów pamięci wizualnej i w momencie kiedy spotykamy się ze światem, to w pierwszej kolejności sprawdzamy tę naszą wiedzę. Stale zatem jesteśmy zanurzeni w naszej osobistej historii.
– Z tego wynika, że nasze aktualne widzenie jest ograniczone tym, co widzieliśmy wcześniej.
– Jeżeli nabyłem jakąś wiedzę – widoki, to chowam je w magazynie wspomnień i w specyficzny sposób koduję. Mam ich mnóstwo i ciągle się do nich odwołuję. Te widoki, które nabyłem wcześniej, w momencie aktu widzenia teraz stają się najważniejsze. Bo jeśli coś widzę, to ten obraz ma pewne własności, które mogę dopasować do tych, które już znam, i wtedy dopiero mogę powiedzieć „aha, to jest to”. Nasze aktualne widzenie jest zawsze uwikłane w przeszłość. I w tym sensie wyobraźnia odgrywa rolę czynnika, punktu odniesienia do tego, co teraz, jest przetrwalnikiem widoków, wyzwala to, co odczuwamy jako widzenie. Ale wyobraźnia ma jeszcze jedną, ważniejszą funkcję, bo pozwala nam w sposób swobodny operować widokami i dzięki temu możemy wyobrazić sobie coś, czego nigdy wcześniej nie widzieliśmy, ale moglibyśmy zobaczyć. Na tym właśnie polega akt twórczy. Kiedy malarz tworzy dzieło, ma jakąś wizję, którą przekłada na płótno. Dodając kolejno plamy, układa je w kompozycję, która odzwierciedla obraz z jego głowy.
– Ale odbiorca takiej sztuki może zobaczyć coś zupełnie innego.
– To wszystko zależy od nabytych doświadczeń. Artysta, wytwarzając dzieło, odwołuje się do swojego magazynu doświadczeń, natomiast odbiorca korzysta ze swojej bazy widoków. Stąd mogą wynikać rozbieżności w interpretacji sztuki. Ale są jeszcze eksperci, którzy inaczej patrzą na kompozycję, dla nich treść ma znacznie mniejsze niż to, jak jest ona przedstawiona. A więc układy kontrastów, rozkłady cieni i jasności, punktów kompozycyjnych. Nie ma znaczenia, czy na obrazie jest czerwony autobus, ważne, że jest skontrastowany z czymś wokół niego oraz z innymi elementami ułożonymi w tle. Bardzo łatwo wyobrazić sobie odniesienie do dzieła w dwóch perspektywach: twórca – odbiorca, a pomiędzy nimi szyba-medium. Mniej wrażliwi na sztukę odbiorcy nie zwracają uwagi na tę szybę, a dla ekspertów to właśnie ona jest najważniejsza.
Prof. Piotr Francuz – psycholog, kierownik Katedry Psychologii Eksperymentalnej oraz Perception & Cognition Lab; dyrektor Instytutu Psychologii KUL; członek Komitetu PAN, stypendysta uniwersytetów amerykańskich i europejskich. W kręgu jego zainteresowań znajduje się m.in. problematyka rozumienia przekazów wizualnych oraz percepcji i wyobraźni wizualnej i kinestetycznej w perspektywie poznawczej i neuropoznawczej. Autor i współautor 150 publikacji, w tym 20 książek. Nagrodzony m.in. Nagrodą Teofrasta za najlepszą naukową książkę psychologiczną w roku 2013 (Imagia, w kierunku neurokognitywnej teorii obrazu) oraz wyróżniony tytułem Wykładowca Roku 2011, nadanym przez Parlament Studentów Rzeczypospolitej Polskiej.