Kurz, błoto, strome podjazdy i mnóstwo adrenaliny. To wszystko czekało na uczestników 11. edycji imprezy offroadowej Trial 4×4 Politechnika Lubelska.
Pomysł na organizację zawodów powstał w 2002 roku w głowie dr inż. Leszka Gardyńskiego z Politechniki Lubelskiej. W założeniu miała skupiać pasjonatów jazdy terenowej zarówno na poziomie amatorskim, jak i profesjonalnym. Dzięki temu na zawodach można zobaczyć samochody terenowe niepoddane niemal żadnym przeróbkom oraz specjalnie przygotowane i zabezpieczone pojazdy do głębokich przepraw. Organizatorzy, którymi są Studenckie Koła Naukowe Inżynierii Materiałowej i Samochodziarzy oraz Automobilklub Lubelski, dbają ponadto każdego roku o urozmaicenie tras. Zawodnicy pojawiali się więc do tej pory m.in. na terenach Lubelskiego Klubu Jeździeckiego oraz na Górkach Czechowskich.
Na arenę zmagań w tym roku wybrano błotniste pole pod Ciecierzynem.
Impreza rozpoczęła się tuż po godzinie dziewiątej rano, ale już od świtu grupa kilkudziesięciu zapaleńców szykowała swoje samochody do startu. Zaplanowano trzy próby, z których dwie były terenowe, a jedna ze względu na święto odzyskania niepodległości – strzelecka.
Pierwsza z nich polegała na pokonaniu czterech kilkumetrowych wzniesień. Po starcie szybko okazało się, że zawodników czeka nie lada wyzwanie. Już pierwsza załoga nie była w stanie pokonać podjazdu, doprowadzając samochód, a zwłaszcza silnik, do granic możliwości. Przewagę zdobyły więc pojazdy z dużym zapasem mocy oraz profesjonalnie przygotowanym i podniesionym zawieszeniem. Inne samochody po prostu „wieszały się” na szczycie wzniesienia. Żaden z zawodników nie został jednak bez wsparcia. Na ratunek w pierwszej kolejności ruszali kibice, a później najmocniejsze samochody innych zawodników.
W trakcie tej próby z zawodów odpadła jedna załoga. Podczas podjazdu na ostatnie wzniesienie przedni napęd w aucie odmówił posłuszeństwa i samochód przewrócił się na dach. Uszkodzenia były na tyle poważne, że zawodnicy zakończyli swój udział w rajdzie. Jednak nikomu nic się nie stało, również dzięki zabezpieczeniom, w jakie wyposażyła swoje pojazdy spora część kierowców. Specjalne klatki bezpieczeństwa montowane wewnątrz pojazdu mają za zadanie wzmocnić konstrukcję auta, tak aby chroniło kierowców przed nieprzewidzianymi sytuacjami. Co ciekawe, mimo że podobne zabezpieczenia stosowane są w rajdach samochodowych, podczas tej imprezy można było znaleźć pojazd z klatką bezpieczeństwa zamontowaną na zewnątrz karoserii, co świadczy o dużo wyższym ryzyku uszkodzenia auta.
Kolejna próba również nie pozostawiła na kierowcach i ich samochodach suchej nitki, także w sensie dosłownym. Szerokości około dwóch i długości kilku metrów „rynna” z błotem skutecznie zatrzymała pierwszych amatorów błotnej kąpieli. Jedynie kilka załóg pokonało przeszkodę bez trudu. Większość kierowców również tutaj potrzebowała pomocy kolegów. Nieodzowne więc oprócz umiejętności poruszania się w niepewnym terenie okazały się wyciągarki zamontowane w samochodach. Żaden z uczestników nie odważył się również pokonywać błotnej przeszkody bez tzw. snorkela, czyli rury odchodzącej od maski aż do samego dachu, którą powietrze dostaje się do silnika. Bez tego zamiast powietrza zostałaby wciągnięta woda, co skończyłoby się bardzo kosztownym remontem jednostki napędowej. Próba ta dostarczyła zawodnikom oraz kibicom wiele frajdy. Niektórzy mimo kilkukrotnych niepowodzeń wciąż próbowali pokonać błotnistą przeszkodę, ku uciesze kibiców, których zresztą poczęstowali błotnym prysznicem.
Kolejną edycję imprezy można uznać za udaną, mimo że prawie każda załoga musiała zmagać się z wieloma problemami na trasie. Ale przecież właśnie TO najbardziej kochają fani offroadu.
Tekst i foto Krzysztof Stanek