fbpx

Wszyscy jesteśmy ze wsi

5 sierpnia 2021
1 386 Wyświetleń

W jednym z wywiadów udzielonych polskiej prasie David Lynch powiedział, że lubi przyjeżdżać do Polski. Wśród wymienionych przezeń powodów jeden był dość zaskakujący. Otóż, Polacy są bardzo wymieszanym narodem. Kiedy p. David jest w Łodzi i wsiada do tramwaju, widzi tam ludzi, których aparycja mogłaby świadczyć o ich pochodzeniu z wielu różnych stron, czasem bardzo odległych. Jednak wszyscy oni są Polakami. Najczęściej z dziada pradziada… Tyle Lynch. Ktoś może powiedzieć, że przesadził. Przecież nie tylko do naszego kraju przybywały kolejne migracyjne fale i nie tylko nasze ziemie były przez wieki bezpiecznym azylem dla wielu osób zagrożonych prześladowaniem. I nie tylko naród polski jest istnym genowym koktajlem. A jednak! Popatrzmy na osoby chociażby z grona naszych znajomych. Myślę, że uświadomimy sobie prawdziwość słów słynnego reżysera. Czy można powiedzieć, że istnieje stereotypowy polski wygląd, tak jak można mówić o stereotypowym wyglądzie południowym czy skandynawskim (kłania się Erling Haaland)?

Idę o zakład, że wiele osób wypiera myśl, że mogą być potomkami przybyszy z obcych stron. Wszak wzrośli w przekonaniu o swej odwiecznej polskości. A skoro mowa o polskości – to również o nieodłącznym jej składniku, czyli tożsamości sarmackiej. Każdy z nas ma przodka, który walczył pod Wiedniem, mieszkał w dworku i wychodził każdego ranka na podparty kolumnami ganek, by, oparłszy ręce na biodrach przepasanych pasem słuckim, podziwiać wschód słońca. Tymczasem, wedle przedwojennych badań statystycznych, jeszcze w latach 30. zdecydowana większość ludności II RP mieszkała na wsi. Chłopi stanowili ponad połowę społeczeństwa. Co z tego wynika? Każdy z nas nosi w sobie chłopskie geny. Wszyscy jesteśmy chłopami z pochodzenia, tyle że ciężko nam się do tego przyznać. Nasz dyskurs na wielu płaszczyznach, przede wszystkim historycznej, zdominowała narracja szlachecko-ziemiańska, a polskie serce zostało owinięte we wspomniany pas słucki. Na dodatek przyspawano doń na trwałe husarskie skrzydła, i tak sobie to polskie serce funkcjonuje, w sztucznie wykreowanej atmosferze wyjątkowości. Przesadzam? Bynajmniej. Do takich wniosków doprowadziła mnie wieloletnia obecność na różnych forach i grupach dyskusyjnych. Chłopska narracja jest czymś na kształt tzw. herstorii. Niewtajemniczonym wyjaśniam, że termin ten jest grą słowną, wywodzącą się z języka angielskiego, gdzie zaimek „his” oznacza „jego”, a „her” – jej. Pojęcie to ukuto w latach 70. na fali feminizmu i oznacza ono dzieje opisywane z perspektywy kobiecej, która to, jak dowodzono, była w dotychczasowej nauce traktowana po macoszemu. Niezależnie od tego, jaki jest nasz stosunek do feminizmu (który sam w sobie jest niejednolity i podzielony na wiele nurtów), to nie sposób odmówić słuszności zwolennikom (zwolenniczkom) narracji herstorycznej. Ile osób wie, że w czasie bitwy pod Trafalgarem wiele dział na brytyjskich okrętach było obsługiwanych przez kobiety? No właśnie. Także i na lubelskim gruncie jest sporo do nadrobienia. Tyle wspaniałych postaci kobiecych, ważnych dla naszego miasta, dopiero czeka na odkrycie!

Podobnie rzecz się ma z narracją chłopską. Ona aż prosi się o chłopstorię, by w końcu wyjść z cienia wąsatego Sarmaty. Polska wieś i jej kultura, jeśli się dotychczas pojawiała, to raczej w wersji przestylizowanej, ocierającej się czasem o mimowolną karykaturę. Weselne „chłopskie stoły” zastawia się obficie tłustym bigosem, smalcem i kiełbasami, które to frykasy większość chłopów widziała od wielkiego dzwonu, jeśli w ogóle. Z kolei folklor jako inspiracja dla artystów też nie jest niczym nowym. Co więcej, polska ludowość jest bardzo doceniana za granicą. Znajoma z Włoch, skrzypaczka, opowiadała mi, jaki entuzjazm wywołał „Oberek” Grażyny Bacewicz, zagrany przez nią na końcowym egzaminie w mediolańskim konserwatorium. David Bowie, znalazłszy się w roku 1976 w Warszawie, kupił płytę „Śląska”. Inspiracje „Helokanami”, autorską kompozycją Hadyny, słychać na nagranym rok później albumie „Low”. Inny przykład: pochodząca z 1972 roku płyta Skaldów „Krywań, Krywań”, pod względem artystycznym bywa stawiana na równi ze słynnym, wcześniejszym o trzy lata debiutanckim krążkiem King Crimson „In the Court of the Crimson King”. I to bynajmniej nie przez polskich znawców tematu! Obecnie zaś Kapela ze Wsi Warszawa, już od prawie ćwierćwiecza gra koncerty na wszystkich kontynentach, z wyjątkiem Antarktydy, będąc multum razy oklaskiwaną na stojąco przez wielotysięczną publiczność, mentalnie i kulturowo odległą od naszej ludowości.

Podobnych przykładów można przytoczyć wiele. Powiedzmy jednak szczerze. Za artystyczną inspiracją naszym folklorem, z jego całą unikatowością i pięknem, nie kryje się przeważnie głębszy zamysł nad polskim chłopstwem jako warstwą społeczną. Ono dopiero czeka na odkrycie w swoim wymiarze historycznym i społecznym. Pierwszy krok każdy może wykonać już dziś. Zapraszamy do Muzeum Wsi Lubelskiej.

Tekst i foto Agata Witkowska

Zostaw komentarz