Nałęczów jest znany niemal każdemu. Nie tylko ze swojego sanatoryjnego charakteru i wybitnych postaci polskiej literatury, co w tej historii nieco pozostaje w tle. Nałęczów to również społeczność pięknych, dojrzałych wiekiem i doświadczeniem osób, które wzięły udział w niezwykłym projekcie.
Przy herbacie w „Ewelinie”
Nazwa Klubu Seniora „Jesienni Entuzjaści” doskonale oddaje naturę bohaterek tej opowieści. Ich wolę działania, odwagę realizowania marzeń mimo przeciwności losu i stanowcze postanowienie, aby właściwie wykorzystywać czas. Panie regularnie spotykały się w klubie przy Nałęczowskim Ośrodku Kultury i właśnie tam narodził się pomysł, aby podzielić się wspomnieniami o życiu w swojej „małej ojczyźnie”. Projekt „Szuflada Pamięci. Nałęczów we wspomnieniach ocalonych od zapomnienia” związany jest z barwną opowieścią o społeczności Nałęczowa i okolic. Chętni do wspomnień seniorzy spotkali się z koordynatorką projektu Katarzyną Jóźwik, popularna lubelską polonistką już na emeryturze, która Lublin zamieniła na Stary Gaj, gdzie założyła fundację SADownia, by opowiedzieć o czasach swojego dzieciństwa, młodości i dojrzałego wieku i stworzyć wyjątkowy obraz miasta widziany przez pryzmat ich osobistych historii. Spotkania odbywały się w siedzibie ośrodku kultury, w siedzibie fundacji w Starym Gaju oraz w kawiarni „Ewelina”.
Łąki, pola, wojna
Pierwszą bohaterką tego tekstu uczynię panią Annę Poniatowską. Jej mąż Władysław pochodził z okolic Nałęczowa. Ona sama urodziła się na Wschodzie (Ukraina), dzieciństwo przeżyła w Niemczech (Bawaria), a młodość na Ziemiach Odzyskanych i dopiero „odwiedziwszy wszystkie strony świata”, zamieszkała w Nałęczowie. Przez wiele lat pracowała jako nauczycielka. Obecnie realizuje dwie pasje: pszczelarstwo i literaturę faktu. W jednej ze swoich książek „Gorzki smak dojrzewania” opisała swój świat utracony – lato, malownicze łąki i pola, świat natury, która nie zwracając uwagi na trwająca wojnę, żyła swoim rytmem. Taką właśnie cudowną letnią pogodą cieszył się pan Władek, przyszły mąż pani Anny, gdy wraz z kolegą bawili się, zadowoleni z czasu wolnego od szkoły. Wojenna rzeczywistość przypomniała jednak o sobie, gdy chłopcy wybrali się miejscowości Szczuczki. Niemcy zorganizowali zasadzkę, zwabiając mężczyzn do budynku folwarcznego, w który uderzyli ogniem z armatek. Około 70 osób zginęło. Chłopcy uratowali się przez przypadek. Brutalność człowieka dała o sobie znać wśród piękna przyrody. Ale we wspomnieniach pani Anny jest też sympatyczne zdarzenie sprzed wojny, jak wycieczka uczniów szkoły powszechnej do Nałęczowa. Na dzieciach duże wrażenie zrobił pomnik S. Żeromskiego położony w centrum nałęczowskiego parku, ale jeszcze bardziej zachwycił sam park. Zdumiało ich to, że ta część przyrody jest ogrodzona i zamykana na klucz. Oni po polach i łąkach mogli biegać swobodnie.
Lecząc serce
Nałęczów stał się przystanią również dla pani Marii Butowicz-Romualdi, repatriantki z Litwy, która do Polski przybyła w 1957 roku i jako młoda dziewczyna pracowała w Stoczni w Gdyni. Swoje pasjonujące życie opisała w „Opowiadaniach z litewskim życiorysem w tle”. Spokojną przystań odnalazła w Nałęczowie. Miasto przyciągnęło ją do siebie najpierw pięknem przyrody, by później zachwycić bujnym życiem literackim, artystycznym, rozmowami, które mogła prowadzić z nietuzinkowymi ludźmi. Jednak jej miłość do tego miejsca narodziła się w odpowiedzi na życzliwość mieszkańców Nałęczowa i jego okolic, jej sąsiadów, którzy „nie zamknęli swoich bram i drzwi przed innymi, słabszymi od nich”. Tych ludzi było setki, zawsze skłonnych do pomocy. To dla nich pani Maria przeznaczyła najcieplejsze słowa w swoich wspomnieniach. Z uznaniem mówi też o włodarzach za „pamięć o ludziach, leczących serce w Nałęczowie” i dbałość o tę spokojną przystań. Pani Maria docenia obecność tych, którzy nadal są, tęskni jednak za tymi, którzy odeszli „i już do nas nigdy nie wrócą, najwyżej w snach…”. Bodaj każdemu bliskie jest to doświadczenie, gdy sny stają się częścią wewnętrznego świata człowieka i nawet je można później wspominać. Tę osobistą rzeczywistość buduje wiele wątków, bardziej i mniej wyraźnych.
„Myśleć i działać, działać i myśleć”
Historie kolejnych trzech bohaterek łączy szczególne umiłowanie dla literatury, sztuki, pracy społecznej i dobrej rozmowy przy kawie. Panią Marię Przybyłko, emerytowaną stomatolog, miasto-ogród oczarowało przyrodą, ale znalazła w nim również, jak to ujęła, wiele aspektów radujących jej wrażliwą duszę. Osiedliła się tu w latach 70. Oferta kulturalna Nałęczowa była wówczas rzeczywiście wyjątkowo bogata. Pani Maria, obecna Pani Prezes Klubu Seniora „Jesienni Entuzjaści”, najmilej wspomina koncerty, zarówno muzyki poważnej, jak i lekkiej, operetkowej. Wielokrotnie gościła tu Lubelska Filharmonia, a także Jerzy Maksymiuk ze swoją orkiestrą. Występowali znani aktorzy jak Krystyna Janda, Daniel Olbrychski czy Wojciech Siemion. Panią Marię z zachwycały też wspaniałe Bale Sylwestrowe w Sali Koncertowej Pałacu, gdzie pojawiały się panie „w pięknych toaletach, panowie we frakach, doborowa orkiestra, pyszne dania!”. Ponadto Nałęczowski Ośrodek Kultury był miejscem wspaniałych corocznych Międzynarodowych Festiwali Pianistycznych. To jedne z wielu kulturalnych atrakcji Nałęczowa, o których można się dowiedzieć z „Szuflady Pamięci”.
Z kolei Maria Kozak to typ działaczki, wieloletnia nauczycielka języka polskiego w Liceum Ogólnokształcącym im. Stefana Żeromskiego w Nałęczowie, inicjatorka kreatywnych pozalekcyjnych zajęć (oddaje część zasługi ówczesnym uczniom, pełnym wyobraźni i pasji, z którymi tak wiele można było zrobić, m.in. teatr i kabaret młodzieżowy.) W swoich wspomnieniach przywołała myśl J. W. Goethego „Myśleć i działać, działać i myśleć – oto suma całej mądrości. Jedno i drugie musi w życiu niby wdech i wydech być w wiecznym ruchu”. Ta maksyma przyświecała założycielom Nieformalnej Grupy „Kreatywni” w 2015 roku, wśród których była pani Maria Kozak. Dwunastu społeczników zainicjowało m.in. podwieczorki literackie w kawiarni „Ewelina”, słynnej już wcześniej z wydarzeń o charakterze kulturalnym. Zasada jest prosta „Jeśli ludzi to interesuje – przychodzą”. Co istotne Kreatywni nawiązali współpracę z nałęczowskimi szkołami, ponieważ chcą łączyć pokolenia. Pani Maria ma niespożyte siły – działa też w Towarzystwie Przyjaciół Nałęczowa oraz grupie teatralnej „Młodzi Duchem”.
I trzecia miłośniczka kulturalnych, a szczególnie artystycznych wydarzeń, to pani Izabella Novotny, która prowadzi Kawiarnię – galerię „Jaśminowa”. Jest też członkinią zarządu Lokalnej Organizacji Turystycznej „Kraina Lessowych Wąwozów” oraz współautorką i wydawcą publikacji poświęconych miastu m.in. „Oblicza Nałęczowa”. Obecnie prowadzi blog, co warte podkreślenia, przeznaczony nie tylko dla seniorów. Po latach pracy w holenderskim koncernie Philipsa szukała oazy spokoju, piękna, ale też bogatego życia kulturalnego. Wybrała Nałęczów, a może to on ją wybrał, gdyż jako argument przywołuje przede wszystkim „genius loci – dobry duch miejsca”. On pozwolił jej zrealizować marzenia, które narastały od lat. „Kiedy zamieszkałam w jaśminach odczułam nieprzepartą chęć udostępnienia tego cudownego miejsca tym wszystkim, którzy tak jak ja potrafią docenić jego nieprzeciętny urok, panującą tu harmonię i porządek rzeczy”. Tak powstała kawiarnia przy ulicy Zygmunta Chmielewskiego i tak później pojawiła się plenerowa galeria fotografii współczesnej, przy której narodzinach, tu kolejna ciekawostka, główną rolę odegrała wizyta w galerii pod gołym niebem w Prowansji. Pani Izabella nie miała „ani pleneru, ani takich pieniędzy, ani zaprzyjaźnionych artystów”, a jednak osiągnęła cel. Wykorzystała do tego zalesione zbocze swojej działki i oczywiście żelazną wolę działania.
Kroniki entuzjazmu
Działania klubu „Jesienni Entuzjaści” są skrupulatnie notowane. Kilka kronik spisała pani Sabina Seroczyńska-Kozuba, która życie Nałęczowa śledzi również okiem aparatu fotograficznego. Ona też nie oparła się urokowi tego, jak go określa bałamuta Nałęczowa. Na szczęście to biała, a dokładnie zielona magia. Można powiedzieć, że pani Sabina zakochała się w Nałęczowie od pierwszego wejrzenia, gdy jako studentka podróżowała wraz z rodziną do Lublina. Zatrzymali się wówczas w parku w Nałęczowie. Jego piękno zadecydowało o szybko podjętym postanowieniu. Pani Sabina obiecała sobie, że po przejściu na emeryturę zamieszka w Nałęczowie. Słowa dotrzymała. Teraz pisze i publikuje artykuły w „Gazecie Nałęczowskiej” i „Głosie Nałęczowa”. Zamieszcza tam także fotografie. Została członkinią Stowarzyszenia Polskich Mediów. Działa również w Klubie Rękodzieła „Ziemianka”. Pani Sabina Seroczyńska-Kozuba daje przykład aktywności godny pochwały, a jednocześnie jest delikatną damą w pięknej pastelowej toalecie, kapeluszu i minetkach na dłoniach, wydaje się ucieleśnieniem kulturalnego, wysublimowanego życia Nałęczowa.
Muzyka z otwartego okna
Pani Helena Broniewska gra na pianinie i wbrew temu co ktoś może zaraz pomyśleć, nie jest to zasługa edukacji z dziecięcych czy młodzieńczych lat. Z zawodu jest pielęgniarką. Wiele lat przepracowała w Uzdrowisku Nałęczowskim. W Nałęczowie mogła realizować swoje zainteresowania jako aktywna słuchaczka koncertów i uczestniczka wydarzeń artystycznych. Szczególnie miło wspomina te z Pałacu Małachowskich. Na urzeczywistnienie marzenia o grze na pianinie przyszedł czas, gdy przeszła na emeryturę. Nie było łatwo. Pani Helena na początku była zakłopotana, znalazła się bowiem wśród dzieci ogniska muzycznego w Nałęczowskim Ośrodku Kultury. Na szczęście otuchy dodała jej kierowniczka ośrodka p. Bogusława Gałat. I tak się zaczęło. Nauczyciel gry dał Pani Helenie nuty z popularnymi piosenkami, ale nauka przy tym materiale nie powiodła się. Przyniósł jej wobec tego coś trudniejszego, nuty z Walcem J. Brahmsa, pewny, że mają materiał na cały rok. Po tygodniu bardzo zaskoczony usłyszał jak jego uczennica gra gra Walca bezbłędnie. Potem były utwory F. Chopina, R. Schumanna, C. M. von Webera. Pani Helena zwierzyła się, że zaniedbała ostatnio swoją pasję z przyczyn zdrowotnych, zawodzi kręgosłup, bolą ręce. Nie mogła jednak porzucić swojej pasji, ponieważ „nie zgodziła” się sąsiadka. Zresztą nie ona jedna słyszała graną przez panią Helenę muzykę. Sąsiadki szczególnie chętnie słuchały muzyki dobiegającej z otwartego okna w ciepłe dni, siedząc na ławce. Nasza pianistka obiecała więc jak to ujęła „wziąć się za siebie” i czynić dalsze postępy.
Ach, to życie
Ile osób, tyle życiorysów, dobrych i trudnych wspomnień. Nie dowiem się tego z podręczników. A historie tworzą przecież ludzie Emocje, uczucia zapisują w duszy dużo trwalej. Dzięki „Entuzjastkom” z Nałęczowa emocje, uczucia zapisuja w duszy dużo trwalej.
Wzruszenie, radość, także ogromna tęsknota, żal za upływającym czasem i w końcu poczucie, że to, co ukochane, nie jest stracone na zawsze. To delikatna materia, choć jednocześnie niezniszczalna, o ile ją ochronimy.
Ale to również opowieść o wielkiej energii życiowej. Bohaterki, mimo nierzadko trudnych przeżyć, cały czas działają na sto procent. Decydują się na nowy zawód w nowym miejscu, rozwijają swoje osobiste pasje, animują życie towarzyskie i kulturalne, są blisko ludzi i dla ludzi. A to wszystko dzieje się w Nałęczowie.
Projekt cieszy się dużym zainteresowaniem. Już wiadomo, że będzie dalszy ciąg. Okazuje się, że tytułowa szuflada jest nieustannie otwierana.
W materiale zostały wykorzystane cytaty i zdjęcia pochodzące ze strony https://szufladapamieci.pl/