BARBARA OD GOTYKU
Aksamitna spódnica do ziemi, bo jak mówi, gotki lubią chodzić w długich czarnych. Do tego ulubiony gorset na zamek i żakiet z rozkloszowanymi rękawami. Czerń akcentuje tajemniczość i silny charakter. Takich kreacji nie powstydziłby się nawet John Galliano. Eleganckie, autorskie, niepowtarzalne. Widać wypracowane jakość i styl. Długi ognisty warkocz i równo przystrzyżona grzywka, delikatnie wystająca spod czarnego kapelusza. Na nogach wysoko wiązane black Bronxy. Odpowiednio dobrane dodatki – srebrne pierścienie, kolczyki, wisiory, koronkowe rękawiczki. A kontrastowo do stroju minimalistyczny makijaż, w którym soczysta czerwień ust podkreśla zielone kocie oczy. Czasami dochodzi jeszcze laseczka, wąska, srebrna z gotyckimi zdobieniami, ale to raczej na specjalne sesyjne okazje.
‒ Właściwie to zawsze ubierałam się trochę inaczej. Musiałam projektować sobie ciuchy, bo byłam szczupła i wysoka. Trudno było znaleźć coś na mnie, bo jak dobre na długość, to za szerokie, a jak dobre na tęgość, to przeważnie za małe. Zresztą, noszenie autorskich ubrań sprawia wiele radości, szczególnie kiedy ludzie zaczepiają na ulicy i pytają, gdzie mogą takie dostać ‒ opowiada 56-letnia Barbara Dumańska, projektantka i właścicielka Pracowni Krawieckiej Black Gothic.
WIEDŹMA Z SAN FRANCISZKÓW
Franciszków, mała wioska w powiecie lubelskim, obok Osmolic w kierunku Bychawy. Od przystanku w Strzyżewicach trzeba jeszcze przejść przez mały lasek, później już tylko prosto, asfaltówką do ostatniego domu po lewej stronie. Bramy strzegą dwa duże psy. Przestronny leszczynowy gaj, przed domem huśtawka i zadbany ogródek, a w nim truskawki, śliwka węgierka, winogrona na brzozie i fasola na świerkach. Na wsi, jak to na wsi, zazwyczaj źle postrzega się osobę, która wyróżnia się wyglądem, odstaje od innych. A jeśli, nie daj Boże, ubiera się na czarno, nie bywa w kościele i jest kobietą ‒ na pewno ma zadatki na wiedźmę lub czarownicę. Ludzie boją się tego, czego nie znają, ta niekonwencjonalność ich przerasta.
Kiedy sprowadziła się do Franciszkowa, od razu wiedzieli, że jest ateistką. Na prowincji widać wszystko jak na tacy. ‒ Mieszkam tu już od ponad 15 lat, a jeszcze w tamtym roku miałam wyrzuty od sąsiadki, dlaczego nie wpuściłam do domu księdza – śmieje się pani Barbara. – Mają mnie tu za wiedźmę. Nie jestem żadną satanistką, jestem ateistką! I to zmusza mnie do życia tu i teraz. Życia takiego, by nic nie przeoczyć i niczego nie żałować – dodaje. Pewnego dnia po powrocie z Castle Party w Bolkowie (najważniejszego święta polskich wielbicieli gotyku) pani Barbara wybrała się na czwartkowy targ. Zazwyczaj nosi jeden warkocz, ale wtedy uczesała się inaczej, tak festiwalowo, i tych warkoczy na głowie miała pięć. Podczas zakupów zaczepiła ją lokalna przekupka, zaczęła krytykować wygląd, fryzurę, całokształt „mrocznej stylówy”, że „taka stara baba i ubiera się inaczej”. Ale pani Barbara tak już ma, że gdy słyszy zaczepne komentarze, szybko reaguje ciętą ripostą. I przygasiła rozmówczynię, mówiąc, że „szlachta zawsze ubierała się inaczej”. Wieść się rozniosła i od tamtej pory Wiedźma stała się Szlachcianką.
CIEMNA STRONA MOCY
Przygoda z gotykiem rozpoczęła się, gdy syn Sebastian poszedł do technikum i zaczął ubierać się na czarno. – Dzięki niemu zainteresowałam się subkulturą gotycką, estetyką, muzyką, literaturą i filmem. Okazało się, że jestem gotką, tylko o tym wcześniej nie wiedziałam – wspomina pani Barbara, po czym dodaje, że tak naprawdę od zawsze fascynowały ją fantastyka i magiczność.
Kiedy była mała, chciała zostać archeologiem i grzebać w piramidach, później paleontologiem i wykopywać kości dinozaurów. Przez chwilę była również zauroczona astronomią. Lubiła wtedy literaturę popularnonaukową i powieści podróżnicze. Do dziś pamięta serię o Tomku Wilmoskim, jego przygody czytało się jednym tchem. Z kolei w czasach licealnych wciągnęło ją science fiction i horrory – Lem, Sawaszkiewicz, Zajdel, King, bracia Strugaccy czy taka klasyka, jak Wells i Lovecraft. I tak już zostało do dziś. Aktywnie uczestniczy w spotkaniach Cytadeli Syriusza, lubelskiego stowarzyszenia, skupiającego miłośników fantastyki. – Jestem chyba najstarszą członkinią Cytadeli Syriusza, należałam już w 1982 roku, kiedy urodził mi się syn, czasem zabierałam go ze sobą na spotkania – wspomina. Później wyprowadziła się z rodziną z miasta i nie uczestniczyła przez chwilę w życiu fantastycznym Lublina. Ale ta chwila nie trwała długo, bo pasja była silniejsza. Dalej zbiera plakaty związane z tematyką fantasy i ma nadzieję, że w końcu ta pokaźna kolekcja zawiśnie w jej krawieckiej pracowni lub w siedzibie Cytadeli Syriusza. Oprócz szkicowania projektów ubrań, maluje akwarelami. Próbuje sił w fotografii. Największą jej miłością jest jednak secesja, zbiera książki i albumy poświęcone sztuce i modzie, bywa na wystawach. Wraz z wnuczką bierze aktywny udział w plenerach fotograficznych wiktoriańskich i steampunkowych, lubelskich Lost Days, lata na ogólnopolskie zloty (tak, ma nawet miotłę!) i raz do roku odwiedza festiwal Castle Party w Bolkowie. Jeździ tam z mężem, chociaż on nie odważył się jeszcze wystąpić w mrocznej kreacji. Dzięki swojej pasji i pracy poznała wiele ciekawych osób z całej Europy, bo goci i steampunkowcy są przecież wszędzie.
MAGISTER INŻYNIER KRAWCOWA
Pani Barbara nie ma żadnego fachowego wykształcenia w zakresie projektowania i szycia odzieży. Jest samoukiem. Ukończyła organizację i zarządzanie na Politechnice Lubelskiej. Pracowała w lubelskich szwalniach, od stanowiska szwaczki po szefa produkcji, w prywatnych zakładach krawieckich, najpierw w Lublinie, później w Niedrzwicy. I to szycie jakoś powoli weszło w krew, stało się pasją. Później jej szwalnie przeniosły się na Ukrainę, niektóre zamknięto. Po likwidacji ostatniego miejsca pracy długo zastanawiała się, co dalej robić w życiu. Sprzedała mieszkanie w bloku, zakupiła kawałek ziemi i wraz z mężem przeprowadziła się do Franciszkowa. Dalej szyła ciuchy dla siebie, koleżanek i koleżanek koleżanek i cały czas zwiększała się lista chętnych do przymiarek. W końcu, w 2007 roku, założyła mikrofirmę Black Gothic. Pracownia znajduje się w domu – w pokoju duże lustro, szafy, koty, trzy maszyny do szycia, szpulki czarnych nitek i ozdobne materiały. Parapet zdobi kamienna czaszka i kolekcja zwierzęcych figurek, z okna widać sadzawkę i przydomowy lasek leszczynowy. Na ścianie przy krawieckim stole tablica, a na niej z precyzją nakreślone aktualne wzory ubrań. To tu powstają wszystkie projekty – gorsety, spódnice, mitenki, kapelusze, szale, welony czy inne wymyślne kreacje. Oczywiście w kolorze czarnym, chociaż ostatnio projektantka zrealizowała zamówienie na białe męskie koszule w stylu wiktoriańskim. W Lublinie środowisko gotyckie jest bardzo małe. – Pojawiają się osoby, które ubierają się gotycko na co dzień, ale jest nas mniej niż po tamtej stronie Wisły. Większość moich klientów pochodzi z Warszawy, Poznania, Wrocławia, są też Polacy, którzy wyjechali za granicę, i cudzoziemcy, którzy przyjechali do Polski – wylicza. Na półkach w jej pracowni mnóstwo albumów i publikacji o modzie secesyjnej, epoce wiktoriańskiej, o najświeższych trendach modowych. Kolorowe gazety w stylu „Burda”, „Bazar”, „Vogue”, „Avanti” czy „Fashion”, w końcu trzeba być na czasie. Zza książek wystają zdjęcia wnuczki i pokaźna kolekcja mocnej muzyki heavymetalowej. Z głośników wybrzmiewa Trójka, bo akurat prezentują składankę z Castle Party.
DOM ŚPIĄCYCH KOTÓW
Jak każda szanująca się Czarownica – ma koty. Czarnego i leniwego Taurusa, trzy młode wysterylizowane kociczki: Lexę, córkę Jaxy, siostry Zivę i Divę i 5-miesięcznego Tofika – kotka rozbójnika. Ten czarny śpi na maszynie, drugi pod sufitem na regale. Tofik spod szafki obserwuje nowo przybyłe osoby. A dwa dachowce, nieco bardziej rozbudzone, zaczepnie łaszą się do nóg stołu i miauczą, nawołują do głaskania. Później gardłowym mruknięciem „arrraułł” akcentują swoje kocie szczęście. Wyedukowane, znają się na tkaninach, małe arystokratki. Spały już na szyfonach, satynach, aksamitach, adamaszku, żakardach, sztruksie, tiulu czy koronkach. Nie przegryzają nitek, z zainteresowaniem doglądają kreatorskich poczynań swojej pani.
– W kotach fascynuje mnie ich stoicyzm i niezależność. Ktoś przyjechał do mnie, ja się cieszę, psy się ekscytują, a koty obserwują z wyraźnym dystansem. Jestem pewna, że długotrwałe przebywanie z kotem powoduje powolną tresurę człowieka. Daj żarcie, podaj mleko, oczyść kuwetę, otwórz drzwi – te komendy mam doskonale opanowane – wymienia pani Barbara.
A tam, gdzie koty, od razu pojawiają się dwa psy – wyżełka Tabiśka, przywieziona z ostródzkiego schroniska, i malamut Ursus, przygarnięty ubiegłej jesieni. Wystarczy magiczne zaklęcie właścicielki, a groźne spojrzenia „spode łba” zmieniają się w grymas psiego uśmiechu. Od razu widać, kto w tym domu rządzi.
ŻĄDAM POWROTU MATRIARCHATU
Oprócz organizacji licznych akcji na rzecz zwierząt, aktywnie wspiera działania kobiet w walce o równouprawnienie. Feminizm definiuje jako człowieczeństwo dla kobiet. Uczestniczy w Kongresach Kobiet w Warszawie i regionie. – Moje uczestnictwo daje poczucie siły i poparcia dla przedstawicielek Kongresu, one w moim imieniu podejmują działania. – Uważa, że środowiska katolickie chcą zepchnąć kobiety do roli matek i żon, bez prawa do głosu. – Myślę, że ustroje społeczne oparte na patriarchacie przeżywają swój schyłek. Kapitalizm jako ustrój kończy się, nie sposób utrzymywać ciągłego wzrostu gospodarczego. Pracowników zastępują maszyny, ale one nie będą konsumentami. Kontynuacja takiego stanu nie gwarantuje ludzkości godnego życia, bo człowiek jest towarem. Kobiety inaczej patrzą na świat i mają inny system wartości. Jesteśmy zdolne do zbudowania państwa dla obywateli bez niewolniczej pracy przez pół roku dla kraju. Żądam powrotu matriarchatu!!!
GOTHIC CHANEL LUBELSKIEJ HAUTE COUTURE
Takich strojów gotyckich, jak właścicielka Black Gothic, nie szyje nikt. Można powiedzieć, że jest monopolistką, szczególnie tu, na lubelskim mrocznym rynku mody. Ma swój styl, jest dobrze rozpoznawalna. Tam, gdzie się pojawia, od razu przyciąga uwagę, wyróżnia się w ciekawym stroju.
Idąc ulicą czy jadąc trolejbusem, słyszy szepty, że „pewnie to jakaś artystka”. – Właściwie to, co robię, jest moją pracą i pasją. Lubię się przebierać, chociaż bycie modelką w moim wieku, nawet amatorką, stanowi jednak pewien wyczyn – śmieje się. – W swoich wytworach chciałam przenieść klimat gotyku do ubiorów codziennych. Na siebie szyję wzory, testuję kreacje.
Największa życiowa inspiracja modowa to Coco Chanel. I w myśl idei, że „czerń będzie wieczna, bo to symbol władzy, seksu i luksusu ”, Black Gothic staje się powoli ikoną lubelskiej mrocznej haute couture. Obok francuskiej kreatorki, za mistrzów w tej dziedzinie pani Barbara uznaje Giorgio Armaniego, Johna Galliano, JP Gaultiera, Alexandra McQueena, Elie Saaba i oczywiście Karla Lagerfelda – mistrza nad mistrzami. Bardzo podobają jej się długie suknie na fiszbinach i gorsety stylizowane na modę wiktoriańską, baroku i secesji, a w stylu włoskim dopatruje się idealnego kroju, minimalizmu i lekkości. Najczęściej projektuje i szyje stroje, w których sama by chodziła, gdyby miała ok. 30 lat, na facebookowym fanpage’u uaktualnia modele i fasony. Lubi rekonstruować stroje historyczne, ale jej praca to nie tylko szycie. To często żmudne poszukiwania kroju w albumach z muzeów, zdobywanie tkanin, dodatków, koronek, guzików. Kiedy powstanie już taki strój, to jest to wielka satysfakcja. Oprócz kreacji stylizowanych na modę XIX-wieczną, Black Gothic szyje ubrania i dodatki dla zespołów heavymetalowych i estradowe stroje dziecięce, nawiązujące do bajkowego świata w konwencji fantasty. Niedawno jej dziecięce kostiumy w stylu staroegipskim zrobiły furorę w Bychawie, z kolei biała falbaniasta koszula wokalisty Bratrstvo Luny czy czarne kaptury lubelskiego Blaze of Perdition znane są już w całej Polsce. Są jeszcze kreacje steampunkowe, przy nich też uwalnia się wyobraźnia. – Ale prawdziwą moją pasją są stroje gotyckie: gorsety, fantazyjne spódnice, wymyślne żakiety. Oczywiście wszystkie w jedynym słusznym kolorze czarnym: czarnym-czarnym, czarnym z połyskiem, czarnym matowym, czarnym perłowym, czarnym błyszczącym, czarnym grafitowym, czarnym wyblakłym, czarnym z głęboką zielenią… –wymienia jednym tchem, szybko wtrącając, że moda, nawet gotycka, wymaga śledzenia trendów, dlatego cały czas poszukuje i kupuje książki związane z projektowaniem i historią mody.
BARBARA BARONOWA VEL SERPENTYNA
– Swoje pasje dzielę z wnuczką Mają, zaszczepiam w niej miłość do kapeluszy, torebek i butów na obcasie. Uczestniczy razem ze mną w plenerach fotograficznych wiktoriańsko-steampunkowych – chwali się pani Barbara. Mała ma sześć lat i już niezłą kolekcję stylowych kostiumów – pięć gorsetów, kilka wiktoriańskich płaszczyków i secesyjnych kiecek. Glany też są, ale na razie leżą w szafie, czekają, aż wnuczka do nich dorośnie. Pani Barbara szyje dla Mai repliki strojów ze starych XIX-wiecznych obrazów. Niestety nie kupiła jej lalek Monster High, bo ubiegli ją jej rodzice, ale za to, kiedy tylko może, zabiera wnuczkę na gotyckie zloty i steampunkowe sesje fotograficzne. A co wnuczka na tak czaderską babcię? – Maja uwielbia chodzić w moich butach, wszystkie moje kapelusze są przymierzane zawsze najpierw przez nią – opowiada pani Barbara.
Na lubelskich Lost Days stanowią rozpoznawalny duet. Na pierwszym zlocie, podczas spaceru przez Krakowskie Przedmieście ubrane w stylowe kreacje wywoływały niemałe zdziwienie. Ludzie podchodzili do nich, wyrażali zachwyty, mówili, że szkoda, że dzisiaj kobiety już tak się nie ubierają. Na drugich Lost Days Maja miała wiśniowy wiktoriański płaszczyk, jak z obrazu z 1820 roku. I zaraz po tym wydarzeniu przyszło zlecenie ze Szkocji na zaprojektowanie i uszycie dwóch kopii. Zeszłoroczna edycja, pod hasłem „Gangi Starego Lublina”, rozgrywała się na Starówce, była Barbara Baronowa vel Serpentyna i jej dwór – Baronia Czasu Herbu Cyderblat. Sesje zdjęciowe zrobiono m.in. w Zaułku Panasa, Zaułku Hartwigów i w podwórku kamienicy przy Zadorze. Na ostatnich Lostach wcieliła się w kobietę rzucającą nożami, całe szczęście mąż Leszek nie rozpoznał jeszcze w gorsecie swojej skórzanej kurtki zimowej. Z kolei rok temu podczas imprezy halloweenowej przebrana za starą wampirzycę straszyła ludzi spacerujących po galerii handlowej. – Zaczepiałam przypadkowe osoby i sepleniąc przez wampirze kły, pytałam: „Czy ma pan/pani krew RH- ?”. Jeśli ktoś nie był przygotowany na kły i soczewki, to łapał się za serce – wspomina z uśmiechem.
Jest jeszcze Falkon, tam też liczą się kreacje. W tamtym roku pani Barbara wcieliła się w Wiedźmę, miała prawdziwą miotłę z siodełkiem, rączkami, a w kapeluszu wczepioną prawdziwą czaszeczkę lisa. Wcześniej była Walkirią, przez dwa miesiące naszywała srebrne łuski na gorset.
CHCĘ NIĄ BYĆ, KIEDY DOROSNĘ
– Niestety, własny styl i indywidualność ciężko zachować w dorosłym życiu, które zmusza do unifikacji w miejscach pracy. Ale i w tak ekstremalnych warunkach można przemycić biżuterię, kamizelkę czy gorset pasujący do naszego stylu – zdradza artystka. Jej wyważony nonkonformizm stanowi dla wielu młodych lubelskich gotek i gotów wzór do naśladowania. Jest lubelską ikoną gothic woman, nadzieją, że można, mimo wieku, zachować swój styl. – Basia jest aktywną członkinią lubelskiego środowiska gotów, z większością gówniarzy, jak my, jest na „ty”. To niesamowita kobieta, ma więcej energii niż niejedna dwudziestka, ubiera się nawet lepiej niż większość dziewczyn. Ma fajną, dobrą osobowość, jest feministką, indywidualistką i chyba wszystkie lubelskie gociątka chciałyby wyglądać jak ona, kiedy będą w jej wieku – przyznaje Agata, jedna z lubelskich gotek. Fenomenu starszej koleżanki dopatruje się w kontestatorskim podejściu i odwadze, bo przecież ciężko jest zachować tę estetykę w każdej sytuacji w życiu, a pani Barbarze to się udaje. – Zawsze powtarzam, że chcę być nią, jak dorosnę! – z entuzjazmem w głosie wyznaje Emilla Camilla. Podziwia projektantkę za świetny styl na co dzień, pomysłowe projekty na imprezach, wyobraźnię i talent krawiecki. – Mam kilka rzeczy jej autorstwa: tych bardziej imprezowych (frak, wiktoriańska spódnica) i tych bardziej na co dzień, w rodzaju pin-upowej sukienki. Wszystkie uważam za perły mojej szafy! Pani Barbara coraz częściej zauważa, że rodzice gorzej traktują dzieci ubierające się w stroje gotyckie. Według niej świadczy to o kompletnym niezrozumieniu kultury gothic. Bo czy glany i krótka miniówka muszą od razu kojarzyć się z nierządem, a czarny strój z wyznawcą satanizmu? Takie stereotypowe opinie są krzywdzące, bo goci to ludzie z niezwykłą wrażliwością i wyobraźnią. Stanowią pewien zbiór indywidualności, pasjonatów muzyki, literatury czy filmu SF. I nieważny jest wiek w dowodzie, liczy się stan ducha. – Co dziwniejsze, to jakoś młodzież mnie akceptuje, chodzę z nimi na piwo, na dyskoteki, na koncerty i się doskonale bawię. I straszne to jest, że to tylko jestem ja, nie ma kobiet w moim wieku, które poszłyby na dyskotekę. – Udziela młodzieży porad, jak coś uszyć, jak przerobić, jak założyć firmę. Oczywiście zdarzają się też takie bardziej osobiste, w stylu „jak żyć”. Jest autorytetem?
– Pewnie za taką pompatyczność by się nam od Basi oberwało! – podsumowuje Agata.
Tekst Klaudia Olender
Foto Katarzyna Zadróżna