– Do połowy XIX wieku każdy zabieg operacyjny wiązał się z ogromnym bólem. Starano się go zmniejszyć, m.in.: hipnozą, podawaniem alkoholu, wyciągami z różnych roślin, konopiami indyjskimi oraz opium. Niestety nie były one skuteczne. Dopiero z pomocą przyszła anestezjologia
– To prawda. Poprzednio przez całe tysiąclecia ludzie albo umierali w trakcie chirurgicznych zabiegów, albo nie poddawali się jakiemukolwiek chirurgicznemu leczeniu, bo był strach, że się nie wytrzyma z powodu bólu. Wreszcie od dnia 16 października 1846 roku wszystko się diametralnie zmieniło. Wtedy to w szpitalu Massachusetts General Hospital w Bostonie William Morton podał choremu na sali operacyjnej eter. Ku zdziwieniu chirurgów chory ani drgnął w czasie zabiegu. Ponadto go przeżył, mimo tego, że operowano mu guza na szyi. Wydarzenie to w medycynie porównano nawet do wymyślenia przez ludzkość koła. To pierwsze skuteczne znieczulenie zdecydowanie bowiem wpłynęło na całą naszą cywilizację uwalniając ludzi od cierpienia, bólu i częstej w tych stanach śmierci.
– Anestezjologia zatem jest dość młodą dziedziną. Jej nazwę przyjęto od greckiego słowa: anaisthetos – nieczułość ciała, którego Platon użył w znaczeniu filozoficznym. A jak należy ją rozumieć w odniesieniu do medycyny?
– W swym wymiarze europejskim, a w tym również i w Polsce anestezjologia składa się z czterech elementów: podawania znieczulenia, intensywnej terapii, czyli ratowanie życia w stanie jego bezpośredniego zagrożenia, resuscytacji ( reanimacji) przywracającej czynności własne układu krążenia oraz walki z bólem.
– Ból dominuje w naszej psychice wywołując nie tylko strach w życiu codziennym, ale wręcz przerażenie w odniesieniu do wszelkiego zabiegu operacyjnego. Czymże zatem jest?
– Darem natury stworzonym po to, aby chronić człowieka przez zdolność do odczuwania fizycznego cierpienia. Towarzyszy nam od dnia narodzin. Z jednej strony ostrzega i dzięki niemu, np. po raz drugi nie wetkniemy palca do gorącego piecyka. A z drugiej pomaga w rozpoznaniu stanów chorobowych. Traci jednak swój pierwotny sens, gdy staje się niepotrzebnym cierpieniem i oczywistym jest, że należy go wtedy znieść
– Zwłaszcza, jak rozumiem, kiedy jest ostrym bólem operacyjnym.
– Tak. Tam zupełnie nie jest nam potrzebny.
– I wtedy należy pacjenta znieczulić, a nie uśpić, jak się potocznie określa ten stan w kręgach poza medycznych.
– Słuszna uwaga. Zauważmy, że w dzisiejszych czasach uwalniamy chorego od cierpienia bólu śródoperacyjnego w dwojaki sposób. W postaci znieczulenia tzw. regionalnego, przewodowego, lub też znieczulenia ogólnego dominującego przy zabiegach operacyjnych. W pierwszym z nich w sposób kontrolowany blokujemy na pewien okres czasu przewodnictwo nerwowe tak, że pewna część ciała jest absolutnie bezbolesna. Zachowujemy jednak świadomość pacjenta, który nie śpi. W drugim zaś środki jakie są w nim podawane choremu, poza uwolnieniem go od samego bólu wywołują także inne reakcje organizmu: zniesienie odruchów i automatyzmów, które występują w reakcji na ból oraz wprowadzają go w sen.
– W znieczuleniu ogólnym, które trwa czasem nie kilka, a nawet kilkanaście godzin, ktoś musi jednak cały czas dbać o utrzymanie podstawowych funkcji życiowych chorego.
– I tym kimś, przede wszystkim, jest właśnie anestezjolog, który w dzisiejszych czasach nie ogranicza się wyłącznie do podawania znieczulenia. Mój nauczyciel uczył mnie i ja się z tym absolutnie zgadzam, że w momencie, gdy chory jest w pełni znieczulony, zapada w sen i traci możliwość kontrolowania własnego dobrostanu my przejmujemy obowiązek nadzorowania jego bezpieczeństwa. Bezbronny, cierpiący, obnażony człowiek kładzie się na stół i musi zaufać jakiejś osobie, która będzie broniła jego interesów. Mówiąc brutalnie chirurgia, żeby pomóc musi zaszkodzić. Musi okaleczyć, przeciąć skórę i dostać się do narządu. Wywołuje przy tym u chorego różne reakcje, które mogłyby być tragicznymi dla niego, jeśli anestezjolog nie zadba o jego dobro w każdym wymiarze. Żeby go nie bolało, żeby nie cierpiał psychicznie, czyli spał i żeby nie poruszał się na stole. Światowe Towarzystwo Anestezjologii na swoim sztandarze wpisało w herbie: czujność i bezpieczeństwo. I to jest nasza zasada.
– Czy to znaczy, że w trakcie operacji jeśli z pacjentem dzieje się coś niedobrego anestezjolog może powiedzieć operatorowi, proszę przerwać?
– Ma obowiązek. W dzisiejszych czasach takie sytuacje zdarzają się o wiele rzadziej niż w poprzednich latach, ale bywają. Niekoniecznie są zawinione przez zespół lekarzy. Jeśli jednak mogą niekorzystnie wpłynąć, nie na znieczulenie, lecz na ogólny stan chorego wtedy operacje przerywamy.
– I operator się z tym zgadza? Przecież niemal tradycyjnie zakłada się, że na stole operacyjnym o wszystkim decyduje wyłącznie ten, który nas operuje.
– Do lat sześćdziesiątych, odkąd datuje się właściwie rozwój anestezjologii w Polsce, bywało różnie. Wtedy bowiem choremu przed operacją narkozę eterową podawała siostra zakonna, albo przyuczona w szpitalu osoba. I chirurg przez lata był przyzwyczajony do tego, że jest panem na sali operacyjnej. Obecnie generalnie nie ma z tym problemów i brak uznania przez operującego słuszności decyzji anestezjologa bywa incydentalny oraz źle postrzegany. Zdarza się, co prawda, że koledzy chirurdzy chcą także decydować o znieczuleniu. Ale na szczęście większość rozumnych chirurgów nie manifestuje już samego siebie poprzez takie zachowania. W tej chwili jest normą, że anestezjolog odpowiada za znieczulenie i stan ogólny, a chirurg za odpowiednie przeprowadzenie samego zabiegu. I w większości szpitali się jej przestrzega.
– Operujący dość często wcześniej jednak wychodzi z sali, a anestezjolog z pacjentem jeszcze zostaje. Co myśli widząc jak chory wraca do siebie? Czy mówi sobie: Ok., wszystko jest w porządku, cieszę się?
– Absolutnie. To są moje słowa. Mam pełną satysfakcję, gdy chory otwiera oczy, spełnia proste polecenia, oddycha całkiem wydolnie, wracają mu odruchy i nic go nie boli. Czyli generalnie rzecz biorąc wraca z powrotem do nas i bezpiecznie może już sam o siebie zadbać.
– O ile wiem obecność anestezjologa przy pacjencie nie odnosi się tylko do sali operacyjnej.
– Zgadza się. Przed operacją musimy zapoznać się z historią choroby pacjenta, z jego stanem i z nim samym, żeby móc indywidualnie przygotować go do znieczulenia. Zadbać o wszystko, żeby przeżył. Jesteśmy z nim także w pierwszym okresie pooperacyjnym zlecając zniesienie bólu, który przecież dalej się pojawia. Stąd też anestezjolog, poza swoją wiedzą, musi znać wiele innych dziedzin medycyny. Podam dla przykładu, że musi wiedzieć, co to jest zawał, co to jest choroba wieńcowa i na czym polegają zaburzenia rytmu serca. A z chorób płucnych, co to jest rozedma, zapalenie płuc, czy też astma oskrzelowa.
– Stąd wniosek, że jest to odpowiedzialny, a zarazem trudny zawód.
– Rzeczywiście takim jest. Ale tu gdzie decyduje się o największej wartości człowieka jaką jest życie innym być nie może. A nie jesteśmy tylko na salach operacyjnych. Prowadzimy także oddziały intensywnej terapii. Jeden z nich jest w naszym Szpitalu PSK4 w Lublinie. I pomagamy także w akcjach ratowniczych. Żeby więc stać się specjalistą anestezjologii i intensywnej terapii należy ukończyć wydział lekarski w uczelni medycznej, odbyć staż podyplomowy z lekarskim egzaminem państwowym i dodatkowo przejść sześć lat szkolenia w zakresie anestezjologii i intensywnej terapii kończąc je egzaminem państwowym.
– Anestezjolodzy prowadzą również poradnie zwalczania przewlekłego bólu. w Lublinie także?
– Leczenie przewlekłego bólu to trudna i ważna dziedzina medycyny. Nie przez wszystkich doceniana. Ponad dwadzieścia lat w SPSK NR 2 przy ulicy Staszica w Lublinie istniała taka poradnia i chorzy otrzymywali od anestezjologów kwalifikowaną, specjalistyczną pomoc przeciwbólową. Był to jedyny akredytowany ośrodek w województwie lubelskim, w którym młodzi lekarze mogli się szkolić w jaki sposób postępować z bólem. Niestety, na początku 2013 roku dyrektor tegoż szpitala doszedł do wniosku, że taka usługa jest niepotrzebna, a przy tym nierentowna i poradnię przeciwbólową zlikwidował. W efekcie w mieście pozostały tylko nieliczne poradnie, które nie mają zarówno tak znaczącego zaplecza jak akademicki szpital, jak i zespołu anestezjologów o wieloletnim doświadczeniu klinicznym. Szkoda. Co więcej, w następstwie tej decyzji województwo lubelskie jest jedynym w Polsce, gdzie nie ma możliwości doskonalenia lekarzy w tym zakresie. Obecnie czynię starania, żeby taką poradnię stworzyć przy SPSK Nr 4. Potrwa to pewnie, ale mam nadzieję, że się uda.
– Powiedzmy więc – kim jest anestezjolog.
– Adwokatem chorego, który troszczy się o niego mając głęboką wiedzę i o wiele lepsze narzędzia pracy niż kiedyś. Aparatura , którą stosujemy do kontrolowania bezpieczeństwa pacjenta jest bardziej czuła, bardziej wrażliwa i potrafimy już dokonywać nią znieczuleń bez względu na wiek pacjenta. Miesiąc temu w sposób absolutnie bezpieczny przeprowadziliśmy w naszym szpitalu znieczulenie u osoby, która miała sto dwa lata. Mówiąc krótko chirurg jest zwyczajowo osobą bliską pacjentowi, ale bez dobrego anestezjologa naprawdę niewiele może zdziałać.
– Panie profesorze poświęcił Pan Anestezjologii całe swoje zawodowe życie. Czy jednak poza medycyną ma Pan jakieś pasje?
– Podróże. Interesuje mnie świat w każdym wymiarze swego istnienia. Interesują mnie obce kultury i jak oraz czym różnią się ludzie się na świecie.
– A poza nimi, gdy przejdzie Pan już na emeryturę?.
– Spełnię swoje marzenie. Pewnie gro czasu poświęcę grze na pianinie. I może przy tym będę się również bawił w ogrodnika.
Tekst:Maciej Skarga
Foto: Marcin Pietrusza
Prof. dr. hab.n. med. Andrzej Nestorowicz. Kierownik Katedry i I Kliniki Anestezjologii i Intensywnej Terapii. Wykłada na Uniwersytecie Medycznym w Lublinie na II Wydziale Lekarskim z Oddziałem Anglojęzycznym. Członek European Society of Anaesthesiology, American Society of Regional Anesthesia and Pain Medicine oraz członek honorowy Polskiego Towarzystwa Anestezjologii I Intensywnej Terapii. Autor 255 prac opublikowanych w recenzowanych czasopismach krajowych i zagranicznych. Prezes Polskiego Towarzystwa Anestezjologii i Intensywnej Terapii – kadencji 2002-2005, wieloletni redaktor naczelny czasopisma „Anestezjologia Intensywna Terapia”.
„Obowiązek niesienia pomocy – kanon zawodu lekarza – nie ma nic wspólnego z działaniami mającymi na celu świadome skracanie życia. Ze świadczeniem, które można określić jednym słowem – zabijanie. Lub eutanazja. Obowiązek niesienia pomocy nie może obejmować też pomocy w popełnianiu samobójstwa osobom w końcowym etapie ich życia, którym należy zapewnić humanitarną opiekę terminalną i godne warunki egzystencji. Żadne uregulowania prawne nie powinny więc nadawać lekarzowi prawa zadawania śmierci, nawet jeśli chory o to prosi” – prof. dr hab. Andrzej Nestorowicz w liście do Marszałka Sejmu, przekazanym do sejmowej Komisji Zdrowia w lutym 2005 r.