Lublin ‒ miasto studentów. Lublin ‒ miasto trudne dla absolwentów. Być może, choć najłatwiej jest narzekać. Z Lubelszczyzny, jak się okazuje, wcale nie trzeba uciekać, trzeba za to znaleźć pomysł na to, by móc tu pozostać. Do tego warto popracować nad wiarą w siebie i zaangażowaniem. Połączenie tego wszystkiego może zaowocować założeniem własnego wymarzonego biznesu. Takiego jak Chalk & Chic w Lublinie, którego pomysłodawczynią jest Joanna Ambroszczyk.
Obiecująca luka
Ma 26 lat, do Lublina przyjechała z rodzinnego Opoczna, osiem lat temu. Studiowała na KUL-u historię sztuki. Przez lata nauki i dorywczej pracy coraz śmielej kiełkował w jej głowie pomysł o własnym biznesie. ‒ Moje zainteresowania zawsze oscylowały wokół działań kreatywnych, lekko artystycznych. Po maturze myślałam nawet o zdawaniu na kierunek architektura wnętrz. Brakowało mi jednak talentu do rysowania, a przy tym wykazywałam duże zdolności manualne ‒ wspomina. Pierwsze kroki ku własnej działalności rozpoczęła, projektując i wykonując własnoręcznie biżuterię. Sznurkowe naszyjniki i bransoletki były bardzo efektowne, ale popyt na nie w Internecie nie był wystarczająco satysfakcjonujący. Z czasem jednak zmieniła koncepcję. Umiłowanie do pięknych aranżacji wnętrz i modnego DIY (do it yourself ‒ zrób to sam, określenie idei związanej z samodzielnym wykonywaniem pewnych zadań/dzieł) nabrało większego snsu, w momencie gdy jej mama natknęła się w sieci na artykuł o produkowanych w Wielkiej Brytanii farbach specjalistycznych, dzięki którym można osiągnąć niebywałe efekty postarzenia lub odnowienia przedmiotów wykonanych z różnych surowców. W Europie znane już od dłuższego czasu, w Polsce mają dotychczas zaledwie kilkunastu dystrybutorów. Lublin stanowił lukę na mapie ich dostępności. Obiecującą lukę, bo wielbicieli kreatywnych działań we własnej przestrzeni nie brakuje.
Dobry adres
Podpisanie umowy z dystrybutorem oznaczało szkolenia, warsztaty i oczywiście dostęp do farb. Jednak cała reszta spoczywała na barkach zainteresowanego. Nakład finansowy włożony w aranżację miejsca musiał być zdobyty we własnym zakresie. Joanna złożyła wniosek o dofinansowanie ze środków unijnych. Projekt „Młodzi, zdolni, z własną firmą” zakładał pomoc prawie połowie ze zgłoszonych pomysłodawców, czyli 42 ze 100 osób. Kwota dofinansowania wynosiła ‒ nie bagatela ‒ 28 tysięcy złotych. Ponadto przez pierwsze pół roku działalno- ści uczestnicy projektu otrzymali tak zwane wsparcie pomostowe, czyli 1200 zł, np. na zapłacenie czynszu za wynajmowany lokal. Problemem okazał się długi okres oczekiwania na decyzję o przyznaniu środków. Szczególnie długi, gdy idealne miejsce na stworzenie siedziby pojawiło się nagle. Lublin, Świętoduska 20/17. Zaciszne podwórze na tyłach Starego Miasta. Duża wystawiennicza witryna niemal od razu przekonała Joannę, że to tu będzie prezentowała swoje przyszłe prace. Bo dla niej sprzedaż farb to za mało.
W swoim wymarzonym lokalu postanowiła organizować warsztaty, a także doradzać każdemu, kto przy pomocy farb zechce nadać drugie życie staremu meblowi czy innej rzeczy. Po kilku miesiącach oczekiwania dostała dofinansowanie i w ekspresowym tempie zaczęła działać. Wraz z narzeczonym Radkiem własnymi siłami zaaranżowali wnętrze. Gruntowny remont potraktowali jak kreatywne wyzwanie. W końcu do takiego myślenia Joanna chce przekonać przyszłych klientów. Parter został urządzony jako część sklepowa, tu można zobaczyć przykłady odnowionych mebli, dekoracji, a także same farby. Na piętrze znajduje się pracownia i to tu odbywają się warsztaty. Pełno tu meblarskich perełek, takich jak bujany fotel, ogromny stół na wyginanych nóżkach, wiekowy kredens, a także zwykłe krzesła, które dzięki nowej tapicerce i kolorom nabrały dizajnerskiego wyglądu. Wokół piętrzą się farby, pędzle i różne pomocne akcesoria: papiery ścierne, gąbki, deseczki, sznurki, druty. Wszystko do dyspozycji zainteresowanych. Poruszając się po wnętrzu wypeł- nionym sprzętami, które dopiero czekają na swoje drugie życie, natykamy się na ciągle nowe inspiracje ‒ lampiony ze słoików, proste krzesła odnowione w nadzwyczajny sposób, ramki, pudełka. To tutaj tak nielubiane PRL-owskie meblościanki mogą przejść metamorfozę, dzięki której zaczną wyglądać jak najnowszy meblowy hit. Joanna ma głowę pełną pomysłów i talent do słuchania swoich klientów. Ogląda zdjęcia mebli, pyta o upodobania, aran- żację reszty mieszkania. Pomaga im w tworzeniu, naprowadza, podsuwa kolejne wskazówki. Chalk & Chic to nie sklep, a pracownia, której drzwi otwarte są dla każdego. Otwarta w maju, budzi zainteresowanie nie tylko dzięki poczcie pantoflowej. Trafiają tu również osoby, które przypadkowo przechodziły obok.
Pod patronatem Annie Sloan
A wszystko przez Brytyjkę Annie Sloan, która po ukończeniu studiów artystycznych zainteresowała się technikami dekoratorskimi. Opracowała farby Chalk Paint 25 lat temu, kiedy nie była w stanie znaleźć na rynku produktu, który odpowiadałby jej potrzebom. Jest autorką wielu książek na ten temat, w tym właśnie wydanej pozycji zatytułowanej: „Room Recipes for Style and Colour” (Przepisy na styl i kolor w każdym pokoju). Stworzyła farby, jakich do tej pory nie było. Kredowe, nadają się do malowania tapicerki, drewna, szkła i wielu innych powierzchni. Wosk, bezbarwny lub ciemny, służy nie tylko zabezpieczaniu powierzchni, ale tak- że osiąganiu różnych efektów. Farby są bezwonne, nie drażnią i nie przyprawiają o ból głowy, łatwo je zmyć z rąk. Paleta złożona z 33 kolorów pozwala na wyczarowanie wielu efektów: impact, satynowego, postarzania, matu czy połysku. Choć farby są bardzo łatwe w użyciu, Joanna Ambroszczyk chce przekazać zainteresowanym wszelką wiedzę na ich temat. Tak też narodził się pomysł organizowania warsztatów renowacji mebli i innych przedmiotów. W ich trakcie Joanna omawia poszczególne etapy posługiwania się farbami. Opowiada o tym, jak traktować powierzchnię już pomalowaną, a jak surową. Jak łączyć kolory i jakimi metodami osiągnąć efekt postarzenia mebla. Na warsztaty można przynieść własny mebel i pracować nad nim pod czujnym okiem prowadzącej. Uczestnicy to osoby w różnym wieku, łączy ich chęć poszerzenia wiedzy w tym zakresie i umiłowanie do niezwykłych aranżacji wnętrz.
Moda na DIY
Siedziba Chalk & Chic w Lublinie pojawiła się w bardzo dobrym momencie. Moda na DIY trwa w najlepsze na całym świecie. Do nas dopiero dociera, ale już można zaobserwować coraz liczniejsze grupy osób szperających na targach staroci, w second handach czy giełdach i antykwariatach. Vintage i oldschool to aktualnie najmodniejsze pojęcia w kontekście wystroju wnętrz, często i chętnie łączone ze stylem modernistycznym. Telewizyjnym wzorcem kuchennego vintage jest „królestwo” Bree z kultowego serialu „Gotowe na wszystko”. Jest tam wszystko, za co kochamy vintage, a więc lodówka z zaokrąglonymi rogami, stylowy robot i mnóstwo klimatycznych dodatków. W Internecie, na portalach takich jak Pinterest czy polska Zszywka, znajdziemy wiele inspiracji do stworzenia dekoracji czy odnowienia czegoś własnymi siłami. Styl vintage powrócił na salony, dając tym samym szansę wszystkim starym meblom. ‒ Obiekty do renowacji znajduję zarówno na portalach zakupowych, jak i giełdach, a nawet śmietnikach. Ludziom czasami brakuje wyobraźni. Oczywiście, jeżeli ktoś ma ochotę, może wyrzucić wszystkie meble z kuchni. Ja podpowiadam co zrobić, by te oto kilkunastoletnie meble, a czasami i starsze, stały się meblami marzeń. Wyjątkowymi, niepowtarzalnymi i szczególnie ważnymi, bo odnowionymi własnymi siłami ‒ mówi Joanna. I rzeczywiście tak jest, stara zielona kanapa z brzydkim wzorem po wielu godzinach pracy cieszy oko. Stała się klasycznym, granatowym, bardzo eleganckim meblem, z błękitnymi przecieranymi obwódkami. Do kompletu stolik utrzymany w podobnej kolorystyce, z siateczkowanym blatem na wytwornych wyginanych nogach. Na mówienie o pierwszych bilansach jeszcze za wcześnie, wszak Chalk & Chic w Lublinie istnieje dopiero od niespełna dwóch miesięcy. A z ryzykiem poniesienia porażki należy zawsze się liczyć. Z pewnością bezcennym jest zrealizowanie własnego pomysłu na biznes i obserwowanie zafascynowanych osób przybywających do pracowni. A nie od dziś wiadomo, że kto nie ryzykuje…
Tekst Aleksandra Biszczad
Foto Krzysztof Stanek