fbpx

Bal Polski – pomocna dłoń naszej rodaczki

12 października 2021
604 Wyświetleń

Marlena Anderson, lublinianka, jest organizatorką największego polonijnego balu na świecie. Zdobytą rozpoznawalność i znajomości z członkami brytyjskiej rodziny królewskiej, angielskimi i polskimi arystokratami, ambasadorami oraz artystami i przedsiębiorcami, wykorzystuje do dalszego rozwijania przedsięwzięcia. Zyski z Balu Polskiego przeznaczone są na wspomaganie organizacji dobroczynnych w Polsce i Wielkiej Brytanii. Bal Polski to ponad 50 – letnia historia, z którą ostatnie 17 lat Marlena Anderson jest związana.

Skąd bierze Pani tyle energii, aby organizować tak olbrzymi i prestiżowy Bal Polski?

Pochodzę z Lublina, miasta gdzie współistniało wiele kultur. Myślę, że to właśnie wielokulturowa atmosfera mego rodzinnego miasta sprawiła, iż mam siłę, by pomagać innym, organizując Bal Polski. W tym mieście mimo wielu różnic wszyscy działali dla wspólnego dobra.

Czym różni się Bal Polski od innych bali?

Zwykle słowo bal kojarzy się nam z tańcami, wykwintnym jedzeniem i elegancko ubranymi gośćmi. Tak też jest w przypadku Balu Polskiego, ale trzeba pamiętać, że powstał on z myślą, by wspomagać najpierw polski rząd emigracyjny, a potem, kiedy odzyskaliśmy niepodległość, instytucje dobroczynne i to zarówno te działające w Polsce, jak i działające w Wielkiej Brytanii na rzecz polskiej społeczności. Co roku przekazujemy dziesiątki tysięcy funtów na działania instytucji użyteczności publicznej. Nie tak dawno przesłaliśmy czek do Dziennego Oddziału Onkologicznego w Starachowicach na zakup czepca onkologicznego, który łagodzi skutki chemioterapii bo zapobiega wypadaniu włosów. Taki sprzęt w Polsce ma zaledwie kilkanaście placówek w Polsce. Przekazaliśmy także pieniądze na budowę domu dla chłopców w Laskach, ponieważ dotychczasowe warunki lokalowe były kiepskie. Przechodząc koło Szpitala Dziecięcego w Lublinie na ul. Chodźki, przypominam sobie radość lekarzy i małych pacjentów, kiedy zakupiliśmy sprzęt ortopedyczny. Dzieci w domu dziecka w Przybysławicach też mnie pamiętają i cieszy mnie, że dzięki naszemu wsparciu mogli dokonać remontu.

A gdyby miała Pani powiedzieć, co Pani sama wynosi z tego, że od prawie dwóch dekad organizuje Pani Bal Polski?

Przede wszystkim bardzo dużo radości sprawia mi świadomość, że pomagam innym. Trudno opisać uczucie, kiedy odwiedza się na przykład szpital i widzi sprzęt kupiony za pieniądze z balu. Wtedy naprawdę czuję się dumna, bo wiem, że w tym sprzęcie pomagającym ludziom jest ukryta także i moja praca. Świadomość, że pomogło się tylu ludziom, jest dla mnie samej podziękowaniem za wiele tygodni pracy włożonej w przygotowanie każdego balu. Poza tym nie zapominajmy, że na każdym balu można poznać mnóstwo sławnych ludzi, których normalnie nie spotkałabym. Poznałam Annę Dymną, Jana Tomaszewskiego, Małgorzatę Potocką, Joannę Moro czy dr Zofię Czernicką. Mogłam z nimi porozmawiać i spędzić naprawdę miło czas na balu. Z niektórymi utrzymuję kontakt mimo upływu wielu lat. To też jest przecież wartość spotkać ludzi o tak różnych osobowościach i tak różnych historiach.

Jak Pani widzi przyszłość Balu Polskiego? Jak długo będzie on jeszcze trwał, szczególnie jeśli weźmie się pod uwagę fakt, że olbrzymia ilość Polaków wróciła już do Ojczyzny?

Bal Polski będzie trwał tak długo jak długo chociaż jedna osoba będzie chciała organizować go i tak długo jak długo znajdą się ludzie, którzy chcą pomagać innym. Prawdą jest, że Polacy wyjeżdżają z Wielkiej Brytanii, ale przecież przed 2004 rokiem nasze bale się odbywały, mimo że Polaków było znacznie mniej niż obecnie. Poza tym gro naszych gości stanowią Brytyjczycy. Póki więc w ludziach tli się chociaż iskierka chęci pomocy, dopóty Bal Polski będzie trwał w takiej czy innej formie. Moje motto to: małe czyny, które robisz są lepsze niż duże, które planujesz.

foto Marlena Anderson

Zostaw komentarz