Rozległe łąki, pola i drzewa mieniące się jesienną paletą barw. To obcowanie z naturą ‒ czasami martwą. Bo myślistwo wzbudza liczne kontrowersje. Dla jednych jest to sposób na obcowanie z przyrodą, dla innych jej niszczenie.
Spacer spacerowi nierówny, ale pewne rzeczy zawsze pozostają niezmienne. ‒ To jest dla mnie przede wszystkim odstresowanie, odpoczynek od pracy. Teraz przez dwa tygodnie non stop pracowałem od ósmej do dwudziestej drugiej, czasem dwudziestej trzeciej ‒ mówi Michał Bielak, który mimo młodego wieku, może pochwalić się najdłuższym wśród obecnych na polowaniu, bo już dwudziestoletnim stażem w Kole Łowieckim nr 34 ORZEŁ w Niedrzwicy Dużej. Dzisiaj razem z suką (gończy słowacki) imieniem Beja spacerują już od szóstej rano. Jesteśmy na łące jednej z mniejszych miejscowości gminy Niedrzwica Duża. Na horyzoncie widać niewielki zagajnik, z rzadsza dostrzec można pojedyncze gospodarstwa. Idziemy wzdłuż rzeki ‒ tam, gdzie, jak mawiają obecni dzisiaj myśliwi, często pojawiają się bażanty. W szczegóły spacerowego planu wtajemniczył mnie Adam Madejczyk, trzydziestoczteroletni przedsiębiorca, którego myśliwska pasja przerodziła się w zawód. Adam na co dzień zajmuje się wyrobem, naprawą i renowacją osad do broni myśliwskiej, sportowej oraz zabytkowej. Tymczasem pogoda rozpieszczająca – pierwszy tak ciepły dzień od początku jesieni. Minęły już dwie godziny wspólnego przemarszu. Powoli w nogach odczuć można pierwsze zmęczenie. Jest nas szóstka – Adam, Michał, Jacek, Jarek, ja i wspomniana wcześniej Beja. Myśliwi dobrze się znają, często razem polują, ale i świętują. Wspólne polowania są dla nich okazją do spotkania, rozmowy, żartów. Łączy ich także przynależności do tego samego koła łowieckiego. Michał i Jarek są braćmi, a myślistwo jest u nich rodzinną tradycją. – Tę pasję zaszczepił w nas ojciec – odpowiedział na moje pytanie o motywacje Jarek. Wszyscy ubrani w kolory raczej maskujące i gdyby nie nieprzypadkowe atrybuty w postaci broni palnej (deficyt broni dotknął jedynie mnie i Beję), pewnie można byłoby nas wziąć za zwyczajnych miłośników przyrody. ‒ Breneki wziąłeś? Bo ja zapomniałem – pada nagle pytanie. ‒ Tak, mam. Będę cię bronił, jak dzik podejdzie – zażartował Jacek. Niektóre żarty myśliwych są jakby mniej zabawne.
Przyjaciel to czy wróg
W mediach coraz częściej można się zetknąć z głosami osób oraz całych organizacji sprzeciwiających się prowadzeniu polowań. Pojawiają się rozmaite argumenty oraz apele. Wszystkie łączy wspólny mianownik – oszczędzenie zwierzyny. Przeciwnicy myślistwa zarzucają polującym uzurpowanie sobie prawa do łąk, lasów i zwierząt oraz burzenie delikatnej równowagi ekosystemów. ‒ No właśnie, tu jest problem – odparł na moje pytanie o postrzeganie myślistwa Adam. ‒ Ludzie często myślą, że jesteśmy jakimiś mordercami zwierząt. A my właśnie o przyrodę dbamy. Jednak w mediach króluje od pewnego czasu pogląd, że szerzymy przemoc, zabijamy bezbronne zwierzęta itd. Nie brakuje także historii o samopostrzałach, które tak naprawdę zdarzają się niezwykle rzadko. Nikt nie mówi o tym, że to my dokarmiamy zwierzęta czy wpuszczamy nowe osobniki. Dużą krzywdę wyrządził nam stereotypowy obraz myśliwych zaczerpnięty z czasów PRL. Zagraniczny turysta w zielonym kapeluszu z piórkiem albo podchmielony partyjny dygnitarz, który chce sobie postrzelać, to naprawdę nie jest tak, my – łowczy – dużo o przyrodzie wiemy, a zwierzęta z lasów naszego okręgu traktujemy jak nasze własne i martwimy się o nie, gdy przychodzi zima albo gdy w ekosystemie dzieje się coś niekorzystnego. Mamy na głowie naprawdę wiele zadań, a nasza działalność nie ogranicza się jedynie do polowań – wyjaśnia dalej Adam. Myślistwo najprościej opisać można jako sztukę polowania na zwierzynę, prowadzoną zgodnie z prawem i etyką łowiecką. Określa czynności polegające na pozyskiwaniu zwierzyny i wykonywaniu polowania. Tym samym wchodzi w zakres łowiectwa. Łowiectwo zaś jest zagadnieniem szerszym, którego myślistwo jest zaledwie cząstką. Wyjaśnić je można jako planowe gospodarowanie zwierzyną, zgodnie z potrzebami gospodarki narodowej i ochrony przyrody. Jest elementem tej ostatniej, oznacza ochronę zwierząt łownych i gospodarowanie ich zasobami w zgodzie z zasadami ekologii, gospodarki rolnej i leśnej. ‒ Łowiectwo a myślistwo to dwie różne rzeczy – opowiada Michał. ‒ Łowiectwo to umiejętność brania pod uwagę bardzo wielu czynników, często sprzecznych ze sobą. Samo polowanie na zwierzęta stanowi tylko jeden z wielu elementów. Łowiectwo ma również więcej tradycji. Tę różnicę najlepiej można było dostrzec podczas obchodów 90-lecia, które niedawno odbyły się w Kozłówce. Obchody te zorganizowano z okazji rocznicy powstania Polskiego Związku Łowieckiego. Wydarzenie miało podniosły charakter, a okraszono je nie tylko wyjątkową mszą hubertowską, ale także pokazem ptaków drapieżnych oraz psów myśliwskich. Nie zabrakło także myśliwskiej strawy oraz oprawy artystycznej – wyjątkowej myśliwskiej muzyki. Tak huczne obchody nie powinny dziwić, bo przecież tradycja łowiectwa w Polsce jest bardzo długa.
Kto komu przeszkadza
Okazuje się, że muzyka ma wiele wspólnego nie tylko z myśliwymi, ale także ze zwierzętami. ‒ Dziki najlepiej odstrasza Doda. I to któreś jej konkretne piosenki – opowiada z lekkim uśmiechem Adam. Zwierzyna bywa czasem uciążliwa dla mieszkańców. Koło łowieckie często otrzymuje telefony alarmowe od rolników. Zwykle dzieje się tak w sytuacji, kiedy zwierzyna powoduje straty w uprawach. Najczęściej są to dziki. W przypadku znacznych strat koła łowieckie płacą rolnikom odszkodowania za zniszczone uprawy, stąd tak istotna jest umiejętność zachowywania równowagi w przyrodzie. O ilość możliwych odstrzałów stanowią przepisy. Dodatkową regulacją są okresy lęgowe. Od początku października do końca lutego trwa sezon na bażanty. ‒ W listopadzie rozpocznie się sezon na zające – informuje Jacek Kamiński, który na co dzień zajmuje się rolnictwem, a dziś, także jako członek Koła Łowieckiego nr 34 ORZEŁ, poluje na bażanty. Łowieckie przepisy są szczegółowe, niewiele osób wie, że do ptactwa, np. kaczek czy bażantów, można strzelać jedynie w locie po wypłoszeniu ich z ukrycia, dodatkowo w przypadku bażantów strzela się jedynie do samców. Jednak, jak to często bywa, nie wszyscy stosują się do przepisów. Stąd i na Lubelszczyźnie spotkać się można z odstrzałem rabunkowym. ‒ Dwa lata temu podczas polowania natrafiliśmy na sarnę we wnykach. Zamęczyła się na śmierć. Są to naprawdę straszne chwile – mówi Adam. ‒ Nie tak dawno członkowie naszego koła zorganizowali obławę na kłusownika. Choć nie udało się go schwytać, uciekając, porzucił broń, więc można uznać, że cel został osiągnięty – opowiada. Kłusownictwo jest niestety w dalszym ciągu trwającym w całej Polsce procederem, a walka z nim jest bardzo trudna.
Fauna Lubelszczyzny
Beja robi się niespokojna, zmienia rytm marszu i widać, że nie jest już na zwykłym niedzielnym spacerze, ale po prostu w pracy. ‒ Beja ma dwa oblicza. W domu jest typowym kanapowcem, taką naszą przytulanką, potrafi się łasić do każdej odwiedzającej nas osoby. Jednak podczas polowania zobaczyć można jej myśliwską naturę ‒ wyjaśnia Michał. Nie jest to pies typowo na ptactwo, raczej na zwierzynę grubą, jednak już po chwili spłoszone stado kaczek podrywa się do lotu. Pada strzał. Kilka sekund później jedna z nich kończy niepodziewanie swój lot. Nasz słowacki gończy, radośnie merdając ogonem, aportuje ją w pysku i bez szemrania oddaje swojemu panu. Bażant, obok kaczki i zająca, stanowi najczęstsze trofeum myśliwych na Lubelszczyźnie. Obecnie w regionie lubelskim trwa okres szczepień przeciwko wściekliźnie. Szczepionki zrzucane są w wyznaczonych miejscach z samolotu. Chodzi głównie o lisy, ponieważ to one najczęściej przenoszą tę groźną chorobę na inne zwierzęta. ‒ Jest jednak druga strona medalu – komentuje Adam. ‒ Szczepionki znacznie zmniejszyły śmiertelność lisów, a co za tym idzie, można dziś zaobserwować wiele tych zwierząt w okolicy. Lisy bardzo dobrze się przystosowują. Można je spotkać chociażby w Parku Ludowym w Lublinie czy na niektórych osiedlach mieszkaniowych na Czubach. Dodatkowo wzrost ich populacji stanowi realne zagrożenie dla zwierzyny drobnej, z której słynie Lubelszczyzna i cała Polska wschodnia. ‒ Nasz region, w przeciwieństwie do Polski zachodniej, charakteryzuje się występowaniem zwierzyny drobnej, tj. zajęcy, bażantów. Regiony zachodnie mają natomiast więcej tak zwanej zwierzyny grubej – mówi Jacek.
Na Lubelszczyźnie po II wojnie światowej nie było w ogóle jeleni i gdyby nie Polski Związek Łowiecki, mogłoby tak być w dalszym ciągu. Jednak wielka akcja wpuszczania jelenia powiodła się i dziś jest czym się pochwalić. Obecnie PZŁ zrzesza sto tysięcy myśliwych. Na terenie Okręgu Lubelskiego zlokalizowanych jest 98 obwodów łowieckich. Łączna powierzchnia obwodów w Okręgu Lubelskim wynosi 613 745 hektarów, z których 18% stanowią lasy. Okręg lubelski skupia pięćdziesiąt cztery koła łowieckie, a liczba członków utrzymuje się na poziomie około dwóch i pół tysiąca osób. Spośród zwierzyny łownej największy odsetek stanową kuropatwy, zające oraz bażanty. Znacznie rzadziej spotkać można dziki czy kuny, a największym szczęściem może pochwalić się ten, kto dojrzy łosia – w całym regionie jest ich około pięćdziesięciu. ‒ Łosie są objęte ochroną, nic nie ogranicza ich populacji i tam, gdzie bytują, robi im się zwyczajnie ciasno, dlatego migrują. Stąd też w ostatnim czasie tyle wypadków z łosiami na drogach – wyjaśnia Adam.
Popołudniowe słońce i sześć godzin marszu w towarzystwie pasjonatów, którzy wprowadzili mnie w świat myślistwa i pozwolili zrozumieć sens ich działań. Może mało, a może wystarczająco dużo, żeby zacząc rozumiec.
Tekst Ilona Dąbrowska