fbpx

Mistrzyni drugiego planu

18 grudnia 2014
Komentarze wyłączone
1 372 Wyświetleń

Juztyna- mur 2Świetnie mówi po holendersku, uwielbia gry strategiczne i fascynuje się medycyną naturalną. Idealistka, która swoją mocą sprawczą przekuwa koncepcje na działania. Od blisko dziesięciu lat zajmuje się sprawami kobiet na Lubelszczyźnie, jest prezeską Klubu XXI wieku, aktywnością wspiera ogólnopolskie stowarzyszenie Kongres Kobiet. Jednak ze sposobu bycia w niczym nie przypomina wojującej sufrażystki.

Justyna Syroka wychowała się w tradycyjnym domu, choć tradycyjnym inaczej. Pomimo że mama pracowała, obiad był zawsze i kanapki do szkoły też. Gościem w domu był tata. Będąc kierowcą TIR-a, podróżował po całej Polsce i Europie, więc Justyna z młodszą siostrą i mamą były jak rodzina marynarza – z większością problemów dnia codziennego musiały radzić sobie same. To nauczyło siostry samodzielności od najmłodszych lat – mama nauczyła je również dbania o siebie nawzajem, tego, że w trudnych chwilach zawsze mogą na siebie liczyć. No i jeszcze imię, które Justyna dostała po bohaterce „Nad Niemnem” Elizy Orzeszkowej. A to zobowiązuje.

Po polsku, holendersku i znowu po polsku

Urodziła się w Lublinie, tu skończyła VIII LO i psychologię na UMCS. Tu rozpoczęła studia doktoranckie na psychologii społecznej. Za głosem serca wyjechała do Arnhem w Holandii. Dobrze się złożyło, gdyż w pobliskim Nijmegen znajduje się ośrodek specjalizujący się w problematyce wypalenia zawodowego oraz uniwersytet z bogatą w literaturę fachową biblioteką. Tu powstała większa część jej rozprawy naukowej, którą fragmentami zsyłała mejlami do promotora w Lublinie. Ale pobyt w Holandii to przede wszystkim codzienna, obowiązkowa dla cudzoziemców spoza Unii Europejskiej, do której Polska jeszcze nie należała, ośmiogodzinna nauka języka. – W naszej grupie było tylko dwóch Europejczyków, pozostali pochodzili dosłownie z każdego kontynentu. Nie wiem, jak udawało nam się porozumieć na początku. Tylko kilkoro z nas mówiło po angielsku, a wszystkie polecenia, instrukcje, napisy były po holendersku, którego mieliśmy się dopiero nauczyć. Ale chyba nieźle nam poszło, bo kontakty utrzymujemy do dziś. Mieliśmy taki zwyczaj, że raz w tygodniu każdy z nas przynosił do stołówki różne charakterystyczne dla kuchni naszych krajów dania. Na stole znaleźć można było specjały z Azji, Afryki, Ameryki Południowej. Wszystko smaczne, choć mieszanka smaków bywała taka, że naprawdę nie wiem, jak mój żołądek to wytrzymał – śmieje się Justyna Syroka.

Przywiązanie do rodziny i Lublina okazały się silniejsze od głosu serca i przed obroną doktoratu Justyna Syroka wróciła do Polski. Już w stopniu doktora prowadziła zajęcia na Wydziale Psychologii UMCS, potem na WSPiA oraz na WSSMiKS w Chełmie. To, co ją pochłonęło całkowicie, to komunikacja społeczna, psychologia biznesu i psychologia pracy. Jest współautorką książki „Komunikowanie się w sytuacjach społecznych”. Nic więc dziwnego, że pasjonuje się również polityką. Została doradcą podczas kampanii wyborczej PO przed wyborami samorządowymi w 2006 i rok później szefem sztabu podczas kampanii wyborczej do sejmu i senatu. Szkoliła kandydatów m.in. w zakresie przywództwa w grupie, autoprezentacji i wystąpień publicznych. – Polityka mnie interesuje w aspekcie relacji i komunikacji, ale nie mam potrzeby grać pierwszych skrzypiec. O wiele bardziej interesują mnie działania na zapleczu takich wydarzeń, na drugim planie. Zdecydowanie wolę zabezpieczać tyły – przekonuje. Swoją aktywność na tym polu kontynuowała w Urzędzie Wojewódzkim w Lublinie, gdzie odpowiadała m.in. za relacje z mediami. – Po raz pierwszy zdarzyło się, że wojewodą i wicewojewodą zostały kobiety. Podczas konferencji i wywiadów ciągle powtarzały się pytania o to, jak godzą sprawy zawodowe z obowiązkami rodzinnymi. Mężczyźni na tym stanowisku nigdy nie byli o to pytani – stwierdza ze zdziwiona.

Bojkot prasowania męskich koszul

Justyna - pasyW 2009 roku w Warszawie odbył się Kongres Kobiet, pierwsza taka inicjatywa w Polsce. Dyskusje, pokazy, warsztaty, ale przede wszystkim obecność kobiet o różnej pozycji zawodowej i różnych dokonaniach, które przyjechały z dużych, średnich i małych miast. Były też przedstawicielki wsi.

Nagle okazało się, że jest potrzeba rozmawiania o problemach dotyczących kobiet, takich jak np. równe szanse z mężczyznami w sprawach zawodowych i społecznych. To było jak inspiracja – wspomina wydarzenia sprzed kilku lat Justyna Syroka. To, co wydarzyło się w Warszawie, spowodowało założenie stowarzyszenia Kongres Kobiet Lubelszczyzny, które obecnie funkcjonuje jako Klub XXI wieku. Stowarzyszenie ma charakter egalitarny. Na początku działania koncentrowały się głównie wokół poprawy sytuacji kobiet, obecnie członkinie stowarzyszenia dążą do zasady całkowitej równości między ludźmi pod względem ekonomicznym, społecznym i politycznym. Lubelszczyzna nie odstaje od reszty kraju, jeśli chodzi o liczbę organizacji, aktywność zawodową kobiet, zachowania prospołeczne. To, co ją odróżnia, to specyfika małych miejscowości i wsi. Głównym motorem napędowym są Koła Gospodyń Wiejskich, które jednak nie mają osobowości prawnej, w związku z czym nie mogą zarabiać na swoje potrzeby, pisać projektów, prowadzić działalności niezależnej od gminy. – Panie działające w kołach cieszą się, jak wójt użyczy im autokaru, aby mogły wyjechać na jakieś spotkanie. A one przez cały rok przygotowują oprawę artystyczną i jedzenie dla urzędników i zapraszanych przez nich gości podczas wszystkich gminnych imprez. A przecież mogłyby na takiej obsłudze zarabiać i się rozwijać. Staramy się przekonywać je do zakładania stowarzyszeń, fundacji. Widać, że po takich spotkaniach, jakie organizujemy, już coś drgnęło, że świadomość tych kobiet jest większa – podkreśla Justyna Syroka, która w tym przypadku wypowiada się jako pełnomocnik warszawskiego Kongresu Kobiet na region lubelski i zastępczyni Henryki Strojnowskiej, która jest twarzą tych działań na Lubelszczyźnie. Obydwie panie można spotkać podczas cyklicznie organizowanych spotkań Klubu XXI wieku w ramach tzw. salonów, których bohaterkami są kobiety autorytety, które w swoich dziedzinach zawodowych dużo znaczą, a z których drogami życiowymi można się utożsamiać.

Feminizm w ogóle jest czymś bliskim Justynie Syroce, która energię do działania po części odziedziczyła po babci Honoracie, która najlepsze lata swojej jesieni życia spędziła, biorąc aktywny udział w zajęciach dla seniorów i nakłaniając innych do tego typu działań. Współczesny feminizm to znacznie więcej niż walka o równouprawnienie zawodowe i niwelowanie różnic w wynagrodzeniach kobiet i mężczyzn. W odbiorze społecznym, zwłaszcza na prowincji, feminizm kojarzony jest z zanegowaniem zwyczajów i wartości rodzinnych oraz powszechnie przyjętej obyczajowości.

Podkreślam na każdym kroku – cenię wartości rodzinne, ciepło domowe i moje relacje z innymi członkami rodziny. Nie wyobrażam sobie życia bez świąt i spotkań rodzinnych w obecności mojego kuzynostwa i niedziel spędzanych z najbliższymi w domu rodzinnym. Moja rodzina jest wielopokoleniowa i uważam to za bezcenne. Jestem w związku i na przyszłość nie wyobrażam sobie życia w moim własnym domu bez przeniesienia i kultywowania takich wartości. Sedno feminizmu jest więc gdzie indziej, a nie w stereotypowym myśleniu o bojkocie prasowania męskich koszul. O problemach kobiet zazwyczaj mówi się w kontekście święta 8 marca lub Dnia Matki. Ale to stanowczo za mało, a rok ma jeszcze do zagospodarowania 364 dni

Wakacyjnie, rodzinnie, świątecznie

Justyna - pylony 2Co poza walką ze stereotypami i działalnością na rzecz kobiet? Justyna Syroka lubi wakacyjne podróże i odkrywanie nowych miejsc z dala od miejskiego zgiełku. Podczas ostatniego letniego urlopu dotarła na Białostocczyznę, gdzie w pobliżu Puszczy Białowieskiej odkryła ciszę, spokój i nowy rodzaj energii w Korycinach słynących z upraw ziół, co też przekłada się na jej zainteresowania ziołolecznictwem. Jest zwolenniczką teorii, że życie w zgodzie z własnym rytmem i wsparcie ze strony medycyny naturalnej to przepis na dobrą kondycję fizyczną i psychiczną.W nielicznych wolnych chwilach nałogowo czyta literaturę fantastyczną. Poczesne miejsce w jej bibliotece zajmują książki Terry’ego Pratchetta, na czele z cyklem „Świat dysku”. Kiedy myśli o zbliżających się świętach, czuje zapach ziemniaków z olejem rzepakowym i barszczu grzybowego. – Wigilie w mojej rodzinie są tradycyjne. Wszystkie potrawy – oczywiście jest ich dwanaście – muszą być postne, dlatego używa się tylko oleju i tego dnia nie jemy słodyczy i ciast. Zaczynamy jednak od racuchów z jabłkami. Święta spędzam zwykle u stryja, który jako najstarszy z rodzeństwa zaprasza do siebie wszystkich. Przy stole zbierają się moje kuzynki z rodzinami. Każdy ma jakąś rolę, np. najmłodsza osoba przy stole czyta przed wieczerzą przypowieść świąteczną. W święta prezenty są pod choinką głównie dla dzieci, ale w tym czasie każdy jest trochę dzieckiem, więc każdemu Gwiazdka zostawia jakiś drobiazg – opowiada z uśmiechem.

A jeśli święta i rodzinne spotkanie, to oczywiście nie może obejść się bez planszowej gry strategicznej „Carcassonne”, do której zasiadają wszyscy domownicy i goście. – Jak zaczynamy o 14.00, to potrafimy skończyć przed północą, niezależnie czy jest to zwyczajna niedziela, czy święta. Uwielbiam takie gry. Mam poczucie, że to nie tylko zabawa, ale przede wszystkim czas razem i też emocje. Bywa naprawdę gorąco, bo wszyscy mają ducha walki,ale jak dotąd wszystko dobrze się kończy. No i jak przystało na prawdziwą „wojującą” feministkę, wszystkich bliskich mam wokół siebie – podsumowuje Justyna Syroka.

Tekst Marta Mazurek

Foto Marek Podsiadło

Komenatrze zostały zablokowane