fbpx

Stąd na koniec planety i z powrotem

31 maja 2016
Komentarze wyłączone
1 023 Wyświetleń

IMG_2280Michał Jeżyna i Ania Żak, logistyk i informatyk, dwoje motocyklistów, obieżyświatów, w czerwcu zostawiają dotychczasowe życie i zaczynają projekt Feel the World, czyli podróż motocyklową dookoła świata. My, lubelscy motocyklowi znajomi Michała, wiedzieliśmy o tych planach od półtora roku. Byliśmy w wąskiej grupie osób wtajemniczonych. Przez ten czas kibicowaliśmy przygotowaniom, słuchaliśmy o wyjeździe i zgodnie przytakiwaliśmy sobie nawzajem, że plan jest przedni i każdy by tak chciał, tylko jak to zrobić?…

Pamiętam rozmowę z Michałem, jedną z pierwszych. Do wyjazdu był jeszcze rok z okładem, a on już wiedział, że w czerwcu 2016 spakuje najpotrzebniejsze rzeczy, przekręci klucz w zamku, siądzie na motocykl i ruszy… Nie mieściło mi się to w głowie. A co z kluczem? Powiesi na sznurku na szyi? Odda sąsiadce? Rozumiem wyprawę, podróż trwającą trzy tygodnie czy nawet trzy miesiące. Ale to jest zupełnie inna kategoria. Przemierzanie świata to nie jest wycieczka. To zmiana stylu życia, to podjęcie ryzyka, nawet takiego, o którego istnieniu jeszcze się nie wie. Nie wiem, dlaczego zapytałam wtedy Michała, a co jeśli przez ten rok pozna jakąś wspaniałą kobietę? Zauroczenie, miłość, przeznaczenie… Byłam ciekawa, czy zakłada możliwość wycofania się z projektu, czy w ogóle jest jakaś siła, która może zatrzymać go przed tym wariactwem. Chyba mi nie odpowiedział. Ale wiem, co by wybrał.

Challenge accepted

IMG_2261– Traktuję tę podróż jako spełnienie swoich marzeń, choć to wydaje się być oczywiste. Myślę, że dzięki niej przypomnę sobie, co się w życiu najbardziej liczy, na czym warto się skupiać, a na czym nie. Może znajdę sposób na życie po powrocie, może odkryję swoje miejsce gdzieś po drodze. Nie wiem tego wszystkiego, ale wiem, że wyjeżdżam z otwartym na doznania sercem i umysłem. To mój sposób na tę podróż – tak Michał określa swoje nastawienie do podróży, która w zamyśle ma trwać półtora roku. Michał pochodzi z Lubelszczyzny, ma korzenie parczewsko-puławskie. Imprezę pożegnalną organizuje w Tuszowie pod Lublinem w domu rodziców, choć sam od dawna nie ma tu stałego adresu. Przez pewien czas mieszkał w Pradze, ale gdy wyliczył, że spędza tam 17% czasu, uznał, że utrzymywanie kosztownych pozorów „domu” nie ma sensu. Żyje w hotelach, w podróży, a w wolne weekendy zagląda do Tuszowa. W każdym aspekcie życia profesjonalny i racjonalny. Przez przyjaciół oceniany jako niezawodny, stabilny i bardzo pozytywny człowiek. W kontekście podróży dookoła świata przyjaciele mówią: znając Michała, musi się udać. Dla mnie Michał to chodząca samodzielność. Pewnie trochę wynika to z ambicji, a trochę z podejścia do życia, że nie ma sytuacji, w których się można poddać. Taką sytuacją był na pewno półroczny pobyt w Japonii, którego podjął się, mając fundusze na miesiąc i znając język japoński w takim stopniu, w jakim zna się go po pierwszym roku japonistyki na polskiej uczelni.

IMG_2211Ani nie znaliśmy i byliśmy wszyscy ciekawi, jaka ona jest. Kobieta, która jako partner, a nie dziewczyna czy żona, rusza na taką wyprawę. Opcji było kilka. Może jest to pewna siebie damulka ze stolicy, której się wydaje, że podróż dookoła świata to tak jak wypad nad Zalew Zegrzyński, tylko trochę dalej, albo młode zbuntowane dziewczę, które szuka w świecie swojej zagubionej osobowości. Co prawda, biorąc pod uwagę rozsądek Michała i szacunek, z jakim zawsze mówił o Ance, te wersje były mało prawdopodobne. Rzeczywistość bardzo nas ucieszyła. Anka to drugi filar tej wyprawy, kobieta bez cienia zadufania w sobie, przy wszystkich walorach, które na to zadufanie by pozwalały. Okazało się, że wcale nie warszawianka, tylko olsztynianka, że włóczykij, że z motocyklem obyta jak facet. Znajomość świata na poziomie master wynikająca z wielu samodzielnych podróży. Na jednym z wyjazdów w 2014 roku poznała Michała. To było w Gruzji, Anka podróżowała z dwoma kolegami. W Swanetii spotkali grupę Michała i dalej pojechali wspólnie. W grudniuMichał wpadł do Warszawy na spotkanie z „gruzińską” koleżanką. Była akurat zainspirowana podróżami Ewana McGregora i Charleya Boormana, określa swój ówczesny stan tak: Obejrzałam wszystkie odcinki serii „Long Way Round” i „Long Way Down” i pomyślałam sobie, żeby machnąć taki trip. Michał z propozycją podróży dookoła świata wbił się idealnie! Od razu przeszliśmy do ustalenia terminu, bo ja szybko podejmuję decyzje!

Anna ŻakFaktycznie, zdeterminowania jej nie brakuje. Kiedy kilka lat temu szef opowiadał jej z błogością w głosie, jak to jest pięknie jeździć motocyklem, stwierdziła – robię prawko! Po dwóch miesiącach miała prawo jazdy na motocykl. Kurs robiła w Warszawie, przylatując na zajęcia z różnych zakątków Europy, w których akurat pracowała. – Jestem konsultantem w firmie business intelligence. Wprowadzam rozwiązania IT u klientów, doradzam, rozszerzam istniejące rozwiązania, zawodowo jestem cały czas w podróży. Zainteresowanie informatyką przejęłam po rodzicach, również informatykach, ale dzieciństwo spędziłam, biegając po podwórku z grupą rówieśników. Rower, tenis, od czasu do czasu gnębienie młodszej siostry. – Anka śmieje się, ale generalnie stawia embargo na informacje o swoim życiu. Tylko ze względu na prywatne kontakty wiem, że zaliczyła okres nastoletniego buntu, który przyspieszył siwienie jej ojca, że zna z tego okresu całą dyskografię polskiego hip-hopu, ale są to rzeczy, o których opowiada tylko przy butelce wina.

Na stronie feeltheworld.pl fotografia motocykla Ani, spod tylnego koła wylatuje fontanna piachu. Widać, że jest trudno, ale to zdjęcie z jakiegoś wyjazdu „rozgrzewkowego”, kłopoty i utrudnienia szukane trochę na siłę, żeby sprawdzić, czy się podoła. Za kilka tygodni nie będzie można zawrócić, zrezygnować albo zadzwonić po kolegów. Wszystko będzie zależało tylko od własnych sił. Czy ta świadomość nie zniechęca? – Przychodzą takie dni, że jakieś tam obawy się pojawiają, ale nigdy nie pomyślałam, aby zrezygnować. – Anka jest nieugięta, w podobnym tonie wypowiada się Michał: – Mam momentami mniejsze lub większe poczucie trudności wyjazdu, ale zawahania i chęci rezygnacji nigdy.Obawiam się typowych spraw związanych z podróżą. Wysokich temperatur, które mogą bardziej dokuczyć niż chłód, naszych relacji, bo po dłuższym przebywaniu ze sobą zaczną się tarcia, może zacząć szwankować sprzęt…

Komfort żelowej poduszki

Wyprawa, choć jej idea narodziła się spontanicznie, jest długo i skrupulatnie przygotowywana. Jednym z elementów przygotowań jest wyekwipowanie się w odpowiedni sprzęt. Po pierwsze motocykl, choć nazywanie tak ważnego elementu wyprawy „sprzętem” nieco mu uwłacza. Założenie od początku było takie, że jadą własnymi motocyklami. Nie szukają nowych pojazdów u sponsorów, nie wypożyczają motocykli na poszczególne etapy. Wyjeżdżają z Lublina swoimi motocyklami, na polskich numerach rejestracyjnych, pokonują nimi całą zaplanowaną trasę, co oznacza postawienie kół na wszystkich siedmiu kontynentach, kiedy trzeba pokonać ocean, ładują motocykle do samolotu.

Bazując na wcześniejszych doświadczeniach, postawili na suzuki DR 650.

Tomasz Skorzyński, właściciel lubelskiego warsztatu motocyklowego, przyznaje, że to niezły wybór.  – Jest to solidna, sprawdzona konstrukcja, nadaje się do turystyki w różnych warunkach. Mocna rama motocykla umożliwia dospawanie różnych uchwytów na bagaż w zależności od potrzeb użytkownika. Silnik w tym modelu to sprawdzona jednostka, chłodzona olejem, a nie wodą, w związku z czym nie ma ryzyka uszkodzenia chłodnicy, a to w warunkach podróży po trudnym terenie, w czasie której istnieje ryzyko wywrotki, bardzo ważne. Mamy tu też typowe łożyska, takie, które z dużym prawdopodobieństwem można znaleźć w przydrożnym warsztacie bądź kupić w sklepie rolniczym. Trzeba jednak pamiętać, że motocykle Ani i Michała mają przejechać przez rok, dwa dystans prawie 100 000 km, a to jest dużo! Dlatego w momencie wyjazdu muszą być w idealnym stanie, zalecałbym wymianę linek, łożysk, na bezdrożach Afryki czy Kanady może być trudno z dostępem do części.

IMG_2171Mając za sobą niejeden wyjazd motocyklowy, wiedzieli, co trzeba w motocyklach zmienić, ulepszyć, żeby jechać wygodniej, żeby zabrać dużo bagażu, żeby go dobrze przymocować, no i co tam w którym egzemplarzu wymienić, żeby zwiększyć szansę na podróż bez usterek. Ale zdają sobie sprawę, że przejechanie planowanych 100 tys. km bez napraw to mrzonka. – Żeby ułatwić sobie sprawę napraw, które na pewno nas czekają, jedziemy bliźniaczymi motorami. Wystarczy wtedy opanować obsługę jednego modelu, no i części te same… Przeszliśmy ciekawe szkolenie w Stajni Motocyklowej, szkolenie pod kątem podróżniczo-motoryzacyjnym. Przydało się, bo już kilka tygodni później, wracając z Bałkanów, własnoręcznie wyjmowaliśmy gaźnik w moim motocyklu! – Anka cieszy się z nowych umiejętności.

Po motocyklach przyszła kolej na sprawy drobniejsze, ale niezbędne. Żelowe wkładki w siedzeniach, mocne stelaże do mocowania bagażu, sakwy, kaski, obuwie, elektronika… Tu bardzo przydała się ich przebojowość, dzięki której nie wahali się pukać do drzwi sponsorów, nawet takich z górnej półki.

Na kwietniowej testowej podróży do Albanii i Czarnogóry wypróbowali nowe kaski, interkom, czyli urządzenie montowane w kasku służące do rozmowy pomiędzy motocyklistami, nawigację i ubrania oraz buty. Kaski nie zachwyciły, interkom owszem, bo wreszcie można na bieżąco wymieniać wrażenia. Kurtki są bardzo specjalistyczne, model na warunki letnie, wiatr hula przez nie jak przez sito, więc na chłodniejsze etapy konieczna będzie jednak wierzchnia wiatrówka.

Grawitacja codzienności

Chociaż hojność sponsorów i partnerów wyprawy zdjęła z ich barków część kosztów, to i tak gros z nich pozostaje po stronie podróżników. Nieelegancko jest rozmawiać o pieniądzach, ale ja w przypadku takich awanturników zawsze jestem ciekawa, skąd biorą środki na roczną włóczęgę. Anka i Michał te pieniądze po prostu zarobili, koszty życia, utrzymania motocykli, wiz wjazdowych i wszelkie inne przewidziane i nieprzewidziane wydatki pokryją własnym sumptem. Nie przewidują zarabiania pieniędzy po drodze, nie mają też sponsorów, którzy dołożyliby się do tego typu wydatków.

Kiedy wyjazd Ani i Michała jest już tak bliski, zaczynam mieć poczucie lekkiego wstydu, że oni jadą, zrealizują tę ideę, a my tu zostaniemy i będziemy troszczyć się w kółko i w kółko o swoją codzienność. Mimo że niby każdy z nas chciałby w taką podróż ruszyć, to grawitacja codzienności jest silniejsza. Dobrze, że są tacy ludzie jak oni, dobrze, że poczują ten świat na własnej skórze i opowiedzą nam o nim w blogu pisanym gdzieś po drugiej stronie Ziemi. Czego Wam życzyć? Wróćcie tacy sami! Będziemy czekać, powodzenia!

„LAJF magazyn lubelski” patronuje wyprawie.

Tekst Iza Wołoszyńska

Foto Krzysztof Stanek, archiwum

Komenatrze zostały zablokowane