fbpx

Teatr jak narkotyk

19 grudnia 2018
1 092 Wyświetleń

Z Kamilą Lendzion, nowym dyrektorem Teatru Muzycznego w Lublinie, o tym, co stanowi o istocie misji kierowania sceną operetkową, nowym repertuarze i możliwościach młodych, utalentowanych artystów rozmawiają Piotr Nowacki i Patrycja Chyżyńska, foto Dorota Bielak.

 

– Dlaczego właśnie Teatr Muzyczny w Lublinie?

– Ponieważ tu się urodziłam, tu jest moje rodzinne miasto i moje miejsce na ziemi. Teatrowi Muzycznemu przyglądam się od wielu lat, jest to jeden z nielicznych już teatrów operetkowych w Polsce, warto o tym pamiętać i tę tradycję operetkową podtrzymać. Publiczność uwielbia operetkę, pozwala jej przenieść się do innej rzeczywistości, zobaczyć niezwykły spektakl, piękne kostiumy, obejrzeć wspaniałą historię, czasem wzruszającą, czasem zabawną, czasem zmuszającą do myślenia. Stwierdziłam, że mam tyle pomysłów na rozwój tego miejsca, więc dlaczego nie spróbować pokierować tą instytucją? Znam ten zespół bardzo dobrze, pracowałam tu jako solistka, znam bolączki instytucji, znam ambicje artystów. Wiem, co możemy zrobić, żeby było lepiej. Wiem, jak wypromować spektakl, żeby był interesujący i atrakcyjny dla widzów, więc dlaczego nie?

– Jaki jest więc pomysł na dalszy rozwój teatru?

– Pomysłów jest wiele, mam nadzieję, że większość z nich pozwoli na powrót Teatru Muzycznego w Lublinie na muzyczną mapę Polski. Nie da się ukryć, że ostatnie lata nie należały do naszej instytucji, to bardzo przykre, ale niestety prawdziwe. Z żadnym spektaklem czy przedsięwzięciem nie byliśmy zauważalni. Nie mówiło się o nas czy to w kategorii spektakularnych premier, czy doskonałych artystów. Chciałabym to zmienić.

– O zmianach na lepsze mówi każdy nowy dyrektor teatru.

– Myślę, że pierwszą ważną zmianą będzie docenienie pracowników naszego teatru, począwszy od brygad technicznych, pracowni krawieckich, plastycznych po administrację, kończąc na wspaniałych artystach. Mamy zespół, w którym drzemie ogromny potencjał, mam wrażenie jednak, że dotychczas nie był dostatecznie wykorzystywany. To ludzie utalentowani, którzy chcą spełniać swoje artystyczne ambicje i trzeba im to tylko umożliwić. Po drugie, to pozyskanie nowej publiczności. Wprawdzie mamy naszą stałą i wierną od lat widownię, co widać po sprzedaży biletów, która nas kocha i uwielbia do nas wracać, i dla tej publiczności jesteśmy i będziemy. Jesteśmy teatrem z 70-letnią tradycją operetkową i tej tradycji, proszę mi wierzyć, pozostaniemy wierni.

– Nie uważa Pani, że teatr pominął gdzieś grupę, jaką jest młodzież, i nie jest ona na spektaklach widoczna?

– Tak, bez dwóch zdań! Jednym z moich priorytetowych założeń jest pozyskanie dla teatru młodego widza. Będzie to możliwe jedynie wtedy, kiedy przygotujemy ofertę dla młodych ludzi, ofertę, która ich zainteresuje, poruszy problemy dotyczące ich grupy wiekowej. Moim marzeniem jest to, by te projekty realizowali młodzi i utalentowani reżyserzy, którzy wyjdą naprzeciw oczekiwaniom tak wymagającej publiczności. Proszę pamiętać, że jeżeli zaproponujemy im spektakle o wysokiej wartości artystycznej, to oni do nas wrócą jako dorosły widz. Dlatego my, jako instytucja kultury, musimy pełnić rolę edukatora, to jest nasz obowiązek i to powinna być nasza misja.

– W jaki sposób to się odbywa?

– Powolutku, małymi krokami, ale jednak cały czas do przodu. Do końca roku gramy spektakle, które zostały zaplanowane przez poprzednią dyrekcję, nie było powodu wprowadzać radykalnych zmian w repertuarze, ponieważ wszystkie spektakle fantastycznie się sprzedają. Jednak udało się wprowadzić pewne nowości. Pierwsza z nich dotyczy „Skrzypka na dachu” i jest to propozycja właśnie dla młodego widza. Zaproponowaliśmy ten spektakl szkołom w porannych godzinach, tak aby w ramach zajęć szkolnych mogli wziąć udział w naszych spektaklach. Pomysł zrodził się pewnego dnia, kiedy mój 6-letni synek, nie mogąc z oczywistych względów zostać sam w domu, odwiedził razem ze mną teatr. Akurat graliśmy „Skrzypka na dachu”. Byłam przekonana, że będzie to pozycja, która nie przypadnie mu do gustu ze względu na poważną, „dorosłą” tematykę i że zwyczajnie będzie się nudzić. Jakże się myliłam… siedział z otwartą buzią i chłonął przedstawienie od początku do końca. Jeśli 6-latka zaczarował ten spektakl, to wierzę, że młodzież również ulegnie jego urokowi. Spektakl porusza ważną tematykę, sięga historii, myślę, że to ważna i wartościowa pozycja dla szkół. I jak się okazało, przeczucie mnie nie myliło, bilety sprzedały się zaledwie w parę dni od pojawienia się spektaklu w repertuarze!

Planujemy również szereg koncertów na nowo powstałej sali kameralnej. Będą to koncerty o tematyce popularnej, bardziej ukierunkowanej pod młodzież. Oczywiście na to wszystko trzeba czasu, nie da się zrobić wszystkiego w dwa, trzy miesiące. Projekty muszą być doskonale przygotowane pod każdym względem, bo tylko wtedy młody widz uwierzy, że bierze udział w czymś prawdziwym i wartościowym, co w dodatku jest tak zwyczajnie i po ludzku fajne.

– A najmłodsi?

– Kolejny pomysł dotyczy dzieci w wieku od 8 do 12 lat. Pracujemy nad projektem pod roboczą nazwą „nowa generacja”, opartym na wspólnym tworzeniu muzyki. Projekt ten skierowany jest bezpośrednio do dzieci, które nie chodzą do szkół muzycznych, przez co nie mają okazji uczenia się muzyki profesjonalnie. Damy im szansę, by razem z nami mogły rozwijać swój talent. Chcemy te dzieciaki zaprosić do współpracy, poznawania muzyki, spotykania się z muzyką na co dzień. Chcemy dać im możliwość komponowania. Ale idźmy z duchem czasu – komponowania na tabletach, na aplikacjach, które dają możliwość kompozycji utworów muzycznych. Zajęcia będą odbywać się na zasadach warsztatów. Jednym z elementów będą również spotkania ze słynnymi, popularnymi osobami ze świata muzyki. Finałem warsztatów będzie koncert złożony z utworów skomponowanych przez naszych małych kompozytorów.

– Na czym jeszcze opiera się Pani wizja prowadzenia teatru?

– Myślimy o tym, aby teatr był miejscem spotkań dla wszystkich. Chcemy, aby takim miejscem była właśnie wspomniana już przeze mnie sala kameralna, która powstała z myślą o tym, by być miejscem spotkań różnych kultur, artystów, tych niszowych i tych bardziej popularnych. Już 31 stycznia zapraszamy na spotkanie z muzyką francuską, a w lutym na piękny koncert złożony z pieśni sefardyjskich. W planach repertuarowych jest również cykl spotkań „Gdzie są Gwiazdy z tamtych lat”, cykl poświęcony wybitnym śpiewakom operetkowym, gwiazdom, które tworzyły historię polskiej operetki. Pierwsze spotkanie, również w styczniu, z primadonną warszawskiej operetki Panią Elżbietą Ryl-Górską, już dziś serdecznie wszystkich zapraszamy. Wierzę, że każdy od najmłodszego do najstarszego widza znajdzie w naszych propozycjach coś dla siebie i zakocha się w Muzycznym!

– A co z działaniami na rok przyszły? Czy publiczność dostanie coś z efektem wow?

– Oczywiście, że tak. Pierwszą premierą, którą zaplanowaliśmy już na 22 marca, będzie premiera „Krainy uśmiechu” Franza Lehára. Jest to operetka łącząca dwa światy – Wiednia i Pekinu. Lehár opowiada o uczuciu księżniczki Lizy do księcia Su Czonga. Mezaliansie, połączeniu skrajnie różnych kultur. Fantastyczna operetka z egzotyczną nutą, bardzo energetyczna, wiem, że w Lublinie była grana bardzo dawno temu, jest więc okazja, by przypomnieć ją naszej publiczności. Wybór tego widowiska na pierwszą premierę jest oczywisty – 70-letnia tradycja operetkowa Teatru Muzycznego jest zobowiązująca. W najbliższych planach mamy również fantastyczny rewiowy spektakl, którego zapowiedzią będzie druga część koncertu sylwestrowego. Nie ukrywam, że pojawi się również opera, ale to już plany na następny sezon artystyczny. Gwarantuję, że jako instytucja kultury będziemy się rozwijać i zmieniać. Chcemy udowodnić, że teatr muzyczny to nie tylko operetka, ewentualnie musical czy bajki dla dzieci, ale również projekty, które nie wpisują się w oczywisty sposób w rolę teatru muzycznego.

– W Pani planach Teatr Muzyczny ma również nową rolę producenta.

– Zostaliśmy koproducentem razem ze Stowarzyszeniem Bliski Wschód, Centrum Spotkania Kultur i Filharmonią Lubelską spektaklu „Stryjeńska let’s dance, Zofia”, którego premiera odbyła się 30 listopada w CSK. To fantastyczny monodram w wykonaniu Doroty Landowskiej, który opowiada o życiu polskiej malarki Zofii Stryjeńskiej. Ogromną rolę w spektaklu odgrywa oprawa muzyczna, za którą byli odpowiedzialni właśnie nasi muzycy. To była dla nich niesamowita przygoda i doświadczenie, ponieważ, jak się okazało, pierwszy raz brali udział w takim przedsięwzięciu. Do spektaklu muzykę skomponował wyśmienity dyrygent niemieckiego pochodzenia, który pracuje w Szwajcarii, Niemczech i we Francji – Christoph Coburger. Ten spektakl to dowód na to, że chcemy iść też w kierunku nieco innym niż tradycyjnie pojmowany teatr repertuarowy. Dołożę wszelkich starań, aby taka współpraca zdarzała nam się jako instytucji częściej i byśmy my jako teatr stali się atrakcyjnym partnerem przy realizacji tych mniejszych, ale i tych dużych produkcji artystycznych!

– Z wykształcenia jest Pani magistrem sztuki – śpiewaczką operową, co skłoniło Panią do tego, by zająć się zarządzaniem tego typu instytucją?

– Uwielbiam swój zawód, uwielbiam śpiewać, uwielbiam być na scenie i to się nigdy nie zmieni, jednocześnie uwielbiam być z tej drugiej strony, strony organizatora. Będąc uczestnikiem wielu projektów muzycznych, dużo się temu przyglądałam, miałam okazję cały ten proces tworzenia poznać od podszewki i na tyle mnie zafascynował, że podjęłam decyzję o założeniu agencji artystycznej. Przez pięć lat zorganizowałam wiele wydarzeń artystycznych na terenie Lubelszczyzny, m.in. razem z Orkiestrą Symfoniczną im. Karola Namysłowskiego w Zamościu pierwszą galę operetkową w Lublinie. Był również Festiwal Muzyki Operowo-Organowej w Leżajsku, ale również szereg mniejszych lub większych koncertów. Były to projekty muzyczne, które wymagały ode mnie świetnej organizacji, połączenia biznesu ze sztuką, i właśnie ten mariaż przynosi mi największą zawodową satysfakcję.

– Jakie zmiany szykuje Pani w zespole?

– Zmiany już zaszły, powitaliśmy bowiem w zespole artystów dwójkę młodych i szalenie utalentowanych śpiewaków, którzy zasilą szeregi naszych solistów. Brak sopranu koloraturowego i tenora w zespole był widocznie odczuwalny i bardzo się cieszę, że udało mi się temu zaradzić. Wierzę, że nowi artyści przypadną naszej publiczności do gustu. Będzie można ich podziwiać w naszych spektaklach repertuarowych już w nowym roku kalendarzowym. Pozyskaliśmy również znakomitego kierownika muzycznego Przemysława Fugajskiego, który współpracuje z największymi teatrami operowymi w kraju i za granicą. Wiem, że te zmiany podniosą w widoczny sposób poziom artystyczny, a na tym mnie, jako dyrektorowi teatru, zależy najbardziej!

– Teatr jako biznes?

– Jeśli chcielibyśmy, by teatr był dochodowym biznesem, musielibyśmy często pozamykać teatry, zwolnić zespół i ewentualnie oprzeć się jedynie na impresariacie. Obecnie gramy 14–18 spektakli miesięcznie, myślę, że to całkiem niezły wynik. Patrząc na teatr jako na biznes, to o dziwo, wychodzimy lepiej, kiedy nie gramy niż jak gramy. Wynika to niestety z niezbyt dużej widowni i dość sporych kosztów spektakli. Ale teatr musi grać, musi spełniać swoją statutową rolę. Zatem postrzeganie teatru w kategorii dochodowego biznesu, myślę, że w tym momencie jest sporo na wyrost. Wierzę natomiast, że pod koniec mojej kadencji będę mogła już powiedzieć, że tak… da się, by biznes i sztuka szły ze sobą w parze, ale nie ukrywajmy, proces naprawczy kierowanej przeze mnie od września instytucji musi potrwać. A o aspektach prowadzenia teatru można mówić bez końca, ale absolutnie nie traktuję teatru jak biznesu. Od początku do końca to jest misja.

– A czy to nie jest tak, że bycie doświadczonym artystą mimo wszystko bywa przeszkodą w kierowaniu teatrem?

– Wręcz przeciwnie. 18 lat doświadczenia scenicznego pomaga w prowadzeniu instytucji, jaką jest Teatr Muzyczny. Właśnie ta empatia  pozwala być otwartym na te wszystkie marzenia ludzi pracujących w teatrze. Kto inny, jak nie artysta, zrozumie drugiego artystę?

– Kamila Lendzion prywatnie czy tylko służbowo jest czynna i aktywna?

– Przede wszystkim jestem mamą 6-latka. Uwielbiam spędzać czas z rodziną i każdą wolną zawodowo chwilę staram się poświęcać rodzinie, szczególnie teraz każda godzina jest na wagę złota. Uwielbiam czytać książki, podróżować, lubię dobrą kuchnię. Ale nie ukrywam, że obecnie większość czasu poświęcam teatrowi. Teatr jest narkotykiem, jest we mnie cały czas. Jeżeli coś robię, to poświęcam się temu całkowicie, bo tylko takie oddanie jest gwarancją sukcesu. Dzięki Bogu, moja rodzina mnie rozumie i wspiera. Uwielbiam pracować, jestem pracoholikiem, przyznaję się do tego bez bicia. Całe moje życie kręci się wokół muzyki, i zawodowe, i prywatne. A będąc dyrektorem teatru, tym bardziej mogę swoje muzyczne marzenia realizować.

– Co powinien mieć w sobie dyrektor teatru?

– Empatię, stanowczość, wytrwałość i dążenie do obranego celu…

 

Kamila Lendzion – absolwentka Akademii Muzycznej w Łodzi. Już jako studentka zadebiutowała partią Fiordiligi w operze „Cosi fan tutte” Wolfganga Amadeusza Mozarta na scenie Teatru Wielkiego w Łodzi. Brała udział w niemieckiej realizacji opery „La buona figliola” Niccolo Piccinniego jako Armidoro, w Teatrze Operowym w Rheinsbergu. Solistka Opery Kameralnej w Warszawie, przez wiele lat związana z Teatrem Muzycznym w Łodzi, gdzie z powodzeniem wykonywała główne partie sopranowe. Laureatka Nagrody Kulturalnej Województwa Lubelskiego za osobisty wkład w rozwój i upowszechnianie kultury polskiej. Została także uhonorowana dyplomem Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego Bogdana Zdrojewskiego za niezapomniane kreacje i wieloletnią twórczą pracę na łódzkiej scenie.

 

 

Zostaw komentarz