fbpx

UROJONA ZDRADA

15 sierpnia 2021
899 Wyświetleń

Ostatkiem sił dowlókł się do kuchni. Nakazał chłopcu ostrzec matkę. W przeciwnym razie szaleniec ją dopadnie i zrobi z nią to samo, co z nim. Może nawet wybić całą rodzinę.

Dwunastolatek, przezwyciężając strach, przemknął do sieni. Niestety, ojciec zamknął drzwi na klucz. Byli w pułapce.

Szczęścia u nich nie było

Dramatyczne zdarzenia rozegrały się na początku stycznia 1935 roku w Białej pod Radzyniem Podlaskim. W miejscowości tej zamieszkiwali małżonkowie Franciszek i Janina Buchajowie. Byli zamożnymi gospodarzami.

Mieli trójkę dzieci w wieku czternastu, dwunastu i ośmiu lat. Mieszkali w obszernym domu z wygodami. Do pracy w polu zatrudniali parobków. Można by powiedzieć, że niczego im do szczęścia nie brakowało. Byli bogaci, dzieci chowały się zdrowo, sąsiedzi z podziwem, a niektórzy nawet z lekką zazdrością, spoglądali na ich okazałe gospodarstwo. A jednak szczęścia w ich domu próżno było szukać.

Franciszek Buchaj był bardzo zazdrosnym mężem. Podejrzewał, że żona go zdradza. Na tym tle robił jej wymówki, groził, że przepędzi ją z domu, jeśli jego podejrzenia się potwierdzą.

Janina nigdy nie pomyślała o zdradzie małżeńskiej. Kochała tylko Franciszka i dzieci, żyła przykładnie i skromnie. Owszem, była kobietą ładną, mężczyźni oglądali się za nią, gdy z wdziękiem szła przez wieś, ale to przecież nic nie znaczyło. Cóż mogła poradzić na to, że się im podobała? Patrzeć każdemu wolno.

Tłumaczyła to wielokrotnie mężowi, jednak z równym skutkiem mogłaby rozmawiać ze ścianą. Żadne słowa nie były w stanie go przekonać.

– Ty mi tu się nie przysięgaj. Po twoich oczach poznaję, że łżesz! – wykrzykiwał i obrzucał żonę wyzwiskami. Zaczął też posuwać się do rękoczynów. Zaciągał ją do izby, zamykał drzwi na klucz i spuszczał jej lanie. Chodziła potem przez kilka dni posiniaczona. Mówiła, że się poślizgnęła i upadła.

Wszyscy jednak wiedzieli, skąd ma siniaki. Rodzina radziła jej, żeby gdzieś to zgłosiła. Choćby na policję. Jak nic nie zrobi, dojdzie kiedyś do tragedii. Janina nie odważyła się na taki krok. Wprawdzie byli zamożni, ale większość gruntów odziedziczył po rodzicach Franek. Prawie wszystko należało do niego. Gdyby poszedł siedzieć, mogliby popaść w nędzę.

Dwójka starszych dzieci, na tyle już duża, wiedziała, co ojciec robi ich mamie. Próbowały stawać w jej obronie, ale rozszalały z zazdrości furiat i na nie podnosił rękę.

Muchy bierze się miodem, nie octem

W 1934 r. w gospodarstwie Buchajów zatrudnił się jako parobek 25-letni Czesław Gajda. Był przystojnym mężczyzną. Od pierwszej chwili wzbudził nienawiść Franciszka Buchaja, który podejrzewał go o romans z Janiną.

Zaczął ich śledzić. Nic nie wykrył, bo nic do wykrycia nie było. Gajda pracował solidnie, wykonywał wszystkie polecenia pryncypałów, a w wolnym czasie, którego miał tyle, co na lekarstwo, spotykał się we wsi ze swoimi rówieśnikami. Natomiast Janina, nie chcąc dawać mężowi pretekstu do urządzania kolejnych scen zazdrości, traktowała parobka jak powietrze. Lubiła go, ale dla dobra ich obojga, unikała z nim kontaktów.

Jednakże od czasu do czasu zamieniali kilka słów w zwyczajnych gospodarskich sprawach. Mieszkali pod jednym dachem, więc to było nieuniknione.

Franciszek notował w pamięci każdy taki przypadek. Uważał, że ich krótkie rozmowy dotyczące np. naprawy płotu czy wykoszenia łąki za domem, mają inne, ukryte znaczenie. Ubzdurał sobie, że posługują się jakimś sobie tylko znanym szyfrem, by nikt, a zwłaszcza on, Franciszek, nie poznał ich zamiarów. Był przekonany, że Janina zmawia się z parobkiem, by się z nim po kryjomu gdzieś spotykać. Nie mógł żyć z tą myślą.

Korciło go, żeby przywalić Gajdzie kamieniem w głowę lub przejechać go kosą po żebrach, gdy we dwóch szli na pole. Jednak pilnował się, żeby nerwy go nie poniosły. Z parobka był kawał chłopa. I był dość bystry. Mógł przejrzeć jego zamiary.

W bezpośrednim starciu Buchaj nie miałby z nim szans. Nie wyobrażał sobie większego blamażu niż łomot od kochanka żony. Stałby się pośmiewiskiem, o ile już nim nie był.

Postanowił inaczej to rozegrać. Babcia kiedyś mu mówiła, że muchy bierze się nie octem, lecz miodem. Obmyślił więc straszliwy podstęp. Udał, że jest przyjaźnie nastawiony do Gajdy, żeby uśpić jego czujność.

– Pojechałbyś ze mną do Radzynia na targ? – spytał. – Potem wstąpimy do gospody coś przekąsić.

– Ale ja mam tutaj robotę. Drzwi do komory powinienem naoliwić – próbował wymówić się parobek. Buchaj odparł, że potrzebuje go w miasteczku, drzwi mogą poczekać. Pojechali furmanką. Po sprzedaniu na targu ziemniaków Buchaj zgodnie z daną obietnicą zaprosił Gajdę do restauracji przy rynku. Był tego dnia niezwykle hojny. Zamówił dwudaniowy obiad i dużą karafkę wódki. Regularnie napełniał kielichy.

– Pij, Czesiu, co sobie będziesz żałował, raz się żyje. Spokojnie, ja za wszystko płacę – zachęcał parobka. Mówił bełkotliwym głosem, jak człowiek, który ma sporo w czubie. Ale tylko udawał pijanego. Chciał upić Gajdę.

Nie minęły dwie godziny, jak młodszy z mężczyzn zaczął się sennie kiwać nad stołem. Buchaj zapłacił rachunek, wziął Gajdę pod ramię i po wyjściu z gospody usadził go na wozie. Miał zamiar roztrzaskać mu głowę siekierą, gdy tylko wyjadą z miasteczka. A potem rzucić zwłoki w krzaki. Było ciemno, mało ludzi. Powinno się udać. Ale nie udało się. W pewnym momencie parobek ocknął się z drzemki. Chociaż minęli już Radzyń, Buchaj nie zaryzykował ataku. Przyszło mu do głowy coś innego.

W szale zazdrości

Wrócili do domu. Buchaj, wciąż udając, że jest z parobkiem w przyjaznej komitywie, poczęstował go kolacją, a następnie zaproponował grę w karty. Wyciągnął też butelkę i znowu namawiał go do picia. Sam tylko moczył usta w kieliszku. Siekiera stała w sieni, oparta o ścianę.

Nie chciał, żeby żona była świadkiem zbrodni. Wysłał ją więc z najstarszą córką na drugi koniec wsi do sąsiadów, gdzie kobiety przędły wełnę. Niech się dziewczyna przyucza do pożytecznego zajęcia – powiedział. A Janina, nie podejrzewając podstępu, bez słowa sprzeciwu wypełniła jego polecenie. Gdy Gajdę ponownie zaczął morzyć sen, podprowadził go do łóżka, na którym spało dwoje młodszych dzieci. Ułożył go obok nich i odczekał kilka minut aż parobek na dobre uśnie. Następnie przyniósł siekierę. Uniósł ją wysoko, po czym z ogromną siłą opuścił ją na głowę śpiącego mężczyzny.

Po pierwszym uderzeniu parobek straszliwie jęknął. Buchaj zadał mu jeszcze trzy ciosy, jeden po drugim. Dzieci zbudziły się ze snu. Widząc potworny czyn ojca, przerażone zaczęły krzyczeć. Syn próbował odebrać mu siekierę. Córka prosiła Gajdę, żeby wstał i bronił jej przed szaleńcem.

– Zamknijcie się! Wynocha do kuchni. Siedźcie tam, dopóki nie pozwolę wam wyjść! A jak które wyjrzy, to zatłukę jak psa! – ryknął rozwścieczony ojciec.

Gdy dzieci posłusznie wyszły, Buchaj pochylił się nad zalanym krwią Gajdą, który nie dawał znaku życia. Jego głowa była zmasakrowana. Na ustach oprawcy wykwitł okrutny, mściwy uśmiech.

Z nim już koniec. Połowa planu wykonana, teraz pora na drugą część – mruknął zadowolony. Nawet na chwilę nie zajrzał do kuchni do dzieci. Wyszedł z domu, zamykając na klucz drzwi do mieszkania i do sieni. Wziął ze sobą siekierę, z której wciąż kapała krew parobka.

Sam wymierzył sobie sprawiedliwość

Gajda nie był jednak martwy. Udawał nieżywego, żeby Buchaj go nie dobił. Słyszał jego słowa i wiedział, co one oznaczają. Gospodarz zabije teraz żonę. Janina mówiła mu, że Franek jest bardzo o nią zazdrosny.

Parobek nie miał jednak pojęcia, że Buchaj popadł w paranoję i chce wszystkich wymordować. Powinien mu w tym przeszkodzić.

A gdyby tak ją ostrzec przed rozszalałym mężem? Dotrzeć do sąsiadów przed nim i powiedzieć, że idzie do niej z siekierą. Ale to było niemożliwe. Ciężko ranny nie pobiegnie, zresztą Buchaj wyszedł z domu kilka minut temu.

Jednak cień szansy wciąż był. Przecież Franciszek nie wtargnie do domu sąsiadów, bo zostałby przez nich obezwładniony. Raczej poczeka, aż żona od nich wyjdzie. Zaczai się gdzieś przy drodze. Może już gdzieś czekał. Gdy Janina będzie wracać, zabije ją i zapewne nie oszczędzi także córki.

Trzeba je ratować. Ale w jaki sposób? Sam nie da rady. W kuchni były jednak dzieci. Ostatkiem sił doczołgał się do nich i powiedział do syna gospodarzy, żeby natychmiast biegł po matkę i starszą siostrę. Chłopiec zrozumiał grozę sytuacji. Jednak nie mógł wydostać się z domu, bo ojciec zamknął drzwi na klucz.

Dwunastolatek kawałkiem żelaza rozbił zamek, po czym pognał przez pole, skracając sobie w ten sposób drogę. Zastukał w okno, a gdy ktoś je otworzył, powiedział, co się stało. Ludzie natychmiast udali się do Buchajów. W mieszkaniu zastali konającego Czesława Gajdę i nieprzytomną z przerażenia młodszą córkę gospodarzy.

Ranny parobek trafił do szpitala w Białej Podlaskiej. Lekarze przez kilka godzin walczyli o jego życie, niestety nad ranem mężczyzna zmarł na skutek odniesionych obrażeń powstałych w wyniku ciosów zadanych obuchem siekiery.

O morderstwie powiadomiono policję, która wszczęła poszukiwania Franciszka Buchaja. Mieszkańcy wsi widzieli go, jak uciekał do lasu. I tam kilka dni później został odnaleziony. Wisiał na gałęzi sosny. Okrutny zbrodniarz sam wymierzył sobie karę, popełniając samobójstwo.

tekst Mariusz Gadomski | foto Narodowe Archiwum Cyfrowe, WBP im. H. Łopacińskiego w Lublinie

Zostaw komentarz