fbpx

O śmierci po ludzku

5 listopada 2014
Komentarze wyłączone
1 120 Wyświetleń

 

DSC01203O zmarłych, nieobecnych w sposób nieodwołalny, mówi się u nas dobrze albo wcale. Śmierć przykrywa woalem zapomnienia ich wady, a nawet przeciętne cechy, najczęstszy komponent ludzkich osobowości. Pośmiertne wizerunki naszych bliskich stają się mdłe i nieprawdziwe, zostają wspomnienia bez skazy, przypieczętowane granitową, lśniącą tablicą z datą urodzin i śmierci.

W listopadowe święto ulegamy obłędowi odwiedzania grobów bliskich, niezależnie od tego, czy cel znajduje się w powiecie, czy w Szczecinie, oddając przy tym hołdy bóstwom komercji. Konieczność zorganizowania wyjazdu, przyjęcia gości, zakupienia odpowiedniej, zwykle chorobliwie dużej ilości zniczy, doniczek i wieńców wypiera istotę święta – wspomnienie zmarłego. Obchodzimy święta – szerokim łukiem… Śmierć chowamy za szpalerem chryzantem i drżącym światłem zniczy. Nie chcemy się nad nią zastanawiać, nie chcemy myśleć o tym, że nas dotyczy.

DSC01203 Zupełnie inne wrażenia o stosunku do śmierci i zmarłych wynosi się z cmentarza w malutkiej wsi Săpânța w rumuńskim Maramureszu. W latach trzydziestych XX wieku Stan Ioan Pătraş, lokalny artysta, zaczął tworzyć tu niezwykłe nagrobki, które z czasem zdominowały cały cmentarzyk. Pătraş rzeźbił je w drewnie, bo lasy Maramureszu dają drewna w bród i dlatego tutejsza sztuka snycerska i architektura drewniana nie mają sobie równej. Centralną część pomnika poświęcał postaci zmarłego. Umieszczał tu relief przedstawiający zmarłego przy tej czynności, która była najbardziej charakterystyczna dla jego życia. Pod tym wydrążał tekst, zwykle żartobliwe epitafium, o zmarłym, wyrażane często w pierwszej osobie. Poznanie jego treści wymaga znajomości starego języka rumuńskiego z mnóstwem lokalnych zwrotów. Ale warto poszukać w przewodniku albo w internecie, bo znaleźć można na przykład: prośbę o to, by nie obudzić leżącej pod ciężkim krzyżem teściowej, żal, że nie pójdzie się już w góry z owcami, czy historię nabycia nowego samochodu, pewnie największe wydarzenie w życiu. Najwięcej spoczywających tu osób opisanych jest przez swoją pracę. Profesji nie jest za wiele – dominują zajęcia związane z pasterstwem i rolnictwem. Ale są też życiorysy, a za nimi nagrobki, w których to nie praca jest wyróżnikiem – na przykład te naznaczone nałogiem czy zakończone w nagły i nietypowy sposób.

Na nagrobnych wizerunkach, tak jak w realu,kobiety w czarnych spódnicach i czarnych chustkach przędą wełnę, tkają kolorowe dywany, zajmują się dziećmi, gotują posiłki. Mężczyźni w kapeluszach pasą owce na zielonych łąkach, ścinają drzewa toporami na długich drzewcach, doją owce. Jeden kosi trawę, odwiedza go kobieta z butelką mleka. Pasterz wędruje z kosą przełożoną przez ramię, za nim czarne i białe owce. Pijak siedzi sam nad szklanką wódki. Mechanik samochodowy zabiera się za naprawę czerwonego samochodu, a górnik dłubie w czarnej skale. Weterynarz pod krawatem głaszcze krowę, a rzeźnik, paląc fajkę, dokonuje rozbioru tuszy. Dziewczynka podnosi w górę rękę, jakby w geście szukania ratunku, kiedy wpada pod rozpędzony samochód. Młodzieniec schyla bezradnie głowę wciągany pod koła pociągu. Barmana otaczają butelki, muzykanci przygrywają na skrzypkach. Życie się toczy.

DSC02166Ten cmentarz ma wiele warstw. Jest etnograficzną ciekawostką. Niezwykłą kolekcją sztuki naiwnej. Jest źródłem wiedzy o zajęciach, trybie życia mieszkańców określonego terenu w określonym czasie, narzędziach, jakimi się posługiwali. Analizowanie dat powstania pomników i przedstawianych na nich profesji dokumentuje też fakt pojawiania się nowych zawodów, takich jak traktorzysta czy mechanik samochodowy. Zaskakujące jest to, że kiedy chodzimy po tym cmentarzu i oglądamy kolejne, wcale nie śmieszne artefakty – wszak to groby – to robi się coraz cieplej na sercu i coraz weselej. Może to wpływ użytych przez artystę kolorów – niebieskiego, żółtego, czerwonego. Bawi nas na pewno naiwność zastosowanej symboliki. Ale za ten dobry nastrój odpowiada głównie to, że „życiowe” wizerunki zmarłych, bezpośrednie przedstawienie ich sylwetek, przełamują strach przed śmiercią, nienaturalny stosunek do zmarłego! Chodzimy po cmentarzu i nie mamy głowy smętnie zwieszonej i zanurzonej w ponurej zadumie. Chodzimy po cmentarzu i wspominamy zmarłych takimi, jakimi byli. Patrzymy na ich życie – zsoczewkowane w obrazie stworzonym ręką Pătraşa – czasem wypełnione pracą, czasem do znudzenia poprawne, a zwykle całkiem przeciętne, a wręcz zmarnowane, i obcujemy z nim bez cienia żenady. Do cmentarza w Săpâncie przylgnął przydomek Wesoły Cmentarz.

DSC02167Nie wiem, czy ktoś zapytał kiedykolwiek Pătraşa o intencje i przyczyny tworzenia mieszkańcom Săpânțy właśnie takich nagrobków. Czy rzeźbiąc pierwszy nagrobek z maramureszańskiej dębiny, miał gotową koncepcję dzieła? Zastanawiał się, jak będzie ono odbierane? Może był po prostu człowiekiem z poczuciem humoru i dawał temu wyraz poprzez zabawne epitafia i kolorowe krzyże i uśmiałby się do łez, słysząc, że są one poddawane analizie. Nawet jeśli tak, to trudno oprzeć się wnioskom, które same się nasuwają. Umieszczenie w centralnym miejscu nagrobka scen z ziemskiego życia nadaje im szczególnej wartości. Zastępują one przecież miejsce symboliki sakralnej, zwykle tu używanej. Świeckie życie, człowiek na ziemskim padole, jest najważniejszą treścią. Natomiast śmierć jest elementem tego życia, jego etapem, do którego gładko, choć nie wiemy kiedy i jak, dochodzimy. Dlatego nie budzi strachu i nie jest powodem do pogrążania się w żałobie. Można z dzieła Ioana Stana Pătraşa wyciągnąć jeszcze jedną sugestię – zamiast milczeć o zmarłych, porozmawiajmy o nich. Opowiedzmy sobie ich życie. Zamiast spędzać święta na polerowaniu pomników i zastawianiu ich morzem światełek. Może nasze cmentarze staną się wtedy bardziej ludzkie i wesołe.

Tekst Iza Wołoszyńska

Foto Marcin Pietrusza, Iza Wołoszyńska

 

Komenatrze zostały zablokowane